piątek, 4 kwietnia 2014

Kagami x Kuroko, część 2

No więc druga część obiecanego czegoś, co udało mi się wyprodukować .____.
Kontemplujcie w pokoju XD

Kuroko no Basuke

Kagami x Kuroko

Wesołych Świąt!


21 grudnia, 11:47

Obudził mnie niezwykle irytujący dźwięk budzika w telefonie. Nie patrząc na wyświetlacz od razu wyłączyłem alarm. Przewróciłem się na drugi bok i usłyszałem przerażający, lekko zniekształcony przez zakłócenia głos.
- Kagami-kun - od razu się rozbudziłem. NAWET W MOIM WŁASNYM POKOJU?!
- AAAA! - wrzasnąłem, podrywając się z łóżka. Rozejrzałem się dookoła, szukając Kuroko. Nigdzie nie mogłem go zauważyć.
- Kagami-kun, nie krzycz - spojrzałem w stronę, z której dobiegł głos. Telefon.
Odetchnąłem z ulgą. To nie był budzik, to Tetsuya dzwonił. A akurat przycisk wyłączania budzika jest tym samym przyciskiem co odbierania. Jaki debil to wymyślił, pytam się?
- Co jeeeeeest? - spytałem go, ziewając sobie przy okazji.
- Wczoraj nie oddałeś mi rękawiczki - a ten zaś o swoim.
- Jak to? - no, może za szybko chciałem od niego zwiać. Spojrzałem na swoją prawą rękę. Normalnie sobie zasnąłem w jego rękawiczce - A, fakt. Przyjdę ci ją przynieść - powiedziałem, zmierzając w kierunku kibelka. Tak się wystraszyłem, że już na pewno nie zasnę, więc można sobie wziąć prysznic.
- Nie trzeba. Za pięć minut u ciebie będę, masz być gotowy do wyjścia - powiedział beznamiętnie.
- CO?! PIĘC MINUT?! NIE ZDĄŻĘ! - wrzasnąłem.
- Pośpiesz się - dodał tylko i się rozłączył. No co za ciota.
Włączyłem tryb Turbo-Kagami i szybko wskoczyłem pod prysznic, myjąc się w niecałe dwie minuty, łącznie z włosami. Kolejne dwie minuty poświęciłem na wycieraniu się, suszeniu włosów ręcznikiem i poszukiwaniu skarpetek. W ostatnią minutę się ubrałem. Na szybko jeszcze umyłem zęby. Gdy płukałem usta, usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem ze schodów i szybko ubrałem kurtkę z rękawiczką w kieszeni.
- Wychodzę! - wrzasnąłem, i nie czekając na odpowiedź wylazłem z domu. Pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie w oczy, była biel. Mnóstwo, mnóstwo czystej bieli.
- Spadł śnieg - inteligentnie zauważył Kuroko.
- Idź - wskazałem mu drogę przed sobą, bo już mnie zirytował.
- Rękawiczka - powiedział, wyciągając rękę.
- Ach, fakt - wygrzebałem ją z kieszeni i podałem dzieciakowi. Ten od razu ją ubrał.
Nagle naszła mnie wredna, zła, okropna, perfidna i w ogóle be myśl. Którą, oczywiście, zrealizowałem. Tetsuya pisnął, kiedy zimna śnieżka uderzyła go w jedyną odsłoniętą część ciała, czyli kark.
- Jeden zero dla wspaniałego Kagamiego Taigi! - ryknąłem, bawiąc się w komentatora - Czy Kuroko Tetsuya odpowie na jego atak? Oj, chyba coś szykuje-AAAAAAA! - krzyknąłem, uchylając się przed śnieżką lecącą w moją stronę - No i atak, mimo iż nieskuteczny, jednak... - urwałem, gdy druga śnieżka zatkała mi usta.
Może i Tetsuya był słaby w rzutach do kosza, ale z podaniami nie miał najmniejszego problemu. I chyba właśnie jedno z nich zastosował.
Szybko wyplułem śnieżną kulkę, żeby nie nabawić się bólu gardziołka, i od razu odrzuciłem kolejną w stronę dzieciaka. Nawet zabawa w komentatora przestała być potrzebna. Niewinna bitwa na śniegowe kulki zmieniła się w zażartą wojnę na śmierć i życie. Śnieżek.
Nagle straciłem Kuroko z pola widzenia. Odwróciłem się, żeby się rozejrzeć i zobaczyłem go, jak biegnie w moją stronę z ramionami pełnymi sypkiego śniegu. Odruchowo cofnąłem się o krok, żeby to wszystko nie wylądowało za moim kołnierzem. Tetsuya był już blisko mnie i nagle poślizgnął się na oblodzonym kawałku placu. No i oczywiście przewrócił się, i mnie przy okazji też. Niby knyp, ale jednak może przewrócić nawet gościa jak ja.
Na szczęście wylądowałem głową na puszystym śniegu, bo jeszcze przez przypadek coś by mi się w mózgu poprzestawiało i stałbym się normalny. Heheszki. Chciałem wstać, ale leżał na mnie Kuroko.
- Spadaj - lekko przesunąłem go, tak że sturlał się ze mnie na miękki śnieżek. Dzieciak nagle pisnął tak, że aż bębenki w uszach mogą popękać.
- Aaa, mam śnieg pod koszulką! - poderwał się na nogi i próbował go wyjąć, ale przez rękawiczki wsadził go sobie tam więcej. Westchnąłem, podniosłem się i do niego podszedłem.
- Czy ja wszystko muszę robić za ciebie? - zapytałem niezbyt miło i wsadziłem mu rękę pod koszulkę, żeby wyjąć śnieg. Znowu pisnął, ale nic więcej nie powiedział. Większość tego śniegu już się roztopiła, więc żeby się nie rozchorować, musiałby się przebrać.
- Chodź, ogrzejemy się trochę - wskazałem mu drzwi do domu, bo już się trząsł z zimna. Nawet nie próbował odmawiać, po prostu powlókł się za mną.
Zabrałem go do mojego pokoju na górze i kazałem mu się rozebrać, żeby dać mu suche ubrania. Tetsuya posłuchał, a ja w tym czasie szukałem najmniejszej koszulki, jaką mam, żeby mu pożyczyć. W końcu znalazłem jakieś szarawe coś i odwróciłem się.
Zobaczyłem biednego, zmarzniętego Kuroko, siedzącego na moim łóżku w samych bokserkach, które też chyba planował zdjąć. Walnąłem facepalm'a, bo zrozumiał to polecenie zbyt dosłownie.
- CHODZIŁO MI O KOSZULKĘ, IDIOTO! - krzyknąłem do niego, rzucając mu bluzką w twarz.
- Ale Kagami-kun... Spodnie też mam mokre - wskazał na równo ułożone w kostkę spodnie. Nawet nie bawiłem się w szukanie małych galotów, po prostu dałem mu byle jakie, z paskiem w gratisie.
- Nogawki podwiniesz - powiedziałem, patrząc na knypka ubierającego moje spodnie.
Już nie raz tak go widziałem, ale dopiero teraz bardziej się na nim skoncentrowałem. Był niski i szczupły, ogólnie całkiem dobrze zbudowany, ale mógłby trochę przypakować. Miejsce pod żebrami, gdzie wpadł śnieg, było lekko zaczerwienione.
Nagle zdałem sobie sprawę, że też jestem przemoczony i szybko zacząłem się przebierać. Gdy zdjąłem koszulkę spojrzałem na swój brzuch. No to się, kurde, nazywa klata. Uśmiechnąłem się zadowolony. Spojrzałem na Kuroko, który patrzył na mnie i zapinał pasek od spodni.
- Mógłbyś trochę poćwiczyć nad mięśniami - powiedziałem. Nie chciałem być wredny, ani nic, ale chyba większość osób by tak pomyślała, patrząc na płaski brzuch Kuroko i mój sześciopak.
- Nie, dziękuję. Takie ćwiczenie na siłowni nie jest dla mnie - powiedział obojętnym tonem. Postanowiłem inaczej mu to wyperswadować,
- Napnij mięśnie.
- Słucham? - spytał, lekko zdziwiony.
- Słyszałeś - odpowiedziałem krótko.
Dzieciak cały się naprężył i aż zrobił się czerwony z wysiłku. Słabeusz. Wystawiłem dwa palce, którymi dźgnąłem chłopaka w brzuch, wołając jakże inteligentne:
- DŹGUUUUUUUUUUUUUU! - Kuroko zgiął się w pół i jęknął z bólu.
- Widzisz? - spytałem - Teraz ja ci coś pokażę - napiąłem mięśnie.
- Uderz mnie. Z całej siły - Tetsuya spojrzał na mnie jak na wariata, którym właściwie jestem, wziął zamach i rąbnął mnie w brzusio. Zero reakcji. Tylko on potrząsnął bolącą dłonią.
- No i widzisz. Jedna z zalet posiadania klaty. Nie licząc panienek - zaśmiałem się pod nosem.
Kuroko kichnął, więc kazałem mu się ubrać. Wyjąłem z szafy jakąś bluzę, rzuciłem mu ją i poszedłem na dół, żeby zrobić ciepłą herbatkę, po drodze zakładając koszulkę.
Szybko zagotowałem wodę, wyjąłem z szafki dwa kubki, nucąc pod nosem jakąś melodię. Wrzuciłem do nich po jednej torebce owocowej herbaty i zalałem. Wsypałem do każdego kubka niezbyt określoną ilość cukru i pomieszałem, robiąc tak dużo hałasu, jak tylko było możliwe. W dobrym humorze poszedłem z herbatką na górę.
Kuroko grzecznie siedział na łóżku, obok złożonej kołdry, i oglądał uważnie mój cały pokój, jakby był tu pierwszy raz. Ja, jak byłem u niego pierwszy raz, zdążyłem zepsuć szafkę i potłuc akwarium z rybkami. Na szczęście nic im się nie stało. Może i jestem wariatem, ale nie mordercą.
- Tylko nie wylej - podałem mu herbatę. Tetsuya od razu pociągnął łyk z kubka. Chyba się oparzył, bo odstawił go na szafkę obok łóżka.
- Już mi cieplej, dziękuję - kaszlnął trzy razy i przy okazji kichnął. Może i cieplej, ale chyba się pochoruje.
Podszedłem do niego i podniosłem kołdrę. Szybko pociągnąłem go za nogę, sprowadzając do pozycji leżącej. Zanim zdążył w ogóle zareagować, przykryłem go kołdrą, przygniatając swoim ciałem, żeby przypadkiem nie uciekł. Kuroko odkrył swoją głowę, żeby móc oddychać, i spojrzał mi prosto w oczy.
- Kagami-kun... Dusisz mnie - ojć. To przypadkiem.
Podniosłem się trochę, prostując łokcie. Tetsuya pociągnął nosem, a ja przykryłem go kołdrą pod samą szyję, znowu prawie zasłaniając głowę, i już chciałem wstać, żeby podać mu chusteczkę, ale coś mi przeszkodziło.
- TAIGA-CHAN~! - piętnastoletnia burza hormonów wpadła do mojego pokoju.
To była Kagami Akira, moja kuzynka.
- Aki-chan! Już przylecieliście? - zapytałem z łóżka - Przecież mieliście być jutro.
- Mieliśmy jutro, jesteśmy dzisiaj! Uroki naszej rodzinki. Ale ja widzę, że chyba przeszkadzam, coo, Taiga-chan? - spytała zaczepnie, unosząc jedną brew i uśmiechając się znacząco - Zaraz się przekonamy, kim jest twoja dziewczyna! - krzyknęła i podbiegła do łózka, żeby ściągnąć z Kuroko kołdrę.
No, na pewno trochę się zdziwiła, widząc zamiast wytapetowanej, cycatej blondynki bez połowy ubrań małego, zakatarzonego Kuroko. Który w dodatku był zupełnie płaski. No i ubrania miał moje.
- Oooo... Czyli... W takim razie nie było sprawy z dziewczyną - powiedziała Akira, lekko zakłopotana.
- Dokładnie. Mam nadzieję, że ta sytuacja nauczy cię nie wyciągać pochopnych wnios... - ja i mądra gadka, akurat.
- Taiga-chan ma CHŁOPAKA! - wydarła się, prosto do mojego ucha.
- EJ! Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?!
- Szczerze? Nie - no przyjechała i już ludzi irytuje. Głupia baba.
- Kagami-kun... Możesz ze mnie zejść? - Kuroko był jak zwykle obojętny.
- Nie musicie się przy mnie krępować - Akira zachichotała - Swoją drogą, ładnie razem wyglądacie.
- To nie jest mój chłopak! - poczułem się dziwnie, gdy to powiedziała. Gdzieś w środku zrobiło mi się okropnie gorąco. Szybko wstałem z Kuroko - Ja w ogóle nie mam ani chłopaka, ani dziewczyny!
- Ech, no dobra, dobra... A może chociaż przedstawisz mnie koledze - spytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Noż wredota mała.
- Aki-chan, to jest Kuroko Tetsuya. Chodzimy razem do klasy i jesteśmy przyjaciółmi. Kuroko, to jest Kagami Akira, moja młodsza kuzynka. Okropnie wnerwiające babsko - nie ma to jak rodzinna miłość. Ale i tak strasznie się cieszyłem, że już przyjechała.
- Wyglądacie jak rodzeństwo - skomentował Tetsuya.
- Naprawdę? - spytaliśmy z Akirą chórem, tak samo idiotycznie wlepiając w niego gały. Kuroko skinął głową na tak. Równocześnie roześmialiśmy się głośno, odrzucając głowy do tyłu.
- O tym mówiłem - mruknął Kuroko, wstając z łóżka. Zachwiał się i upadłby, gdyby nie mój refleks. Złapałem go w talii i podtrzymałem.
- Kuroko, co się dzieje? - spytałem zaniepokojony, widząc, jak chłopak robi się coraz bledszy. Posadziłem go na łóżko - Może lepiej się połóż?
- Nie, Kagami-kun... Muszę iść do domu, już wieczór, rodzice będą się martwić - Tetsuya chciał wstać z łóżka, ale znowu się zachwiał.
- Nie wstawaj. Zadzwonię do twojej mamy i powiem, że dzisiaj tu przenocujesz. Tylko najpierw powiadomię moją.
- Ale...
- Bez ale, siedzisz tu i koniec! - no wkurzył mnie - MAMO! - wydarłem się, wystawiając głowę z pokoju - Kuroko dzisiaj tu przenocuje, okej?
- Jasne! - odkrzyknęła mama z dołu.
Wziąłem telefon z szafki i wybrałem domowy numer Kuroko.
- Halo? - usłyszałem spokojny głos jego mamy.
- Dobry wieczór, Kuroko-san. Tu Kagami Taiga. Tetsuya zostanie u mnie na noc, nie ma pani nic przeciwko? - ależ jestem grzeczny.
- A co na to twoja mama, Taiga-kun? Mogę ją do telefonu? - zapytała niepewnie.
- Oczywiście - zbiegłem po schodach na dół - Mamo! Kuroko-san do ciebie! - podałem telefon rodzicielce. Ta wytarła ręce w fartuch, bo akurat gotowała coś w kuchni.
- Halo? Tak, to ja. Tak. Ależ nie, to żaden kłopot. Niech się pani nie martwi - uśmiechnęła się - Dadzą sobie radę.
Rozłączyła się z miłym uśmiechem. Szkoda, że ja mój odziedziczyłem po tacie.
- Załatwione. Tetsu-chan może u nas nocować.
- Dzięki, mamo! Jakbyś potrzebowała w czymś pomocy to wołaj! - wyszczerzyłem się, ucieszony jak dziecko, do którego ktoś pierwszy raz przyszedł nocować.
- Ty w kuchni? Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać - zaśmiała się. W sumie, ja też wolę nie. Uśmiechnąłem się do niej i poszedłem na górę.
Tam zastałem Kuroko rozmawiającego z rozpromienioną Akirą.
- Czyli Kagami-san...
- No ej, Tetsu-chan, mów mi Aki-chan! - zaśmiała się młoda - O, Taiga-chan przyszedł! I co, i co? - zapytała, lekko podskakując.
- Jajco – pokazałem jej język - Zostajesz - wyszczerzyłem się, mówiąc do dzieciaka.
- Ale nawet nie mam w czym spać... Ani szczoteczki do zębów... - Tetsuya siedział na łóżku i medytował nad swoją egzystencją u mnie.
- Znajdziemy coś. A szczoteczkę zawsze można kupić.
- O, o! A ja mam fajną piżamę, mogę ci pożyczyć, Tetsu-chan! - Akira wyszczerzyła zęby, zupełnie jak ja - Niebieską, będzie ci pasować!
- Chcesz mu dać babską piżamę?! Ja dam mu moją koszulkę, przynajmniej będzie wyglądał jak facet!
- Może i tak, ale jest przeziębiony, więc musi być mu ciepło! A ta piżama JEST ciepła!
- No to dam mu ciep~...
- Taiga-chaaan~! - ciocia Wakari przyszła się przywitać, przy okazji ratując któremuś z nas życie, albo przynajmniej zdrowie - Ty i Aki-chan już się kłócicie?
Spojrzeliśmy na mamę Akiry morderczym wzrokiem, a ona tylko się roześmiała.
- A to kto? - spytała ciocia, zapuszczając żurawia na łóżko.
- Kuroko Tetsuya, mój kolega z klasy, gramy razem w kosza - przedstawiłem dzieciaka cioci.
- Tetsu-chan, pomożesz nam w przygotowaniach? - spytała ciocia.
- Nie pomoże, źle się czuje - tak, jestem wredny. Ale wszyscy i tak mnie kochają.
- Kagami-kun, już mi lepiej, pomogę - Tetsuya wstał z łóżka - Nawet bardzo chętnie.
- To chodź, Tetsu-chan - powiedziała ciocia zachęcająco - Lubisz gotować? - Kuroko skinął głową na tak - No to porywamy cię do kuchni. A ty, Taiga-chan - zwróciła się do mnie - Nie siedź bezczynnie, tylko też rusz tyłek do pomocy! - stanąłem na baczność i zasalutowałem.
- YES, SIR!
- Aki-chan! Za Taigą!
- YES, SIR! - zrobiła to samo co ja. No kserokopiarka jedna.
Wszyscy zeszliśmy na dół do salonu, gdzie przed kominkiem siedziała cała rodzina Kagamiaków. Dosłownie cała. Caluteńka. Dwadzieścia osiem osób przyjechało do niezbyt dużego domu i aż dziwne było, że jeszcze nic nie zepsuli, przewrócili, podarli, rozbili, spalili, utopili, ewentualnie wysadzili. No, czasem też zdarzały się przypadki przejechania. Ale są tu dopiero pięć minut, więc cała zabawa przed nami. Mamy przecież prawie dwa tygodnie. Ależ optymistyczne myśli.
- Taiga-chan~! - cała rodzina zawołała mnie chórem.
- Coo? - udawałem idiotę. No dobra, nie musiałem udawać.
Rodzinka jak na zawołanie zaczęła coś do mnie mówić, z czego najczęściej powtarzało się "aleś ty wyrósł". Nagle wszyscy ucichli i spojrzeli wyczekująco na Kuroko.
- Ech... To jest Kuroko Tetsuya - powiedziałem wskazując na dzieciaka ręką - Mój kolega z klasy, gramy razem w kosza.
- Cześć, Tetsu-chan - jak w przedszkolu normalnie, chórki mi tu tworzą.
- Kuroko, może przedstawię ci rodzinę. Yuuko, moja mama, Ninjin, nie mylić z "ninja", mój tata, Wakari, ciocia, mama Akiry, jej mąż Renji, Akira, jej siostra Yumi, babcia Machiko, dziadek Tsugawa, druga babcia, Nayuko i jej mąż Maruku, ciocia Tsuri i wujek Kaname, ich syn Kiriyu i jego dziewczyna Namari, ciocia Marumi i wujek Kurogaya, ich syn Hikaru i córka Yamiko, bliźnięta, i ich partnerzy Nayami i Makira, kuzyn Karuki, jego żona Megumi, ich synowie Yagawa i Yuugawa, też bliźniaki, no i trojaczki, nie wiadomo, skąd się wzięły, ale są. Marui, Karui i Tsumui. Marui to chłopak, wbrew pozorom. No i wszyscy jesteśmy Kagami.
Każdy, którego imię wypowiedziałem, machał do Kuroko, a on kiwał głową na powitanie.
- Możemy już iść? - zapytałem wyczekująco, na co dziadek kiwnął głową.
Poszedłem z Kuroko i Akirą do kuchni, żeby czekać na dalsze rozkazy. Ciocia Wakari powinna być generałem, czy czymś.
- Taiga-chan! Idziesz na dwór i pomagasz tacie wnieść do domu choinkę, bo akurat ją przytargał - wyjrzała za okno - Aki-chan! Ty idziesz po stół na strych, bo ten co jest w salonie jest za mały - zobaczyła zwątpione spojrzenie Akiry - Noo, nie marudź, silna baba jesteś, dasz radę, w końcu masz na nazwisko Kagami. Tetsu-chan! Ty zostajesz ze mną i sprawdzimy twoje umiejętności w gotowaniu! Jasne?
- YES, SIR! - zawołaliśmy chórem. Lekko się zdziwiłem, gdy usłyszałem głos Kuroko, co prawda cichszy niż nasze, ale zawsze. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Szybko ubrałem ciepłe ubrania i wyszedłem na dwór, akurat, gdy tata próbował wtargać choinkę na podwórko, ale zaklinowała się w furtce. Zachichotałem pod nosem i zacząłem mu pomagać. Było z tym trochę kłopotu, no ale daliśmy radę. Gdy choinka była już w połowie w domu, zaklinowała się w drzwiach. A dokładniej, to ja się zaklinowałem. Między drzwiami a choinką.
- Taiga-chan, przesuń tą choinkę! - krzyknął tata, bo nie miał za bardzo sposobności mnie zobaczyć. W końcu byłem cały schowany w chaszczach.
- No wyleźć nie mogę - odkrzyknąłem i usłyszałem, jak tata przedziera się w moją stronę.
- Ojć - wyszczerzył się - Yuuko-chan! Nasz syn się zaklinował, chodź pomóc!
- Jak zaklinował? Znowu? - zobaczyłem mamę, która wycierała ręce w fartuch. Za nią szli Akira, Yumi, trojaczki i Kuroko.
- Aaaaale cioooota! - Akira złapała się za brzuch i zaczęła śmiać - Taiga-chan, ty naprawdę jesteś idiotą!
- Zamknij się - warknąłem - pomogłabyś.
- No właśnie, Aki-chan - tata trzymał moją stronę - Chcesz mieć choinkę na święta, czy nie? Ja jestem za duży, nie przecisnę się do niego, żeby go wypchnąć, więc chodź na tą stronę.
- Ja nie przelezę, też jestem duża! Tetsu-chan jest najmniejszy! No i nie jest dzieckiem, Yumi - zwróciła się do siostry, która już chciała zaoponować i wskazać na siebie i trojaczki. Wszyscy spojrzeli na Kuroko, który bez słowa podszedł do mnie, odwrócił się bokiem i zaczął przeciskać twarzą do mnie. Wszysko spoko, cudnie, pięknie i w ogóle, ale też się zaklinował. Akira ryknęła śmiechem, przewróciła się na podłogę i zaczęła tarzać. Spojrzałem groźnie w dół, na dzieciaka, który stał twarzą do mnie, przyciśnięty do mojego ciała, i patrzył w górę. Tylko wzruszył ramionami. Noż szlag by to!
- TATO! POMÓZ NAM! - wydarłem się, w akcie rozpaczy.
Mój rodziciel jakoś przecisnął się do nas i zaczął nas wypychać z przejścia. Z drugiej strony Akira i mama targały nas za ręce, żeby pomóc tacie. Właściwie to Akira nie pomagała, tylko się chichrała. Ja też starałem się pomóc. W końcu trochę się przesunęliśmy i mogliśmy wyjść, ale tata stwierdził, że jeszcze nie, i już biegł w naszą stronę z wyciągniętymi rękoma, żeby nas przepchnąć do końca. No i rąbnął, a ja zdążyłem tylko złapać Kuroko za głowę, żeby se jej nie rozwalił, bo nie chciałem zbierać krwawej miazgi z podłogi. Wylecieliśmy z drzwi z hukiem i wylądowaliśmy na podłodze w półsiedzącej pozycji. Znaczy ja klęczałem z zaciśniętymi oczami i przyciskałem głowę Kuroko do piersi, on przytrzymywany przeze mnie półleżał, a nad nami stała reszta rodziny.
Chwilę tak posiedzieliśmy, ciężko oddychając ze zmęczenia (Akira się nie zmachała, to ze śmiechu), aż usłyszeliśmy zduszony głos Kuroko.
- Kagami-kun, już możesz mnie puścić.
Odsunąłem się od niego i wstając podałem mu rękę. Skorzystał z pomocy i wstając wyjrzał przez okno.
- Już ciemno, Kagami-kun. Pójdziemy po tą szczoteczkę?
- Jakbyś nie zauważył, przejścia nie ma. Chwilę se poczekamy. Ale jak się tatuś spręży - powiedziałem, z naciskiem na ostatnie słowo - to zdążymy przed zamknięciem sklepów.
- Dobra, dobra, już, tylko weź mi pomóż – tatuś się fochnął.
Zabraliśmy się do przeciskania choinki przez próg domu. Oczywiście jak zwykle wyłysiała o połowę gałęzi, ale mimo to i tak była ogromna i bardzo gęsta. Dzieciaki od razu rzuciły się do ubierania jej we wszystko, co znalazło się pod ręką, a w tym czasie ja i Kuroko wyszliśmy z domu, zakładając ciepłe ubrania i zgarniając jakąś kasę do kieszeni. Poleźliśmy do najbliższego sklepu po tą szczoteczkę, a gdy już wychodziliśmy, nagle o czymś sobie przypomniałem.
- Chodź, pokażę ci coś – pociągnąłem Kuroko za przedramię, targając za sobą w jakąś uliczkę.
- Co? – spytał inteligent.
- Taką... kawiarnię. Ale bez burgerów, przysięgam! - powiedziałem, gdy zobaczyłem jego spojrzenie.
Szliśmy uliczkami przez miasto, mijając świecące ozdoby, które nadawały wszystkiemu świątecznego charakteru. Mikołaje, sanki, choinki, gwiazdki i różne inne duperelki, które niby były zwyczajne, ale jednak okropnie je kochałem. Kochałem zimę, święta, śnieg, bitwy na śnieżki, zjazdy na sankach z górki i wszystko inne.
Przypomniałem sobie czasy dzieciństwa, kiedy z tatą i Akirą przemierzaliśmy tą samą drogę, między tymi samymi ozdobami, do tej samej kawiarni, nawet o tej samej porze – wieczorem. Tylko ładnych kilka lat temu. Prawie zapomniałem jak to jest - iść sobie na gorącą czekoladę z osobą, do której żywię ciepłe uczucia. Jak słodko.
Po kilku minutach szybkiego marszu doszliśmy do kawiarni, w ostatniej chwili przed zamknięciem. Szybko zamówiłem dwie gorące czekolady i wyszliśmy. Akurat zaczął padać śnieg. Podałem Kuroko kubek czekolady z bitą śmietaną, piankami, kawałkiem herbatnika i wiórkami białej czekolady na górze. Tetsuya nachylił się nad kubkiem i pociągnął łyk. Uśmiechnął się delikatnie.
- Pyszne – powiedział rozpromieniony.
Uśmiechnąłem się i też napiłem się czekolady. Od razu poczułem smak dzieciństwa, więc wypiłem jeszcze więcej. Gdy odkleiłem się od kubka i mruknąłem z przyjemnością, Kuroko zachichotał. Spojrzałem na niego pytająco, unosząc brew. Dzieciak wskazał na szybę właśnie mijanego sklepu z zabawkami. Spojrzałem na swoje odbicie i zauważyłem, że na czubku nosa miałem górkę bitej śmietany. Wystawiłem język, próbując ją zjeść, ale coś mi nie wyszło. Zakląłem cicho pod nosem, a Kuroko zachichotał.
- Nachyl się, Kagami-kun – powiedział rozbawiony, a ja się nachyliłem.
Kuroko przysunął się, stanął na palcach i zbliżył do mnie. Gdy poczułem jego oddech na twarzy, zrobiło mi się ciepło. Wtedy delikatnie wysunął język i zlizał bitą śmietanę z mojego nosa. No pomału dostaję gorączki. Odsunął się kawałek i spojrzał na dosyć zszokowanego mnie. Chyba zorientował się, co właśnie zrobił, bo spojrzał w dół, czerwony na twarzy ze wstydu, a może z zimna.
- Przepraszam, Kagami-kun... - nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Odwróciłem głowę, zakłopotany jego zachowaniem. Pewnie zaczerwieniłem się jak debil.
- Nie masz za co przepraszać – odwróciłem się do niego, szczerząc idiotycznie, jak zwykle – Chodźmy już.
Kuroko skinął głową i ruszyliśmy w stronę domu. Szliśmy przez ciemność w ciszy, popijając czekoladę, a dookoła nas wirowały płatki śniegu. Spojrzałem z ukosa na Kuroko, który maszerował przed siebie ze wzrokiem wbitym w brązową ciecz w plastikowym kubku. Był czerwony na twarzy, chyba od tego zimna. No i był też zawstydzony. To aż dziwne. Tetsuya zawstydzony. Co się dzieje z tym światem.
- Ej – dałem mu kuksańca w bok – Mówiłem ci już, nic się nie stało. Po prostu pomogłeś – „w trochę dziwny sposób” dodałem w myślach, bo nie chciałem go już bardziej dobijać.
- Ale nie gniewasz się, Kagami-kun?
- Ech – westchnąłem, przy okazji przeczesując ręką włosy – Nie, już mówiłem. Słuchaj mnie, a nie! - zbulwersowałem się. Tetsuya chyba się trochę rozluźnił. Wyrzuciłem kubek po czekoladzie do śmietnika, a dzieciak szybko dopił swoją i zrobił to samo.
Byliśmy już pod domem. Nawet z podwórka było słychać krzyki mojej rodziny. Szybko weszliśmy po schodach, chcąc ominąć jak najmniej z rozrywki. Gdy tylko otworzyłem drzwi, uderzył nas zapach spalenizny. Usłyszałem krzyczany dialog mamy i cioci Wakari, przerywany „ałaniem” któregoś z trojaczków. Złapałem Kuroko za przedramię, chcąc go pociągnąć do góry, żeby jednak nie natknąć się na dwie rozjuszone bestie. Zacząłem wchodzić po schodach, dając mu znak, żeby był cicho. Na trzecim stopniu były ślady krwi. Zagapiłem się na nią, bo jeszcze pojedynków z tak krwawym skutkiem u nas nie było, a złośliwe schody wykorzystały tą chwilę nieuwagi i mnie o siebie potknęły. No i wyrąbałem, robiąc chyba tyle hałasu, ile tylko da się na schodach. No i przy okazji jak jakiś połamaniec zgiąłem się z bólu, bo Tetsuya też się przewrócił i wylądował tyłkiem oczywiście na moim brzuchu. Usłyszałem dwie pary wściekłych kroków, zmierzających w naszą stronę. Próbowałem się poderwać ze schodów, ale mi nie wyszło, bo ten idiota nadal na mnie siedział.
- Uciekaj, jeśli ci życie miłe! - wrzasnąłem do niego z przerażeniem. Wtedy się podniósł, a kiedy ja też chciałem wstać i uciekać jak najdalej od pola bitwy, usłyszałem wkurzony chór, składający się z dwóch głosów.
- Taaaiga-chaaan – to była jawna groźba.
- Ał – z dwóch głosów i jednego „ał”. Odwróciłem się na pięcie, tylko po to, żeby zobaczyć moją mamę i ciocię, krzyżujące ręce na piersiach. A dokładniej, ciocia krzyżowała jedną, bo drugą targała Marui, znowu ubranego w sukienkę. Jego siostry chyba go nienawidzą. Gdybym nie wiedział, że jest chłopakiem, nie zawahałbym się ani chwili, nazywając go niezłą laską. Trzynastoletnią, co prawda ale i tak niezłą. Długie nogi, smukła sylwetka (kojarzył mi się pod tymi względami z Kuroko), całkiem długie blond włosy i duże, niebieskie oczy. Tylko był płaski, to jedyne, po czym można było poznać, że jest chłopcem. Ale w sumie Karui i Tsumui też nie mają się czym pochwalić. To aż dziwne, że ma na nazwisko Kagami. No ale trojaczki to jedyny taki wyjątek w naszej rodzinie. Każde inne, ale jednak do siebie podobne. A do nas nie. A zwłaszcza do tych wkurzonych bab. Znaczy się, kobiet.
- Coo? - zapytałem niepewnie, wystraszony.
- Gdzie się włóczysz po nocach? - zapytała wkurzona mama.
- Po szczoteczkę byliśmy – wyciągnąłem z kieszeni rzeczony przedmiot, szczerząc się.
- No dobra. Chodźcie na chwilę do salonu. Apel wojskowy – zakomunikowała ciocia Wakari. Ona i jej siostra, która zarazem była mą matką rodzicielką, bardzo dobrze się dopełniały i rozumiały.
- YES, SIR! - wykrzyczałem, i poszedłem do salonu, razem z Kuroko depczącym mi po piętach. Gdy weszliśmy, zauważyliśmy, że cała rodzina już tam jest i pozajmowała wszelkie możliwe pufy, stołki, fotele, krzesła i taborety. Niektórzy nawet siedzieli sobie na kolanach, żeby odstąpić komuś miejsce. Nie było już miejsca, więc klapnęliśmy sobie na podłodze obok stołu. Marui wszedł z zabandażowaną ręką i usiadł na kolanach Akirze, która jako dobra starsza kuzynka go zawołała, z entuzjazmem machając rękoma, przy okazji strącając okulary Kiriyu. Ten już chciał na nią nawrzeszczeć, ale weszła ciocia Wakari, gromiąc wszystkich spojrzeniem.
- Mam parę spraw do obgadania, ludności. A mianowicie: po pierwsze, nie biegać po schodach, bo skończycie jak Marui – wskazała na niego ręką, a Karui i Tsumui zachichotały. Wiedziałem dobrze, czemu biegał. Te dwie małe terrorystki znowu chciały go dopaść. No i wyszło im. Zorientowałem się, skąd na schodach była krew – Po drugie, jak coś pieczecie, idioci, NASTAWIAJCIE ALARM W PIEKARNIKU! - powiedziała, wskazując ręką na stół obok nas, na którym stało spalone... coś. Inaczej nie da się tego nazwać. Odsunąłem się lekko od stołu z obrzydzoną miną, i trochę ze strachem, że jeszcze weźmie to za moje dzieło – No i po trzecie, byłabym niezwykle ukontentowana, gdybyście, rodzino droga, udali się do komnat sypialnianych – nastała cisza. Brakowało tylko świerszcza. Ciocia westchnęła – WON MNIE DO WYREK, NAŁ! - rodzina wydała dźwięk zrozumienia, w stylu „aaa...”, i rozeszła się do sypialni, salonów, pokoi gościnnych i ogólnie wszędzie, gdzie były ich łóżka, materace i inne takie.
Ja, Kuroko i Akira poleźliśmy na górę, do mojego pokoju. Gdy już weszliśmy, Akira zaraz z niego wystrzeliła, mówiąc, że za chwilę wraca. Wymieniłem z Tetsuyą zdziwione spojrzenia i wzruszyłem ramionami. Dziwna jest, ale to chyba rodzinne. Za chwilę Akira wpadła tu z powrotem, ściskając coś niebieskiego. To chyba była ta obiecana piżama dla Kuroko. Moja kuzynka lekko podrygiwała, gdy wcisnęła to biedakowi w ręce. Tetsuya rozłożył ją i spojrzał na nią lekko zdezorientowany.
- Akira-san... Mam to ubrać? - Akira pokiwała głową, a on tylko wzruszył ramionami i poszedł w stronę łazienki.
- Aki-chan, chcesz z niego zrobić babę?! - wydarłem się na nią, a ona tylko machnęła na mnie ręką, dając mi dobitnie do zrozumienia, żebym się zamknął. No to się zamknąłem, ale nie omieszkałem się walnąć focha. Po chwili do pokoju wszedł Kuroko w „nowym wcieleniu”.
Niebieska piżama opinała go na tyle, że było dobrze widać jego talię, nieco kobiecą sylwetkę i szczupłe biodra. Krótkie spodenki do kompletu odsłaniały jego smukłe nogi. W miejscu, w którym miał znajdować się biust Akiry o rozmiarze D, materiał się trochę marszczył, bo jednak nic tam nie było. Oprócz naszytego przez pomysłową kuzynkę brązowego misia w niebieskiej kokardce na głowie. Tetsuya stał lekko speszony, widząc, jak dokładnie lustruję każdy szczegół jego wyglądu.
- Kyaaa! - zapiszczała Akira – Tetsu-chan, wyglądasz tak słodko, że gdybym miała herbatę, nie musiałabym jej słodzić! Co nie, co nie, Taiga-chan? - zapytała, patrząc na mnie wyczekująco, w dodatku kołysząc się w przód i tył, układem palce-pięty. Spojrzałem na Kuroko uważnie i skinąłem potwierdzająco głową. Wyglądał naprawdę uroczo, zwłaszcza, gdy widząc moje skinięcie, zaczerwienił się lekko.
- Słodziak, słodziak, słodziak! - piszczała Akira, podrygując jak niedorozwinięta nastolatka, widząca swojego idola. Dobra, w połowie opis się zgadza. Już chciałem coś powiedzieć, gdy do pokoju wszedł czysty terror, pod postacią cioci Wakari.
- A wy przypadkiem nie mieliście spać? - zapytała, groźnym tonem. Akira szybko wymknęła się, starając się przemykać niezauważona niczym ninja. Nie wyszło jej, bo potknęła się o próg – Aki-chan, widzę cię. Spać, a nie zarywać do Tetsu-chan – dziewczyna pozbierała się z podłogi i poszła, mrucząc coś pod nosem o zarywaniu. Wtedy ciocia odwróciła się do nas, a ja lekko odsunąłem się do tyłu – Wy też macie spać – zmarszczyła czoło.
- Już idziemy. Ciociu, pokażesz Kuroko, gdzie ma spać? - zapytałem, a ciocia uniosła brwi, zdziwiona.
- Jak to gdzie? Tutaj. Wszystko inne zajęte – powiedziała, zanim zdążyłem zaoponować – Materacy też nie ma, więc pognieciecie się trochę razem. Kołdra też została ostatnia, ale poduszki masz dwie. Dobranoc – powiedziała, wychodząc, przy okazji zostawiając mnie z otwartymi ustami i uniesionym palcem. Zaraz jednak się wróciła i zgasiła światło – Spać. Bez dyskusji – i tyle ją widzieliśmy. Odwróciłem się do Kuroko, który patrzył się na mnie, przy okazji lekko ziewając. Ja też poczułem, że kleją mi się oczy, więc stwierdziłem, że trzeba iść spać. Zabrałem piżamę i udałem się w stronę kibelka, gdzie zażyłem wieczornej toalety, a mianowicie wymyłem zęby i opłukałem twarz. Gdy wróciłem, Kuroko nadal stał w tym samym miejscu. Podszedłem do łóżka, odkrywając kołdrę i wskazując gestem dzieciakowi, żeby też się kładł. Niebieski podszedł i położył się, lekko speszony, zapominając o przykryciu się. Ja też walnąłem się na łóżko. Wziąłem kołdrę i przykryłem go, niechcący obejmując. Szybko zabrałem rękę, przy okazji przypadkowo przeczesując mu włosy palcami i dźgając jednym z nich w oko. Po ciemku jestem zupełnie ślepy.
- Dobranoc – mruknąłem, odwracając się do niego plecami tak, że połowa kołdry ze mnie spadła.
- Dobranoc, Kagami-kun – odpowiedział, też odwracając się plecami, więc w konsekwencji żaden z nas nie miał kołdry i obojgu było zimno. Westchnąłem zmęczony.
- Kuroko, musimy współpracować, bo inaczej obu nam zmarzną tyłki. Leż jak leżysz, a ja się trochę przysunę – powiedziałem, odwracając się na drugi bok i zbliżając do niego, tak, że leżeliśmy bardzo blisko siebie. Od razu zrobiło mi się cieplej. To na pewno przez tą kołdrę, albo gorączkę – Nie przeszkadza ci? - zapytałem cicho, kierując głowę w dół. Tetsuya zachichotał i potarł szyję.
- Nie, ale twój oddech mnie łaskocze – to był jego największy błąd. Uśmiechnąłem się do siebie złowieszczo i zbliżyłem usta do jego szyi. Dmuchnąłem na nią najmocniej jak umiałem.
- Łaskocze, powiadasz – stwierdziłem, gdy znowu się zaśmiał. Szybko wyjąłem ręce spod kołdry i zacząłem go łaskotać. Dla niewtajemniczonych wyglądałoby to tak, jakby jakiś psychopata chciał udusić innego czubka, który się z tego śmieje. Kuroko się chichrał i kręcił po łóżku, a ja starałem się go jak najbardziej łaskotać, aż oboje dostaliśmy zadyszki. W końcu, zmęczeni, położyliśmy się spokojnie, ciężko oddychając. Trzymałem rękę pod jego rozpiętą koszulą, bo znalazłem kolejne miejsce, w którym miał łaskotki, a mianowicie brzuch. Szybko ją zabrałem, przypadkowo go łaskocząc, a on znowu zachichotał. Leżałem na wznak, uśmiechając się pod nosem, zadowolony z faktu, że udało mi się doprowadzić Kuroko do śmiechu. Spojrzałem na niego kątem oka, a moje oczy przywykły już do ciemności, więc stwierdziłem, że nadal się uśmiecha. Nagle spojrzał w moją stronę.
- Kagami-kun, naprawdę uważasz, że wyglądam uroczo? - zapytał, rozbrajając mnie swoją szczerością. Kiwnąłem głową.
- Tak... A czemu pytasz? - zaciekawiłem się. Normalnie zaraz zaczniemy rozmawiać na filozoficzne tematy. Na przykład o śmierci.
- Po prostu – powiedział, odwracając wzrok w drugą stronę – zastanawiam się, co o mnie myślisz.
- A mam mówić szczerze czy taktownie? - spytałem niby uprzejmie, szczerząc się wrednie.
- Może... - Tetsuya się zastanowił – obie wersje.
- Dobra. Taktownie to uważam, że jesteś dobrym graczem na boisku i całkiem spoko kumplem poza nim. A szczerze, to jesteś wredny, wkurzający, nigdy nie wiem, o czym myślisz, irytuje mnie twój brak emocji, więc cieszę się jak dziecko, gdy uda mi się jakieś u ciebie wywołać, wkurza mnie to, że tak nagle znikasz a potem się pojawiasz, czasem jesteś okropny, ale... - odwróciłem od niego głowę, żeby nie widział, co się dzieje na mojej twarzy – No... - zawahałem się – Tego... Cholera by to, lubię cię! - fala ciepła zalała mi twarz. Poczułem ruch obok siebie, a gdy zerknąłem kątem oka, zobaczyłem Kuroko wgapionego we mnie.
- Kagami-kun, ja... Ja też cię... Lubię – uśmiechnął się i nawet w ciemności było widać, że się rumieni. Zaśmiałem się w myślach i ziewnąłem.
- Dobra, Kuroko, mu tu gadu gadu a spać kto pójdzie? - zapytałem, a Kuroko skinął głową potwierdzająco.
- Tylko zapnę piżamę – powiedział i zaczął zapinać rozpiętą przeze mnie piżamę. Chwilę się pomęczył, bo guziki były malutkie i mnóstwo ich było. Gdy skończył był krzywo zapięty w kilku miejscach, ale chyba się tym nie przejął. Położył się plecami do mnie i przeciągnął lekko, ziewając.
- Dobranoc – wymruczał w poduszkę. Przysunąłem się do niego, chcąc zajmować jak najmniej miejsca.
- Dobranoc – wyszeptałem, chuchając na jego szyję. Kuroko dał mi z łokcia w brzuch, a ja zgiąłem się wpół z bólu – Dobra, dobra, już – wróciłem do poprzedniej pozycji. Było mi niewygodnie, więc zacząłem się wiercić, a Tetsuya westchnął zirytowany. Wiedziałem, że to co zaraz zrobi, będzie bolało, więc szybko chwyciłem go za przedramię, przy okazji obejmując. Drugą rękę przecisnąłem pod nim i chwyciłem za nadgarstek tak, że teraz nie mógł mi nic zrobić. No chyba że nogami. W takim razie zablokowałem je swoimi.
- Aaa! - pisnął jak najarana nastolatka – Zimne stopy! Zimne!
- Nie wypuszczę cię – zaśmiałem się złowieszczo, zacieśniając uścisk wszystkich kończyn. O ile da się tak nogami. Kuroko jeszcze trochę się pokręcił, ale w końcu przestał, bo się zmęczył. Leżał bez ruchu już jakiś czas, więc wystraszyłem się, że go udusiłem. Puściłem jego przedramię i dotknąłem piersi. Serce mu biło i to dosyć szybko.
- Nie martw się, Kagami-kun, żyję – powiedział cicho, a mi serce zaczęło tak szybko walić ze strachu, że czułem je w gardle. – Po prostu próbuję zasnąć – myślałem, że już jakiś czas temu zasnął. Przycisnąłem go do siebie, prawie dusząc.
- Cholera, Kuroko, nigdy więcej mnie tak nie strasz – mój ton głosu mógłby przerazić niejednego stwora z horrora. A Tetsuya se chichocze. Zasadziłem mu lekkiego kopa w tyłek z kolana i podciągnąłem się do góry tak, żeby jego włosy nie właziły mi do nosa – Dobranoc po raz ostatni, więcej już nie powiem.
- Dobranoc.
Te niebieskie kłaki dalej mnie łaskotały, ale olałem to i okazałem bunt, wsadzając w nie twarz. Były miękkie, puszyste i ładnie pachniały. Wanilią, cynamonem i mandarynkami. To chyba efekt tego, że już śpię. Zaciekawiło mnie, czy cały tak pachnie, więc zjechałem niżej, do jego szyi i lekko ją powąchałem. Ten zapach był taki... Intrygujący, ale dziwnie przyjemny... Nagle naszła mnie głupia ochota, żeby ugryźć go w tą gładką, bladą szyję. Zaciągnąłem się tym zapachem jeszcze raz i lekko uchyliłem usta. Przysunąłem się, muskając go wargami i lekko zacisnąłem zęby na jego szyi. Tetsuya cicho jęknął zaskoczony i drgnął, ale nie wyrwał się. Nie pomagał mi za bardzo. Zacisnąłem zęby mocniej i przyssałem się do jego szyi niczym glonojad do ścianki akwarium. Niczym Midorima do szczęśliwego przedmiotu. Niczym Aomine do Horikity Mai. Niczym Kuroko do shake'a. Dobra, ogar.
Nie smakował jak wanilia, mandarynka ani cynamon, więc poczułem się trochę oszukany. Odkleiłem się od niego delikatnie, oblizując usta. Spojrzałem na jego nie-cynamonową szyję i aż zakrztusiłem się powietrzem.
- Oż cholera! Zrobiłem ci malinkę!
- A czego się spodziewałeś po czymś takim, co? Tatuażu w kształcie gwiazdki? - zapytał Kuroko wkurzony.
- Ale... Ja chciałem tylko spróbować, czy smakujesz tak dobrze jak pachniesz – zacząłem się tłumaczyć.
- No to sobie spróbowałeś, zadowolony?
- Bardzo! A i wiesz co ci powiem?! Jesteś oszukistą! Nie smakujesz ani jak wanilia, ani jak cynamon, ani nawet jak mandarynki! - krzyknąłem i odwróciłem się obrażony, zakładając ręce na piersi.
- Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań co do smaku – sarknął – A jutro będziesz musiał mi to pomóc czymś zakryć – odwrócił się w moją stronę – A może po prostu wrednie zrobię ci to samo i będziemy kwita, co? - wystraszony odwróciłem się w jego stronę i zobaczyłem złowieszczy uśmiech dziwnie wykrzywiający tą uroczą twarz. Nie wiedziałem, że on tak potrafi.
- Dobra, przepraszam – zląkłem się. Cholera, straszny był. Zdecydowanie za dużo przebywa z Akashim. Zablokowałem go tak jak poprzednio, ale tym razem leżał twarzą w moją stronę. Przycisnąłem jego drobne ciało do swojego, wtulając twarz we włosy na czubku jego głowy. Poczułem krótki ruch i zaraz potem jego zęby zacisnęły się delikatnie na mojej szyi. W miejscu, którego dotknął poczułem przyjemne mrowienie. Kilka razy przejechał po niej językiem i ssał ją lekko. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Mruknąłem z zadowoleniem, tuląc go do siebie. Ostatni raz zaciągnąłem się zapachem jego włosów i odpłynąłem w krainę waniliowo-cynamonowo-mandarynkowych snów.

***
KOMENTOWAĆ DX

Kagami x Kuroko, część 1

SIEMA, JA ŻYJĘ~!
I wiem, wiem, jestem strasznym leniem~
Nie napisałem prawie nic, ale goni mnie wszystko *Kłamiesz! Jutro jedziesz na miasto, przyznaj się! - Saiowy Pan Mózg* no i tego, tak jakby nie było czasu, eheheheee~
Ale koniec pierniczenia!
Rozdzialik dedykuję mojemu wspaniałemu Sebusiowi, bez którego popędzania nawet tego starego opka by nie było.
(Tak, jestem aż tak leniwy, że nie chce mi się zrobić kopiuj-wklej .___.)
Opowiadanie pisane przed Bożym Narodzeniem, madafaka XD Nieskończone, niedopisane, ale jest. Wstawię dwa rozdziały z czterech, żeby się przypadkiem komuś nie nudziło =w=
Bez dalszych wstępów - proszę, przedstawiam Waszym biednym oczętom pseudo yaoi w wykonaniu dwóch przystojniaków z anime "Kuroko no Basuke", a mianowicie protagonisty i jego Światełka, Kagamiego.
Zapraszam~

Kuroko no Basuke

Kagami x Kuroko

Wesołych Świąt!

20 grudnia, 19:37

Było okropnie zimno. No, ale to chyba normalne o tej porze roku. W końcu jest zima. Znaczy jeszcze nie ma śniegu, ani nic, chociaż nikomu nie przeszkadzałoby, gdyby spadł. Bo w końcu niedługo święta. A dokładniej, za cztery dni.
A ja, zamiast pomagać mojej ukochanej rodzince w przygotowaniach do tych najlepszych dni w roku, sterczę tu jak jakiś głupek niedorobiony, czekając na cień. Wiem, brzmi to absurdalnie, ale tak jest.
Tetsuya Kuroko - koleś z mojej klasy, który postanowił zostać moim cieniem, żeby pomóc mi zostać najlepszym zawodnikiem w Japonii. A teraz cały czas się za mną włóczy, nie tylko na boisku.
W sumie, nie przeszkadza mi to, całkiem gościa lubię. Ale jest też irytujący, nigdy nie da się odgadnąć, o czym myśli, bywa wredny na ten swój bezwyrazowy sposób i, najgorsze, ciągle pojawia się znikąd i zawsze udaje mu się mnie przerazić. Chyba to gnom lubi, bo robi to tak często, jak się tylko da.
No a teraz cieniowi mojemu kochanemu zachciało się wpaść do kolegi na urodziny. Ale taki mały minusik, ten kolega niezbyt mnie lubi. Już raz chciał zasztyletować mnie nożyczkami.
Więc Kagami, jak zwykle dzielny i odważny, mając na uwadze swoje życie powiedział, że chwilę poczeka. Chwilę. Nie dwie godziny, trzydzieści siedem minut i czternaście sekund! Miał mu tylko dać prezent, do cholery!
A ja w dodatku zaczynam się robić głodny... Bardzo, bardzo głodny. A za rogiem jest knajpka "Maji Burger"... Poczułem, jak ciepła strużka śliny spłynęła mi z ust. Szybko wytarłem ją rękawem i już praktycznie czułem zapach pysznego burgera, już prawie czułem w ustach jego smak... Nagle okropnie zaburczało mi w brzuchu.
Nie to nie, niech se Kuroko siedzi u Akashiego, ja idę na hamburgera. Odwróciłem się na pięcie i rąbnąłem w coś.
- Kagami-kun - noż kuźde, on nie może jak normalny człowiek do mnie podejść?!
- ILEŚ TY TAM SIEDZIAŁ, IDIOTO?! - jestem jak zwykle opanowany i uprzejmy - CHCESZ, ŻEBYM CI Z GŁODU WYKITOWAŁ?! - Kuroko spojrzał na mnie tymi swoimi błękitnymi ślepiami i aż mi się śmiać zachciało. Wyglądał trochę jak pies. Już nie byłem taki wkurzony.
Dzieciak dobrze na mnie działa, nerwica mi przechodzi. Chociaż w większości przypadków to on ją wywołuje. A co tam, ćwiczmy cierpliwość. No ale w brzuchu dalej burczy, a widokiem tego debila się nie najem.
- Idziesz ze mną - warknąłem, nadal lekko zbulwersowany, chwytając go brutalnie za nadgarstek. W ciągu tych prawie trzech godzin zdążyłem całkowicie przemarznąć, więc ciepłe ciało Kuroko wywołało u mnie gęsią skórkę.
- Masz zimne ręce - no odezwał się bystrzacha tym swoim beznamiętnym głosem - Nie wziąłeś rękawiczek?
Ledwo się powstrzymywałem, żeby się na niego nie wydrzeć, że miałem czekać tylko chwilę, a nie trzy godziny, więc nie brałem tych walonych rękawiczek. Ale mimo wszystko postanowiłem mu trochę podokuczać. Też chcę mieć coś od życia.
- A ty wziąłeś? - spytałem, na co Tetsuya pokazał mi prawą dłoń, której nadgarstek dalej targałem. Miał na niej zwykłą, szarą rękawiczkę.
Jednym szybkim ruchem zdjąłem ją i z ledwością wcisnąłem na swoją wielką łapę. Albo to ja jestem przerośnięty, albo to z nim coś jest nie tak. No bo jeszcze nie widziałem faceta o tak drobnych i kobiecych dłoniach. W ogóle Kuroko był jakiś niedorobiony. Mały, cichy, niewidzialny, w dodatku ciągle ma przymuła. Ej, a może on coś bierze?
- Kagami-kun, oddaj - powiedział wyżej wymieniony, jak zwykle bez żadnych emocji.
- Nie - wystawiłem do niego język - Stałem tam trzy godziny i czekałem na ciebie jak idiota, więc teraz ty możesz trochę pocierpieć.
Cały czas szliśmy w stronę "Maji Burger".
- Zimno mi. Możesz mnie puścić, Kagami-kun? - zapytał. Oczywiście - bez wyrazu.
- Nie, bo wsadzisz łapę do kieszeni albo mi zwiejesz. Masz cierpieć.
Tetsuya spojrzał się na mnie tym swoim obojętnym wzrokiem i wcisnął swoją dłoń (łącznie z moją) do kapsy. Mało było miejsca w kieszeni małego kolesia, więc moja dłoń wystawała z niej wygięta pod dziwnym kątem, ręka Kuroko mnie gniotła z jednej strony, ogółem było cholernie niewygodnie, ale przynajmniej ciepło.
W końcu byliśmy pod wejściem do knajpki, okazało się, że wcale nie jest stąd tak blisko do Akashiego.
Weszliśmy do środka i od progu uderzyło nas przyjemnie ciepłe powietrze i zapach burgerów. Jeszcze przyjemniejszy od ciepełka.
Już chciałem iść do kasy, żeby zamówić "to co zwykle", czyli stos składający się z dwudziestu ośmiu burgerów, i może waniliowego shake'a dla Kuroko. Niech zna mą hojność. Ale mi nie wyszło. Gdy odchodziłem, coś pociągnęło mnie za rękę i znowu usłyszałem ten okropnie irytujący głos bez emocji.
- Kagami-kun... Ręka... - spojrzałem na moją lewą dłoń, która dalej była w kieszeni Kuroko. Chciałem ją wyjąć, ale... Nie dało się. Szarpnąłem mocniej, ale nie chciałem podrzeć kurtki dzieciaka, bo jeszcze mi się zaziębi na święta i kto mi da prezent? Wspominałem już, że jedną z moich zalet jest bezinteresowność? Tetsuya też szarpnął, ale nie udało się. No świetnie, w brzuchu mi burczy, a ja mam rękę zaklinowaną w jego kieszeni. Dzieciak szarpnął ręką jeszcze raz, a potem przekręcił dłoń tak, że trzymałem jego zaciśniętą pięść w mojej. Swoją drogą, ciepłe miał łapy. I takie jakieś delikatne. Jak papier toaletowy. W końcu jakoś udało mu się wyjąć rękę.
No ale co ze mną, cholera?! Chwilę się z tym mocowaliśmy, ale w końcu dałem radę i poszedłem po prowiant.
Gdy wróciłem z zadowoloną miną do tego stolika, przy którym zawsze siadam, a Kuroko zawsze się wprasza, mówiąc, że był pierwszy, dzieciaka tam nie było. Postawiłem tacę i shake'a i zacząłem się rozglądać po sali, przy okazji odpakowując jednego burgera i zjadając połowę jednym gryzem. Kuroko nigdzie nie było, więc pomyślałem, że może poszedł do toalety, czy coś. Odwróciłem się do ziemi obiecanej, którą była moja taca, i zobaczyłem Tetsuyę siorbiącego to waniliowe coś i wlepiającego we mnie te niewinne, niebieskie patrzały.
Ja tu chyba na zawał zejdę, albo prędzej hamburgerem się uduszę. Zadławiłem się, a ten się tylko gapi. Bez emocji. NO JA TU UMIERAM! Gdy zaczęło brakować mi tlenu, on dobrodusznie podał mi swojego shake'a. Szybkim ruchem zabrałem go i wypiłem połowę zawartości. Zimne, okropnie. Jak on może pić coś takiego w taką pogodę? Zerknąłem za okno, za którym zaczynało się robić coraz ciemniej.
Kaszlnąłem sobie jeszcze ze dwa razy, żeby wróciła mi mowa, i może też trochę dla dramatyzmu.
- Masz - podałem Kuroko burgera - Dla ciebie. O mało mnie nie zabiłeś, ale koniec końców, uratowałeś. Jedz. Tylko się nie udław - powiedziałem trochę złośliwie.
- Dziękuję - powiedział lekko zdziwiony Kuroko, ale nadal nie okazywał żadnych emocji.
- Ech... - rozwaliłem się na siedzeniu i podparłem łokciem o blat - Uśmiechnąłbyś się chociaż – powiedziałem, nachylając się do niego przez stolik. Złapałem jego policzki w palce i podniosłem do góry, tak że rozciągnąłem mu usta na całą długość i wyglądał cholernie śmiesznie. Jak jakaś niedorobiona żaba. Szkoda, że potrzebuję do tego dwóch rąk, bo gdyby nie to już miałby zdjęcia, którymi mógłbym go potem szantażować. Tyle przegrać.
- Widzisz - starałem nie udusić się ze śmiechu - tak wyglądasz o wiele lepiej - ledwo powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć śmiechem na cały głos. Puściłem go, bo już nie wytrzymywałem.
- Naprawdę? - zapytał inteligent z najwyższej półki.
Już chciałem powiedzieć coś wrednego, ale powstrzymałem się, bo całkowicie mnie zaskoczył. Uśmiechnął się do mnie bardzo leciutko, ale i tak myślałem, że to jakieś głupie przywidzenia. Potarłem oczy, ale Tetsuya nadal się uśmiechał. ON UMIE OKAZYWAĆ EMOCJE?!
- TY UMIESZ OKAZYWAĆ EMOCJE?! TY W OGÓLE MASZ EMOCJE?! - większość ludzi w knajpce spojrzała w stronę naszego stolika, ale zauważyli tylko dwójkę nastolatków, z których jeden pożerał już chyba piętnastego burgera. Nie było w nas nic ciekawego, więc zaraz powrócili do swoich zajęć. Kuroko spojrzał na mnie znowu bez wyrazu.
- W końcu jestem człowiekiem... - wzruszył ramionami - To chyba normalne, nie?
- No... Tak, ale nie u ciebie! - powiedziałem głośno, nadal zszokowany. Dzieciak wydawał się być trochę smutny w tej swojej obojętności.
- Ja... Mam emocje, jest ich we mnie dużo. Bardzo dużo... Ale nie jestem za dobry w okazywaniu ich... Krępuje mnie to - powiedział, wzruszając ramionami. Bez wyrazu. Oczywiście.
- Wow, pierwszy raz powiedziałeś mi o sobie tak dużo - wyszczerzyłem twarz - Może jeszcze będą z ciebie ludzie.
Pożarłem ostatniego burgera, Kuroko dopił shake'a i wyszliśmy z knajpki.
- Ech... - westchnąłem, zakładając ręce za głowę - Ale się nażarłem.
- Kagami-kun - no nie, nie mogę. Niech on okaże te walone emocje, bo mu coś zrobię! - Oddasz mi rękawiczkę?
- Nie.
- Kagami-kun, proszę. Zimno mi - oho, chyba się zniecierpliwił. Nie oddam mu, ale nie chcę, żeby się przeziębił. O ile da się przeziębić przez rękę.
- Daj łapę - wyciągnąłem do dzieciaka rękę.
- Co? - zdezorientowany przekrzywił głowę. Jak pies normalnie. Znowu mi się zachciało śmiać. Westchnąłem rozbawiony i złapałem jego małą dłoń.
- Masz zimną rękę, jest jeszcze gorzej - maruda. Ale co tam, Kagami jest miły i uprzejmy. Podniosłem tą kobiecą łapkę do ust i zacząłem na nią chuchać.
- Nadal mi zimno - on się chyba ze mną drażnił.
- To se ją kurde wsadź pod czapkę!
- Nie mam czapki - co fakt to fakt.
- Uno momento por favor, inteligencie - wolną ręką zacząłem grzebać w przedniej kieszeni spodni i w końcu wygrzebałem dosyć zmaltretowaną czapkę z pomponem. Nie moją, w sumie to nie wiem, czyją, ale była. Różowiutka. Wcisnąłem mu ją na łepetynę i zacząłem się chichrać.
- Może jeszcze szalik do kompletu znajdziesz? - zapytał Tetsuya, jak zwykle beznamiętnie.
- A wiesz, zaczekaj - niezbadane są czeluście moich spodni.
No i znalazł się szaliczek. Oczywiście - różowy. Skąd ja to w ogóle mam? Nieważne. Szalik był mięciutki, puchaty i bardzo długi.
Mi też było trochę zimno, więc zawinąłem sobie nim szyję ze trzy razy, a potem dopadłem Kuroko i oplotłem go resztą szalika. Jego końcówki irytująco dyndały, więc postanowiłem je związać. Niechcący przyciągnąłem do siebie dzieciaka, tak, że stał naprzeciwko mnie. Z czymś mi się to skojarzyło.
- Niniejszym łączę nas węzłem małżeńskim - Kuroko walnął facepalm'a - i ogłaszam nas Kagamim i Kuroko, światłem i cieniem, mężem i żoną~! - zawiesiłem dramatycznie głos. Czy ja naprawdę jestem tak debilny? Tetsuya chyba myślał o tym samym. Nagle wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- To było głupie, Kagami-kun - dzieciak był chyba trochę zażenowany.
- Głupie?! - wrzasnąłem, między atakami śmiechu - To było IDIOTYCZNE!
Tetsuya spojrzał na mnie jak na jakiegoś psychola i zrobił coś, czym zaskoczył mnie po raz drugi. Zaczął się cichutko śmiać.
- Nie ciesz się, bo ci tak zostanie – dałem mu pstryczka w czoło - Idziemy, czy sterczymy tu, aż nam tyłki poodmarzają? - nie czekając na odpowiedź, złapałem kurdupla za rękę i pociągnąłem za sobą.
Przeszliśmy tak kawałek, a ja nagle zobaczyłem nasze sylwetki odbijające się w wystawie zamkniętego sklepu. Wyglądaliśmy jak jakaś porąbana para. Pomyślałem, co by było, gdyby ktoś z drużyny nas tak zobaczył i aż zrobiło mi się gorąco. Szybko wyplątałem się z szalika i puściłem Kuroko.
- Muszę już iść - powiedziałem, przelotnie na niego zerkając. Był trochę zdziwiony.
- Kagami-kun... - zaczął, ale nie dałem mu dokończyć.
- Cześć! - krzyknąłem przez ramię, idąc do domu szybkim krokiem.
Po chwili już prawie biegłem. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem Tetsuyę, idącego wolnym krokiem w stronę swojego domu. Po ziemi za nim wlókł się różowy szalik.


Szybko dotarłem do domu i walnąłem się na łóżko. Prawie od razu zasnąłem.
***
KOMENTUJCIE, BO WALNĘ FOCHA .______.