wtorek, 29 września 2015

Late Night Talking

Błagam, niech ktoś powstrzyma moje hormony.


"Late Night Talking"


Wywróciłem oczami, słysząc dźwięk przychodzącego powiadomienia. Pomyślmy, ktoż mógłby to być...

"CZEŚĆ~! (≧▽≦)ノ
Co tam? Ja właśnie wszedłem do wanny ≧ω≦ Mogę wysłać ci focieeee~ Nooo, dalej, wiem, że chcesz~"

Westchnąłem ciężko. Jak właściwie doszło do tego, że zacząłem się z nim umawiać?
W sumie racja, fakt, zwracam honor, to ja go o to zapytałem... Ale wtedy nie miałem pojęcia, że taki z niego perwers...
Odłożyłem telefon, wywracając oczami i chwyciłem za laptopa, chwilę później umiejscawiając go na moich kolanach.
Haruto Izumi, drugoklasista, jakieś pół roku starszy niż ja, śliczny chłopiec o brązowych włosach, błękitnych oczach i wzroście w postaci stu sześćdziesięciu pięciu centymetrów.
Dokładnie pamiętam, jak zareagował na moje pytanie odnośnie tego, czy mógłbym być dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem - spuścił wzrok, a na jego twarzy wykwitły delikatne rumieńce. Po pierwszym zawstydzeniu jednak uniósł na mnie spojrzenie i, nadal speszony, spytał cicho, czy mógłbym go pocałować. W tamtym momencie myślałem, że związałem się z najbardziej uroczą istotą świata i nikt nie będzie w stanie temu zaprzeczyć...
O, jak się myliłem.
Mimo dziewczęcej twarzy Haruto miał bardzo, bardzo męskie fantazje... Na samą myśl o wszystkich jego tekstach i propozycjach poczułem, że zaczynam czerwienieć.
Cholera by to...
Moje rozmyślania przerwał kolejny dźwięk powiadomienia, a ja zauważyłem, że dymek podpisany "Izumi Haruto" zaświecił się na czerwono, pokazując aż nazbyt wyraźnie, kto do mnie napisał. Chcąc nie chcąc, ale bardziej chcąc otworzyłem okno rozmowy, zauważając, że ciemnowłosy zdążył wysłać mi już kilka wiadomości, dodatkowo wieńcząc je zdjęciem swoich nagich nóg. Długich, zgrabnych, szczupłych nóg...
Zacisnąłem usta, dobrze wiedząc, że właśnie do takiego stanu chciał mnie doprowadzić.

"Nie udawaj, że nie widzisz, wiem, że ci się podoba"

Miałem wrażenie, że wręcz słyszę jego głos, wypowiadający te słowa w swojej zwyczajnej, zaczepnej tonacji.

"Nee~ Chcesz zobaczyć więcej~?"

Prychnąłem pod nosem, umieszczając palce na klawiaturze i szybko wystukując lakoniczną wiadomość o jakże elokwentnej treści - "Skończ".
Dobrze wiedziałem, że to nie pomoże, a nawet wręcz przeciwnie, ale... Miał rację, podobało mi się to. Posłałem lekko nerwowy uśmiech w stronę ekranu, czekając na jego reakcję.
Minęła chwila, zanim odpisał, a kiedy w końcu to zrobił jego wiadomość była równie rozwinięta jak moja.

"Tylko spróbuj nie odebrać"

Nawet nie zdążyłem wymyślić odpowiedzi, bo skutecznie przeszkodził mi w tym dźwięk przychodzącej ze Skype rozmowy. Czasem żałowałem, że mu się poddałem i założyłem tam konto... Nie, nie. Nie ma co się oszukiwać, wcale nie żałowałem.
Po chwili wahania wcisnąłem przycisk akceptujący połączenie, tym samym zezwalając na zajęcie mojego pulpitu przez nagą klatkę piersiową Haruto. Zacisnąłem usta, przesuwając po niej wzrokiem.
- Czemu bierzesz laptopa do kąpieli? Nikt normalny tego nie robi - rzuciłem, włączając swoją kamerkę i od razu kierując ją na swoją twarz. Zerknęły na mnie moje czarne oczy, przysłonięte mocno za długimi równie czarnymi włosami. Usłyszałem cichy, dźwięczny śmiech chłopaka po drugiej stronie ekranu.
- Mówisz? Przecież robię to dla ciebie... - odpowiedział. Nie miałem pojęcia, jak on to robił, ale jego głos przypominał mi w tym momencie mruczenie łaszącego się kota. Dodatkowo takiego, który prosi o jedzenie...
Zauważyłem, że obraz na ekranie zaczął lekko się zmieniać - przesunął się w górę, ukazując jego smukłą szyję, delikatnie zarysowany podbródek i pełne usta, lekko rozchylone.
- Hazuki... - mruknął, a ja zauważyłem, że przygryza dolną wargę. Cholera, nawet taki drobny gest czynił go seksownym.
Zmrużyłem oczy, przesuwając wzrokiem od jego ust, przez szyję aż do mocno zarysowanych obojczyków. Ciemnowłosy zdawał się wyczuć moje spojrzenie, bo uniósł rękę i powoli przesunął palcami po jednym z nich, zostawiając na nim kilka kropli wody, które powoli spłynęły w dół, znacząc jego ciało lśniącymi strużkami.
- Haru? - odpowiedziałem imieniem na imię, przełykając ślinę. Czy to tylko takie wrażenie, czy rzeczywiście zaczynało robić się trochę cieplej...?
Zauważyłem, że usta chłopaka rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, dokładnie takim, jaki podbił moje serce.
- Nee, nee~ Ściągnij koszulkę - zaśmiał się cicho, na co wywróciłem oczami. Spodziewałem się, o co mu chodzi...
- A co dostanę w zamian? - zaśmiałem się, nie chcąc pozwolić mu tak łatwo wygrać. Mimo tego oboje wiedzieliśmy, że wygrał w momencie, w którym odebrałem.
Smukła dłoń Haruto przesunęła się z obojczyka na jego szyję, aż do linii szczęki, po czym wróciła spowrotem, płynnym ruchem wyznaczając linię wzdłuż jego mostka, po czym zniknęła z zasięgu mojego wzroku, zsuwając się niżej...
- Mnie - mruknął, a jego usta znowu wróciły do swojego normalnego wyrazu, z opuszczonymi kącikami, lekko uchylone. Zauważyłem, że lekko je oblizuje, tym samym nieco szybciej łapiąc oddech.
Pomału tracił cierpliwość.
Z zaczepnym uśmiechem ściągnąłem z siebie koszulkę, odsłaniając dobrze zbudowany tors. Osiem lat trenowania karate nie poszło się pieprzyć, jak widać...
- Pasuje? - spytałem, odgarniając ciemne włosy do tyłu.
- Jeszcze jak... - odpowiedział cicho, podczas gdy ja mogłem tylko sobie wyobrażać, jak jego twarz zasnuwają delikatne rumieńce, a oczy lekko się przymykają, pochłaniając wzrokiem moje ciało... Aż poczułem się skrępowany.
Mimo wszystko przeciągnąłem się powoli, perfidnie prężąc wszystkie mięśnie ramion. Skoro on mógł, to ja też mogłem.
- Nee... Masz czasz jutro po szkole? - spytał brązowowłosy, przełykając ślinę. Gołym okiem dało się zauważyć, że jest w podobnym stanie do mojego, o ile nie w gorszym. Sam ten fakt popchnął mnie do tego, żeby trochę bardziej się z nim podrażnić.
- Jutro? Może mam, może nie - zaśmiałem się gardłowo, zauważając, że malinowe usta Haruto zaciskają się w wąską linię - A czemu pytasz? - dodałem zaczepnie, posyłając mu lekki uśmiech.
- Bo... Chcę cię dotknąć - mruknął szatyn, znowu przybierając koci ton. Dobrze wiedział, co najlepiej na mnie działa... - I chcę, żebyś ty też mnie dotknął... - dodał, a ja usłyszałem, że jego oddech znacznie przyspieszył.
- Naprawdę? Bardzo chcesz? - drążyłem temat, czując, że moje ciało zaczyna ogarniać większe gorąco.
- Ba-ardzo - odpowiedział, zamieniając całe to słowo w urwany w połowie jęk. Posłałem drapieżny uśmiech w stronę ekranu, usadawiając się wygodniej na łóżku.
- Pokaż mi, jak bardzo - zażądałem, dobrze wiedząc, że grzecznie spełni mój rozkaz. Mimo tego, że to ja zdawałem się mieć władzę nad sytuacją, oboje wiedzieliśmy, że to on nią kierował.
- Bardzo... - mruknął, a jego głos zadrżał. Rumieńce powoli wkradły się nawet na jego szyję, a to mogło oznaczać tylko tyle, że naprawdę potrzebował mojego dotyku. Zauważyłem jego smukłą dłoń, wędrującą przez klatkę piersiową aż do ramienia, po czym paznokcie chłopaka delikatnie się w nie wbiły. Przygryzał usta, nie chcąc pozwolić wydobyć się z nich krępującym dźwiękom, co jako-tako mu szło... Jak na razie.
Trochę żałowałem, że mogę być tego świadkiem tylko przez ekran, zamiast widzieć go w całości tuż obok siebie, no ale jak na ten moment musiałem zadowolić się tym, co miałem. Sięgnąłem dłonią w kierunku swoich spodni, rozpinając rozporek, który zaczynał boleśnie wżynać się w mój coraz większy interes.
- Ach! Ha-azuki... - dźwięk, który wyrwał się z ust szatyna wywołał zimny dreszcz przechodzący po moich plecach, od karku w dół kręgosłupa. Oblizałem usta, które nagle zrobiły się dziwnie suche i wbiłem uważny wzrok w ekran laptopa.
- Chcę widzieć twoją twarz - zażądałem.
Haruto pokręcił głową, co mogłem zauważyć po ruchu jego ust. Prychnąłem cicho, lekko mrużąc oczy.
- Haru... - ton mojego głosu przybrał na głębi i teraz zdawał się kilka tonów niższy. Wiedziałem, że takie coś strasznie go nakręca - Pokaż mi się.
Znowu zauważyłem, że jego usta się uchylają, a wydobywające się z nich jęki rozbrzmiewają głośno, potęgowane echem z łazienki. Nie mogąc dłużej się powstrzymywać sięgnąłem do bielizny, delikatnie pocierając swój nie taki znowu mały problem. Obserwowanie dogadzającego sobie Haru prowadziło tylko i wyłącznie do tego samego.
Wprawiłem swoją dłoń w rytmiczne ruchy, czując, że mój oddech również zaczyna przyspieszać.
- Hazuki... - jego głos zaczynał robić się coraz wyższy, dodatkowo urywany - Kocham cię - jęknął, na co odpowiedziałem szerokim uśmiechem.
- Wiem, ja... Ciebie też - mruknąłem, przygryzając dolną wargę. Ruchy mojej dłoni nieco przyspieszyły, chcąc zadowolić cały siedemnastoletni testosteron.
Mimo wszystko samo patrzenie na jego usta i klatkę piersiową, podczas wsłuchiwania się w urywane jęki nie było czymś, co w stu procentach mnie zaspokoi.
- Haru, bądź grzeczny... - mruknąłem zniecierpliwiony, lekko mrużąc oczy - To jutro dostaniesz nagrodę.
Chyba go przekonałem, bo obraz na ekranie lekko się poruszył, zaraz kierując na jego rozpalone oblicze.
Wyglądał seksowniej niż się spodziewałem. Ciemnobrązowe włosy miał lekko wilgotne, a jego oczy zdawały się być mocno zamglone.
- Ha-Hazuki~ - głos błękitnookiego drżał, podczas gdy jego paznokcie wbiły się nieco mocniej w bladą skórę na ramieniu - M-mocniej... - stęknął, na co nieświadomie przyspieszyłem ruchy dłonią. Widziałem, jak wyraz twarzy chłopaka staje się coraz bardziej nieprzytomny, a jego ciałem raz po raz wstrząsał dreszcz rozkoszy.
W moim podbrzuszu zaczęło zbierać się to charakterystyczne ciepło, więc znowu przyspieszyłem, po prostu chcąc już dojść.
Usłyszałem kolejny jęk Haru, tym razem bardziej przeciągły niż poprzednie, chwilę później również samemu kończąc.
Na szczęście nic nie poleciało na klawiaturę, huh... Oparłem się o ścianę, chcąc ustabilizować oddech i nadal nie spuszczając wzroku z ekranu sięgnąłem po chusteczki, stojące na stoliku obok, po czym wytarłem dłoń w jedną z nich.
- Hazuki... - jego szept odbił się echem od ścian łazienki, potęgując nieco wrażenie faktu, że jesteśmy w jednym pomieszczeniu - O której masz ostatni autobus do mnie? - spytał, spoglądając w ekran z ukosa.
Zaskoczony tym pytaniem zmarszczyłem brwi, zerkając na zegar w rogu ekranu.
- Za... Jakieś dziesięć minut - odpowiedziałem, chyba wiedząc, o co chce prosić.
- Zdążysz? - spytał słabym głosem, posyłając mi jedno ze spojrzeń, którym się nie odmawia.
- Zdążę - odpowiedziałem z pewnością siebie, podnosząc się z łóżka i zapinając rozporek.
No, Hazuki. Teraz masz okazję sprawdzić, jak dobrym sprinterem jesteś.

KONIEC (?)

wtorek, 8 września 2015

We are such stuff as dreams are ma­de on

Yo.
Żyję i mam się dobrze, tak dla jasności~
W takim razie, ekhem, ekhem, przedstawiam Wam najbardziej yaoicowe opowiadanie, które kiedykolwiek wyszło spod moich palców.
Widział ktoś kiedyś na tym blogu chociaż pocałunki? Nie? A może jednak?
Mniejsza. To powinno Was nieco zaskoczyć. Sai przechodzi do konkretów, tym razem rzucając się na Durararowe realia.

Kida x Mikado
"We're such stuff as dreams are made on"


Była piękna, lipcowa noc. Było ciepło, a księżyc w pełni rozświetlał pokój, który mimo wszystko pogrążony był w półmroku...
Wróć.
Wcale tak nie było.
Był listopad, deszcz padał jak głupi, a ja nocowałem u Mikado, z tej racji, że zapomniałem kluczy ze szkoły. Było zimno, bo jeszcze nie wyjął kotatsu i cisnęliśmy się w jednym futonie, podczas gdy mnie męczyła bezsenność...
Nie, nieprawda.
Spałem twardo, dopóki nie obudziła mnie potrzeba wstania i napicia się wody, którą natychmiast chciałem zrealizować. Do czasu, gdy nie zauważyłem błyskawicy za oknem. Momentalnie skuliłem się i wsunąłem głębiej w futon. Żałosne, nie? Ktoś tak wspaniały jak ja, Kida Masaomi, bał się burzy. No, ale póki nikt o tym nie wiedział, było dobrze.
Wtuliłem się plecami w brzuch chłopaka za mną, lekko przymykając oczy. Czasem załamywało mnie to, jak bardzo okrutny byłem.
Wybacz, Mikado, bowiem żału... No dobra, nie oszukujmy się. Nie żałuję, wręcz przeciwnie.
Odwróciłem się w jego stronę, czując, że na mojej twarzy pojawia się zbereźny uśmiech.
Lubiłem u niego nocować, bo mogłem robić rzeczy, które lubiłem osobie, którą lubiłem.
Dla jasności, od jakiegoś czasu czułem coś na kształt mięty do mojego przyjaciela z dzieciństwa... Ale jakoś mi to specjalnie nie przeszkadzało.
Nachyliłem się i wsadziłem nos w jego krótkie włosy, delikatnie łaskoczące mnie w twarz. Ładnie pachniały, jak zwykle.
Z zadowoleniem objąłem chłopaka w jego szczupłej talii, przytulając go do siebie. Wiedziałem, że od czegoś takiego się nie obudzi, w końcu zdarzało mi się robić gorsze rzeczy... No dobra, kłamię. Cykałem się, że nie będę miał się jak wytłumaczyć, jeśli się obudzi.
Z drugiej strony, kiedy poczułem, że się we mnie wtula i mruczy coś pod nosem poczułem to głupie trzepotanie w brzuchu.
Ludzie często nazywali zakochanie motylkami w brzuchu, ale ja czułem się trochę jakby te motyle miały ze sobą cały arsenał wojenny i postanowiły przetestować go w moim wnętrzu.
Oddech ciemnowłosego na mojej szyi wywołał gęsią skórkę na moich ramionach.
Zagryzłem dolną wargę i odwróciłem wzrok, chcąc poczuć się chociaż trochę mniej winny. Dobra, kłamię. Nie czułem się tak w najmniejszym stopniu.
Przesunąłem dłonie z pleców bruneta na jego talię, zmierzając coraz niżej, do momentu krańca jego koszulki, za który z niewinną minką po prostu wsadziłem jedną rękę, na tyle powoli, żeby się nie obudził. Drugą dłoń przeniosłem jeszcze niżej, na jego zgrabny tyłeczek. Zmarszczyłem brwi, czując pod palcami, że rzeczywiście jest tak kształtny jak wydawał się normalnie. Zadowolony z życia zacząłem delikatnie smyrać go po plecach, chcąc móc chociaż przez chwilę nacieszyć się dotykiem jego nagiej skóry. Z tego, co wiedziałem, Ryuugamine miał twardy sen, więc raczej za szybko się nie obudzi...
Jestem okropny.
Najgorszy, zbereźny i tak dalej, ale dziwnie mi z tym dobrze.
No ale powiedzmy sobie szczerze, czy jakikolwiek licealista miałby czyste zamiary, gdyby jego crush leżał obok, kompletnie bezbronny?
Pewnie jakiś by się znalazł, ale ja do takich nie należałem, hehe~
Z lekkim stresem gdzieś tam wewnątrz przesunąłem dłonie na jego brzuch i w najdelikatniejszy sposób, na jaki było mnie stać, zacząłem mocować się z zamkiem bluzy, w której spał. Gdy w końcu moje próby zakończyły się się sukcesem myślałem, że zakończy się również moje życie, z tej racji, że serce stwierdziło awarię.
Prawdopodobnie na widok jego nagiego obojczyka.
Masaomi, ty zboczeńcu, słyszałem głos swojego sumienia, które gdzieś tam jeszcze się we mnie kryło.
Mikado zmarszczył brwi, przyprawiając mnie o kolejny zawał, ale jedynie przewrócił się z boku na plecy, rozwalając na reszcie futonu.
Poczułem wręcz, jak cieknie mi ślinka na widok jego apetycznego ciała, które odsłonił podczas zmiany pozycji. Seksualnej, hehe.
Nie myśląc już zbyt wiele o konsekwencjach klęknąłem nad nim, gdzieś w okolicy jego bioder.
Najpierw przesunąłem wzrokiem po jego nagim, bladym i nieco zapadniętym brzuchu.
Później to samo zrobiłem opuszkami palców, czując, że moja dłoń wręcz drży od ekscytacji.
To było... Woah.
Nachyliłem się, chcąc móc przyjrzeć mu się z bliższej odległości, tym samym odsuwając jego bluzę na dwie strony jego ciała.
Był naprawdę seksowny, pomimo kompletnego braku biustu. Ale z drugiej strony...
Te dwa urocze, malutkie sutki były wręcz rozczulające. Uśmiechnąłem się do nich, po czym dotknąłem jednego palcem, z zadowoleniem zauważając, że twardnieje pod moim dotykiem. Ciekawe, czy inne partie jego ciała też by tak zareagowały...
Na samą myśl o tym poczułem, że mój oddech przyspiesza, a mnie samego zaczyna ogarniać godąco. Żeby same myśli tak na mnie działały...
Kompletnie porzucając trzeźwe myślenie delikatnie przywarłem ustami do jego klatki piersiowej, składając na niej drobny pocałunek. Poczułem, że ciało chłopaka pode mną drży, ale nie przestałem. Jeśli się obudzi, zwalę to na lunatykowanie.
Przesunąłem ustami od miejsca, w które wcześniej go pocałowałem aż do linii jego szczęki. Czułem, że co chwilę jego ciało lekko drży, ale to nie powstrzymało mnie w całowaniu jego skóry, przeciwnie, nawet bardziej mnie nakręcało.
Znowu wróciłem w dół, przymykając oczy i nieco się ośmielając. Skoro nadal spał...
Musnąłem ustami jeden z jego sutków, chwilę później biorąc go do ust i lekko zasysając. Usłyszałem cichy jęk, wyrywający się z ust ciemnowłosego, powodujący kolejną falę gorąca przebiegającą po moim ciele.
Przymknąłem oczy, powoli pieszcząc go językiem. Gdy zęby poszły w ruch uznałem, że to nie był dobry ruch.
- M-Masaomi...? - usłyszałem słaby, zaspany głos.
Zapierdoli mnie czy zapierdoli?
Uśmiechnąłem się ze szczerym przerażeniem w oczach, prostując i patrząc na niego z góry. Napotkałem nieco zamglone spojrzenie dwóch niebieskich oczu, które patrzyły na mnie z niemym pytaniem.
Pomijając fakt, że twarz chłopaka spowijał szkarłatny rumieniec, wyglądający tak cholernie ponętnie... Przełknąłem ślinę, czekając na najgorsze.
- Uhm... No bo... - trzeba było coś powiedzieć, nie? Nawet jeśli to słowa bez ładu i składu.
- Masaomi... - przerwał mi, mrucząc cicho. Ton głosu chłopaka przyprawił mnie o gęsią skórkę. Nie był zły, wręcz przeciwnie, szeptał moje imię tak, jakby prosił o kontynuację. Oblizałem usta, patrząc na niego z fascynacją.
- Hmm? - spytałem cicho, uśmiechając się do niego słabo. Nie byłem pewien, jak właściwie powinienem zareagować...
- Masaomi~ - praktycznie jęknął brunet, przymykając oczy i oddychając ciężko. Wyciągnął do mnie ręce, co bez chwili wahania wykorzystałem, przywierając do jego szyi, którą na nowo obsypałem pocałunkami.
Poczułem, że obejmuje mnie nogami w pasie, ręce wczepiając w moją bluzę. Odchylał szyję do tyłu, dając mi do siebie lepszy dostęp, podczas gdy mogłem usłyszeć jego przyspieszony oddech. Delikatnie przygryzłem skórę chłopaka, przez chwilę rozkoszując się tym smakiem i jękiem, który wyrwał się z jego ust. Dłońmi błądziłem po jego brzuchu, czując, że z każdą chwilą temperatura jego ciała rośnie, więc postanowiłem jeszcze trochę ją zwiększyć. Przeniosłem się z jego szyi na wargi, łącząc nasze usta w krótkim, przelotnym pocałunku, głównie dla ocenienia jego reakcji. Wychwyciłem rozpalone spojrzenie, które wbijał we mnie, jakby żądał kontynuacji, tym samym powodując u mnie dreszcz pożądania, który przeszedł moje ciało, gdy ponownie wpiłem się w jego usta.
Czułem smak jego warg, nieśmiało poruszających się pod moimi, podczas gdy sam chłopak zdawał się być w tym słabo doświadczony.
W sumie nie spodziewałem się, że będzie inaczej, w końcu był o wiele bardziej nieśmiały niż reszta ludzi w naszym wieku... Cóż, przynajmniej do tego momentu tak myślałem.
Przerwałem pocałunek, gdy poczułem, że brakuje mu oddechu. Zdawał się być jeszcze bardziej pobudzony niż chwilę temu, więc ponowiłem pocałunek, tym razem wprowadzając do gry język, którym przesunąłem po jego dolnej wardze. Wykorzystałem okazję i gdy uchylił usta, zaskoczony moim ruchem, wsunąłem go do środka. Chwilę później starszy chłopak sam odpowiadał na moje pieszczoty, splatając razem nasze języki, mocno obejmując mnie za szyję.
Woah. Nigdy nie pomyślałbym, że kiedykolwiek rzeczywiście znajdę się w tej sytuacji z najlepszym przyjacielem...
Moje filozoficzne rozmyślania przerwał jęk chłopaka, który wydał prosto w moje usta. Seksownie.
Odsunąłem się od niego, zauważając strużkę śliny łączącą nasze języki, która zaraz się przerwała.
- Masaomi - głos chłopaka wspiął się na wyższe tony niż wcześniej i zdawał się nieco bardziej zniecierpliwiony - Więcej... - wymamrotał, patrząc na mnie z dołu.
Cholera, spodnie jakoś mi pociaśniały. Nie ma tak dobrze, też się z nim trochę podrażnię.
- Więcej? - spytałem, uśmiechając się niczym zwykły zboczeniec.
Czułem na sobie jego rozpalony wzrok i mogłem przysiąc, że jeszcze chwila i jego oddech zamieniłby się w gorącą parę.
- Całuj mnie... Więcej - dłoń chłopaka przesunęła się z moich pleców na jego nagą klatkę piersiową, jakby chciał wskazać, że nie tylko jego usta chcą uwagi.
Przesunąłem wzrokiem po jego zarumienionej twarzy, obserwując lekko załzawione i zamglone oczy, uchylone, zaróżowione od pocałunków usta... Cholera by to.
Nachyliłem się, znowu wracając do jego szyi. Zauważyłem, że gdy całuję punkt obok jego ucha ciemnowłosy zaczyna drżeć bardziej niż wcześniej... Jakiś czuły punkt?
Z zadowoleniem zsunąłem się niżej, na jego obojczyki, mocno wystające spod bladej skóry. Rzeczywiscie był za chudy... Nie, żeby w tym momencie mi to przeszkadzało. Zostawiłem ślad ugryzienia na jednym z nich, schodząc jeszcze niżej, do jego zaróżowionych sutków, które znowu zacząłem delikatnie pieścić, jeden ustami, a drugi ręką.
Mikado ugiął kolana, wydając z siebie urywany jęk, który znowu przyprawił mnie o dreszcz. Cholera, jakim prawem on był seksowniejszy niż jakakolwiek dziewczyna?
- M-Ma-Masa-ach~ - jego głos przerodził się w jęk, gdy zacisnąłem zęby na jego sutku. Poczułem, że wplątał drżące dłonie w moje włosy, nieco wypychając klatkę piersiową do przodu.
Przesunąłem się na jego brzuch, całując okolice pępka chłopaka, cały czas kierując się w dół, w stronę jego podbrzusza, które również pokryłem pocałunkami, w akompaniamencie westchnień czarnowłosego. Złapałem w palce brzeg jego bielizny, zsuwając ją nieco z jednego z jego ud, po którym przesunąłem dłonią, podziwiając jego gładką skórę.
- Masaomi... - wyszeptał chłopak, zakrywając swoją twarz ramieniem, jakby chciał schować się przed moim wzrokiem. Szybko sobie przypomniał, nie ma co. - P-proszę... - wyjąkał, lekko zaciskając kolana. Skierowałem wzrok na jego bieliznę, którą ściągnąłem z niego jednym szybkim ruchem.
Mówiłem już, że miał twardy sen? Cóż, teraz nie tylko to miał twarde.
Delikatnie objąłem jego członka dłonią, zauważając, że jest trochę mniejszy niż mój, co sprawiło, że na chwilę wpadłem w lekki kompleks wyższości. Na bardzo krótką chwilę, dokładniej do momentu, w którym z jego ust wyrwał się nieco głośniejszy jęk niż poprzednie.
Poczułem, że na mojej twarzy też pomału zaczynają pojawiać się rumieńce, gdy tak na niego patrzyłem i słuchałem jego głosu...
Nie do końca wiedziałem, co robić, w końcu to był mój pierwszy raz z chłopakiem... Powoli zacząłem poruszać dłonią, myśląc o tym, co sprawiało mi największą przyjemność. Poświęciłem dłuższą chwilę główce jego penisa, pocierając ją kciukiem, co wywołało sporo głośniejszych jęków, po czym wróciłem do rytmicznych ruchów dłonią, wsłuchując się w jego łamiący się głos i z trudem chwytane powietrze. Widziałem, że długo już nie pociągnie, więc cofnąłem rękę, nie chcąc za szybko pozwolić mu dojść.
Złapałem go w pasie i odwróciłem na brzuch, słysząc jego niezadowolone sapnięcie.
Czytałem w internetach, że seks dwóch mężczyzn wymaga odpowiedniego przygotowania, więc rozejrzałem się za czymś, co mogłem wykorzystać, po czym wychyliłem się po stojący na szafce niedaleko krem do rąk. Wycisnąłem go trochę na swoje palce, w międzyczasie obserwując zgrabne pośladki Mikado, który chyba trochę się zniecierpliwił, bo pojękując cicho w materac zaczął sam sobie dogadzać. Bezwstydnik.
Przysunąłem się bliżej, łapiąc chłopaka za biodra i nieco unosząc je do góry, po czym nakierowałem nawilżony palec na jego wejście, powoli go w niego wsuwając.
Z ust chłopaka wydobył się płaczliwy jęk, podczas gdy ja poczułem, że cały się spiął.
- M-Masa-
- Ćśś - nie dałem mu dokończyć - Rozluźnij się, zaraz będzie lepiej - mruknąłem, chcąc go uspokoić.
Musiał naprawdę mi ufać, skoro oparł się na łokciach, robiąc jak mu kazałem. Nadal cicho pojękiwał z każdym moim ruchem, ale miałem wrażenie, że nie nic go nie boli, chyba... Mimo wszystko po chwili poruszania palcem dodałem kolejny, chcąc przygotować go na to, co miało być po nich... Z jednej strony bałem się, że go skrzywdzę, ale z drugiej, cholera, jaki facet myśli racjonalnie z postawionym namiotem w spodniach? Na pewno nie ja.
Internet mówił, że powinienem być delikatny i spokojny, ale coraz mniej panowałem nad ruchami swojej dłoni, po prostu obserwowanie jego nagiego ciała strasznie mnie nakręcało.
W pewnym momencie z ust Mikado wyrwał się głośny jęk, a jego plecy wygięły się w łuk.
- M-Mikado? Wszystko w porządku? - spytałem zaskoczony tą reakcją, podczas gdy chłopak pokiwał głową, oddychając ciężko.
- M-Masaomi... To takie... Dziw-ach-ne uczucie - wyjęczał, powoli zaczynając samemu poruszać biodrami.
Seksowny widok, cholernie. Brunet zdawał się być naprawdę rozpalony, a ja sam czułem, że nie umiem się dłużej powstrzymać.
Rozpiąłem rozporek i zsunąłem z siebie spodnie, zauważając, że Mikado posyła mi lekko zawiedzione spojrzenie przez ramię.
- Czemu przestałeś? - spytał cicho, wyginając plecy w dół i wypinając się do mnie jeszcze bardziej niż wcześniej.
No nie, to już za wiele.
Przysunąłem się bliżej niego, mocno chwytając go za biodra. Nakierowałem swoją męskość na wejście chłopaka i wsunąłem się w niego, starając się być delikatnym. Co średnio mi wyszło, sądząc bo zbolałym jęku bruneta. Objąłem go w talii i wszedłem w niego do końca, oddychając ciężko.
Ostrożnie poruszyłem biodrami, czując gorąco rozchodzące się po moim ciele. Cholera, ciasny był.
Z moim drugim pchnięciem poczułem coś lepkiego na przedramieniu, którym obejowałem jego brzuch.
- Mikado... - zacząłem cicho, uśmiechając się - Już?
Zamiast odpowiedzi dostałem wypchnięcie jego bioder do tyłu, przez które z moich ust wyrwał się niekontrolowany jęk. Cholera, jeszcze zacznę tu stękać jak laska...
Chcąc pokazać, że mimo wszystko to JA tu dominuję, złapałem go za biodra i odwróciłem na plecy, twarzą do mnie.
Widok jego załzawionej, rozpalonej twarz lekko mnie zszokował. Nie myślałem, że tak niewinny chłopak może zrobić tak kuszącą minę...
Tracąc nad sobą kontrolę zacząłem szybko poruszać biodrami, wsłuchując się w jęki bruneta pode mną. Po chwili chłopak zarzucił mi ręce na szyję i uniósł się, chwytając kołnierz mojej bluzy, którą szybko z siebie ściągnąłem.
Przytuliłem go do siebie, nie przestając ruszać biodrami. Dotyk jego nagiej skóry na mojej był niezwykłym uczuciem, przez które wręcz przechodził mnie prąd.
Z ust bruneta nagle wydobył się kolejny głośny jęk, w momencie, w którym jego paznokcie wbiły się w moje plecy, zostawiając na nich bolesne ślady.
- T-tutaj... Mocniej! - wyjęczał, odchylając głowę do tyłu i łapiąc oddech.
Przyspieszyłem nieco, mocniej wypychając biodra i celując w to samo miejsce. Słyszałem, że mężczyźni mają w sobie tak wrażliwy punkt, ale nie sądziłem, że to prawda...
Czułem, że jestem już na granicy, a jego drżące, urywane jęki mi nie pomagały. Nachyliłem się i wpiłem w jego usta, zaciskając oczy.
Nie minęło dużo czasu, zanim całe ciepło mojego ciała nie skumulowało się w podbrzuszu, a ja nie doszedłem, zalewając wnętrze chłopaka. Z moich ust wydarł się urywany jęk, chwilę później zagłuszony głosem bruneta, który zacisnął oczy, również kończąc. Przez chwilę oddychałem ciężko, nadal pochylony nad nim, mierząc wzrokiem to drobne, ubrudzone ciało.
Z lekkim uśmieszkiem błądzącym po ustach wysunąłem się z niego i ciężko opadłem na posłanie obok, oddychając płytko.
Odwróciłem głowę tak, żeby móc go obserwować. Zrobiliśmy to, naprawdę to zrobiliśmy... Woah, myślałem, że to niemożliwe...
W tym momencie głowa ciemnowłosego odwróciła się w moją stronę, a on sam uśmiechnął się uroczo. Jak zwykle.
- Masaomi... - zaczął, odwracając wzrok, po chwili jednak patrząc mi w oczy - Lubię cię... Bardzo - wyszeptał, płonąc rumieńcem.
Poczułem, że moje wnętrzności wywinęły fikołka i zamiast odpowiedzieć delikatnie ucałowałem jego pełne wargi.

***

- No i wtedy się obudziłem! - zawołał blondyn, śmiejąc się głośno. Widział zażenowane spojrzenie swojego przyjaciela, który był równie czerwony co pomidor na jego kanapce, która od kilku minut czekała na zjedzenie.
- Głupi sen, nie? - blondyn nadal chichotał, ale było widać, że mimo wszystko jest nieco zdenerwowany - Ale serio, rano miałem taaaaki namiot! - zawołał, rozkładając ręce w takim geście, jakby chciał objąć cały świat.
Twarz ciemnowłosego przybrała jeszcze głębszy odcień czerwieni, a on sam wbił wzrok w swoje dłonie, splecione na stole.
- I-idiota! Głupi idiota z ciebie, Kida-kun - zawołał, mimo wszystko czując, że jego usta lekko drżą, od powstrzymywanego śmiechu. Po chwili milczenia jednak podniósł wzrok na Kidę, który wyglądał na zmartwionego. Przygryzł dolną wargę, wyglądając na totalnie zażenowanego.
- W piątek... To znaczy, jeśli nie masz nic do roboty... Znaczy się, żadnych planów, no i jeśli chcesz, możesz przyjść do mnie na noc - wystrzelił niczym z karabinu.
Blondyn zaśmiał się pod nosem, widząc niepewność przyjaciela.
- Przyjdę - odpowiedział, targając mu włosy.
Brunet pochylił głowę, chcąc ukryć triumfalny uśmiech, który zagościł na jego twarzy.
W końcu miał okazję do pokazania mu, że od pewnego czasu ma wręcz identyczne sny.

środa, 19 sierpnia 2015

Anything will change

Wiecie co? Czuję się podle. Gorzej, niż mogę to opisać. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że jest ze mną coraz gorzej... Może to przez te wszystkie uczucia, gromadzące się we mnie przez lata? A może tak objawia się nieszczęśliwe zakochanie? Wszystko jedno. 
Przepraszam, nie stać mnie na nic lepszego, ale czułem potrzebę wstawienia tego tutaj. 
Wszystkiego najlepszego, mój słodki.



"Anything will change"


Dziś twoje urodziny.
Uśmiechnąłem się lekko, ściągając z siebie fartuszek i odwieszając go na miejsce.
Kolejny rok na karku, co? Starzejemy się.
Byłem przygotowany na ten dzień, właśnie kończyłem piec ciasto i spoglądałem na bukiet chabrów, stojący w wazonie na stole.
Od zawsze kojarzyły mi się z tobą, wyglądały zupełnie jak twoje oczy.
Rok w rok, wakacje za wakacjami czekałem na ten dzień, żeby móc ci je podarować.
Dawno temu zauważyłem, że są najpiękniejszymi kwiatami zakwitającymi w sierpniu, idealnie na twoje urodziny.
Mógłbym dawać Ci je nawet codziennie.
Odgarnąłem jasne włosy z oczu i wyjrzałem za okno - pogoda była wręcz idealna na świętowanie. Bezchmurne niebo koloru chabrów, delikatnie prażące słońce... Aż odechciewało się siedzieć w domu.
Nie minęło wiele czasu, gdy ciasto z piekarnika zaczęło dawać o sobie znać. Wyjąłem je i pozostawiłem, by wystygło.
Pieczenie to jedyna rzecz w kuchni,  którą potrafiłem zrozumieć, w sumie nic innego nie było mi potrzebne. W końcu tylko raz w roku piekłem tort.
Czas mija cholernie szybko, prawda? Już siedemnasty rok nam leci... Stajemy się coraz starsi.
Mimo wszystko czasem mam wrażenie, że nic się nie zmienia. Żyję spokojnym życiem, w małej i spokojnej miejscowości, pory roku się zmieniają... I to tyle. Reszta jest taka sama, od zawsze.
Ani się obejrzałem, a nastało popołudnie. Tort był gotowy, a ja postanowiłem wreszcie cię odwiedzić. W jedną rękę chwyciłem talerz ze sporym kawałkiem, a w drugą kwiaty i wyszedłem z domu.
Ta droga zawsze była tak zarośnięta?
Najpewniej tak, w końcu nic się nie zmieniło. Nic...
Uśmiechnąłem się delikatnie, stawiając talerz na zniszczonej płycie z betonu.
- Cześć, Ayame - mruknąłem, kładąc bukiet obok talerza - Zrobiłem tort. Czekoladowy, twój ulubiony - nadal się uśmiechałem, spoglądając na grób pod moimi stopami.
Nic się nie zmienia.
- Jesteś już prawie dorosły - z moich ust wydobył się dźwięczny śmiech - Jeszcze tylko rok...
Skrzywiłem się.
To był czuły punkt, którego nie chciałem dotykać.
Zagryzłem dolną wargę, zaciskając dłonie w pięści.
- Jeszcze... Tylko rok - słyszałem, że  mój głos drży - Tylko rok i zamieszkamy razem - uśmiechnąłem się szerzej, czując, że przestaję widzieć wyraźnie.
Nic się nie zmienia.
Ciągle jest tak samo.
Ty i ja, ramię w ramię, uśmiechnięci.
- Wytrzymamy, prawda?
Czułem dwa ciepłe strumyczki, spływające po moich policzkach.
- Wytrzymamy...
Nic się nie zmienia...
Nadal nie dopuszczam do siebie tego, co miało miejsce. Mój głos przerodził się w szept, a ja sam upadłem na kolana, zwalony z nóg tęsknotą, która nagle we mnie wybuchła.
Chciałem kontynuować, ale wstrząsający mną szloch skutecznie na to nie pozwalał.
Oparłem się ramionami o nagrobek i schowałem w nich twarz, mocząc łzami rękawy błękitnej koszuli. Tęskniłem.
Tak cholernie za tobą tęskniłem.
Chciałem mieć cię blisko, na wyciągnięcie ręki, nawet gdybyśmy musieli kolejny raz przechodzić przez piekło.
Po prostu chciałem mieć cię przy swoim boku.
- Ayame... - wyszeptałem drżącym głosem.
Wyciągnąłem dłoń i opuszkami palców pogładziłem napis z twoim imieniem.
- Ja cię... Tak cholernie cię... - dławiłem się łzami - Prze- przepraszam - wymamrotałem, po czym zaniosłem się jeszcze większym szlochem.
Nawet teraz nie umiałem porządnie powiedzieć ci tego, co czuję.
Nic się nie zmienia.
Ciągle jestem tak samo żałosny, a ty tak samo nieuchwytny.
Zawsze będę o krok za tobą, nawet gdybym starał się wyprzedzać.
Wszystko nadal jest takie samo...
Chciałbym wypełnić jakoś tą pustkę w moim sercu, ale wiem, że to niemożliwe.
Tylko ty mógłbyś ją wypełnić...
Zapadał zmierzch.
Moje oczy nie potrafiły już płakać, a ja sam czułem się jedynie jak strzęp człowieka.
Moje usta były spierzchnięte, oczy zaczerwienione, a gardło zdarte.
Podniosłem się z kolan i chwiejnie stanąłem nad twoim grobem, posyłając ci ostatni uśmiech.
- Jeszcze rok... Pamiętaj - zaśmiałem się zachrypłym głosem, po czym po prostu ci pomachałem i odwrociłem się na pięcie.
Nie myślałem o niczym. Nie umiałem myśleć, nie w tej chwili. Chciałem po prostu zasnąć, pogrążyć się we śnie, w którym będę mógł bezpiecznie zatonąć w twoich ramionach.
Mój drogi Ayame...
Kochałem cię i zawsze, zawsze będę kochać.

niedziela, 26 lipca 2015

From now on

Wiecie co? Ja już chyba nawet nie będę Was przepraszać. To pomału robi się nudne, a ja za nudą nie przepadam. Dodatkowo wszyscy wiemy, że istoty mojego pokroju raczej się nie zmieniają, także nie ma po co się łudzić, że ja cudem to zrobię.
Mniejsza o to.
Tak, wiem, jestem nieodpowiedzialny i niesłowny, ale ostatnimi czasy po prostu nie mam głowy do pisania - chcę stworzyć coś pięknego, ale siedzą w niej same zastraszająco ohydne rzeczy.
Trochę jakbym się wypalił.
Mniejsza o to. Znowu karmię Was czymś starym, co ledwie jest zdatne do użytku i przesadnie nie przyprawia o mdłości.
Przynajmniej mam nadzieję.
Dzięki za wszystkie komentarze, bo tylko one napędzają mnie do w rzucania tu czegokolwiek~ 


"From now on"


Mówiłeś, że nigdy mnie nie opuścisz... A teraz co? Leżysz tu, kompletnie bez życia, a Twoje oczy już dawno straciły swój blask.
Mówiłeś, że zawsze będziesz przy mnie... I co mi po Twoich słowach, skoro zostawiłeś mnie gdy tylko cię o to poproszono?
Mówiłeś, że nie dasz zabić się tak łatwo... Podły kłamca z ciebie, wiesz?
Miałeś być przy mnie bez względu na wszystko... Więc gdzie jesteś teraz, gdy potrzebuję cię najbardziej?
Kłamca.
Słyszałem tyle pięknych słów z twoich ust, każde przybierałeś tym swoim irytująco radosnym uśmiechem, a ja ślepo ci wierzyłem.
I co mi z tego przyszło? Biała koszula, czarny garnitur i marsz pogrzebowy nad twoją mogiłą.
"Nie jestem byle kim, nie dam zabić się tak łatwo". Kłamca. Już wtedy dobrze wiedziałeś, że idziesz na pewną śmierć, prawda? A mimo tego nadal uśmiechałeś się jak zwykle.
Podły, podły, podły.
Wierzyłem w każde z twoich słów.
Mówiłeś, że jestem dla ciebie ważny... Skoro tak, to dlaczego nie powiedziałeś mi, że to nie jest zwykła, bezpieczna wyprawa?
Nie chciałeś mnie martwić?
Jesteś najgorszy.
To przez ciebie moje ręce drżą. Przez ciebie mój oddech się urywa, a widoczność zamazuje przez te cholerne łzy, z całych sił starające wydostać się na światło dzienne.
Nienawidzę cię. Podnieś się, do cholery, żebym mógł wykrzyczeć ci to prosto w twarz! Otwórz oczy, spójrz na mnie, daj się zrugać i po wszystkim po prostu mnie przytul! Pozwól wypłakać się na ramieniu, uspokój mnie, że to był tylko sen... Wstań. Skończ udawać. Skoro to żart i chciałeś mnie nastraszyć, to proszę bardzo, udało ci się! Jesteś z siebie dumny?
Odpowiedz coś, do cholery!
Nie wygłupiaj się...
Wstań...
Nie zostawiaj mnie...
Podły draniu. Cieszysz się z tego, co zrobiłeś? Złamałeś kolejne serce... Moje własne, poszarpane serce.
A teraz wyglądasz tak spokojnie, zupełnie, jakbyś zasnął w swoim wojskowym mundurze. Mógłbym przysiąc, że na twoich ustach błąka się uśmiech.
Jesteś tylko nieco bledszy niż zwykle, a twoje włosy lepiej się układają, jakby wreszcie uznały, że powinny być ci posłuszne.
Muszę gryźć swoje wargi, żeby nie pozwolić łzom spłynąć. Zaraz przegryzę je do krwi. Wszystko to twoja wina... Ci ludzie, stojący obok mnie, owiewani cholernie zimnym i mocnym wiatrem, takim samym, który wywiewa resztki radości z mojej duszy.
Obiecywałeś, że choćby nie wiem co, będziesz stał po mojej stronie...
Więc dlaczego, do cholery, dlaczego po prostu nie zignorowałeś rozkazu?! Ten jeden jedyny raz by cię nie zbawił!
Wiem, że to dziecinne. Lecz gdzie jest to twoje rozbawione "Stalowy, straszny z ciebie dzieciuch"? Gdzie, do cholery, są teraz twoje słowa?!
Cały drżę. Z zimna, z emocji, przez rosnącą pustkę w sercu, której, choćbym próbował, nigdy nie wypełnię... A powstrzymywane łzy powoli spływają po mojej twarzy, znacząc ją swoimi ciepłymi śladami. Mam wrażenie, że wraz z twoim odejściem wyrwano mi kawałek duszy.
Pamiętam dokładnie twój ciepły głos, gdy mruczałeś mi do ucha słodkie słówka. Pamiętam każdą wibrację w każdej sylabie słowa "Stalowy", które jako jedyny wymawiałeś w tak czuły sposób.
Z czystym sumieniem mogę nazwać Cię kłamcą.
Wiem, że tak postąpiłby tylko bachor, ale przecież jestem jeszcze dzieckiem.
Ostatni raz spojrzałem na twoją uśpioną twarz i czarne kosmyki okalające ją niczym żałobny woal. Jakże trafne porównanie...
"Nienawidzę cię, Roy..." wyszeptałem, stojąc nad twoją trumną. Za to, że ukradłeś moje serce i zabrałeś je do grobu.
Jesteś egoistą, wiesz?
Wiem, jakbyś zareagował na takie słowa - dźwięcznym śmiechem i tym swoim "Ech, Stalowy, Stalowy...", wypełnionym czułością, której teraz potrzebowałem jak niczego innego.
Pozostało mi jedynie wspomnienie twojego głosu i ta cholerna pustka w sercu.
Swoją drogą zastanawiam się, jakby brzmiało moje imię w twoich ustach.

poniedziałek, 11 maja 2015

Koenashi no uta

Nie bijcie.
Wszystko, co piszę, piszę na telefonie. Wychodzi jak wychodzi, jestem z tego średnio dumny, aczkolwiek lepsze to niż nic, prawda?
Wiem, wiem. Miało być KagaKuro, miało robić się ostrzej i bardziej uroczo, a ja karmię Was tym CZYMŚ. Wybaczcie, jakoś kiedyś Wam to zrekompensuję. 
Hm, komputera nadal nie odzyskałem, a gdy tylko planuję chwilę wolnego i zakoszenie mamie laptopa, coś mi wypada. Życie licealisty jest o wiele cięższe, niż mówi anime ; w ; "
Mniejsza o to. Smacznego ~ ♥


Deszcz od zawsze kojarzył mi się z płaczem.
Wsłuchiwałem się w miarowy oddech obok mnie, momentami zagłuszany przez wzmagające strugi wody, zaciekle atakujące szyby okien w pokoju. Nie otwierałem oczu, bojąc się, że gdy to zrobię, spokojny obraz wytworzony przez moją wyobraźnię całkiem się rozmyje. Starałem się dostosować rytm swojego oddechu do tego obok, żeby zdawało się być jeszcze spokojniej. Grzmiało. Grzmoty zaburzały perfekcję tej scenerii. Lekko zirytowany uchyliłem ciężkie powieki, spoglądając na twarz naprzeciwko mnie, oświetlaną przez drżący blask płomienia świecy. Ciemne włosy rozsypane były po poduszce, która jasnością nie ustępowała mlecznej cerze chłopca obok. Śpiąc wyglądał tak spokojnie, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wreszcie był spokojny i nie musiał się niczym martwić. Osobiście się o to troszczyłem, otaczając go czułością i spokojem z każdej strony, z której tylko mogłem. Kiedyś nie potrafiłem dać mu tyle, ile potrzebował, ale odkąd go "ukradłem" byłem w pobliżu cały czas. Ciemnowłosy chłopak był moim dalekim kuzynem, najlepszym przyjacielem i pierwszą miłością. Był też najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem. Delikatnie wplotłem palce w jego kosmyki, obserwując, jak lekko marszczy brwi i po chwili z ufnością wtula się w moją dłoń.

Deszcz zawsze kojarzył mi się ze łzami aniołów.
Zacząłem przeczesywać jego włosy, nucąc pod nosem kołysankę, którą on kiedyś śpiewał mi. Miał najpiękniejszy głos na świecie. Zupełnie jak srebrne dzwoneczki, zmieszane z wanilią i gorzką czekoladą. Nie mam pojęcia, jak połączyłem ze sobą te trzy rzeczy, ale tak właśnie brzmiał. Gdy jeszcze miał głos... Przesunąłem wzrok na jego smukłą szyję, pokrytą kilkoma bliznami. W dzień jego osiemnastych urodzin miał tragiczny wypadek, po którym miesiąc przeleżał w szpitalu. Przeżył jako jedyna osoba w całym autobusie, który zjechał z jezdni i uderzył w drzewo. Jedna z rur przebiła mu gardło prawie na wylot, skutecznie pozbawiając chłopaka możliwości mówienia i odbierając mu to, co miał najcenniejsze - głos. Melodyjny, spokojny i delikatny. Piękny. Pielęgniarki mówiły, że czuwał nad nim anioł stróż, który ocalił mu życie. Ja sam uważam, że los przydzielił mu naprawdę okrutnego anioła, który ocalił mu życie, ale odebrał jego sens. Z drugiej strony cieszyłem się z jego okrucieństwa. Gdyby odebrał mu życie, odebrałby mój sens życia. Pamiętam, że gdy byliśmy dziećmi, często razem śpiewaliśmy. Ja, jako posiadacz niższego głosu zwykle tylko robiłem za tło, co w najmniejszym stopniu mi nie przeszkadzało. Uwielbiałem go słuchać. W końcu nauczyłem się grać na gitarze i dawałem mu muzyczny podkład, ale wszystko się skończyło. Musieliśmy się rozstać z przyczyn niezależnych od nas. Pamiętam ten ból w jego oczach, gdy uśmiechał się, mówiąc, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Oboje w to wierzyliśmy i z całych sił do tego dążyliśmy. Nie widzieliśmy się ani razu przez trzy lata trwania gimnazjum, wymienialiśmy tylko sekretne liściki. Zdaliśmy do dwóch liceów w tym samym mieście, chcąc jak najczęściej się widywać. Jedno liceum nie byłoby w stanie przejść, nasi rodzice doskonale wiedzieli, dlaczego wybralibyśmy akurat je. Pamiętam, że gdy zobaczyliśmy się pierwszy raz po kilku latach, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wypiękniał. Zapuścił włosy, które miękko opadały na jego wąskie ramiona, a delikatny uśmiech sprawiał, że wyglądał jak obraz, nie człowiek. Był najpiękniejsza istotą, jaką kiedykolwiek widziałem. Jego ciemnoniebieskie oczy krzyżowały spojrzenia z moimi, czarnymi jak dwa węgle. Biel skóry chłopaka prawie stapiała się z koszulą, a ja cały czas patrzyłem na niego, jak pod wpływem zaklęcia. Po chwili przerwał ciszę, mówiąc, że wyprzystojniałem. Odbiłem komplement, uśmiechając się promiennie i podchodząc bliżej. Dopiero wtedy zauważyłem, że za nim stał nieco wyższy szatyn. Na pytanie, kim on jest, Koichiiro spuścił wzrok i wbił go w czubki swoich butów. Wtedy myślałem, że jest zakłopotany, ale teraz wiem, że był po prostu smutny. Cały czas był smutny. "Mój chłopak", odpowiedział. Pamiętam, jak bardzo zaskoczony byłem. Nigdy nie spodziewałem się, że ktoś tak perfekcyjny jak on może choć odrobinę odbiegać od ideałów ustanowionych przez społeczeństwo. Mijał czas, a ja ze zdziwienia jego upodobaniami przechodziłem od dezaprobaty dla mężczyzny, z którym się spotykał przez zmartwienie, zazdrość aż po obłęd. W trzeciej klasie liceum zdałem sobie sprawę, jak bardzo ślepe podążanie za ideałem mnie spaczyło. Koichiiro popadał w obłęd z tęsknoty za mną, który minął gdy tylko znowu zaczęliśmy się widywać. Ja popadałem w obłęd z zazdrości o niego, który zaczął się, gdy znowu zaczęliśmy się widywać. Paradoksalnie, nie było mi z tym źle. Odkąd poznałem jego mężczyznę, szczerze go znienawidziłem. Chciałem mieć kuzyna tylko dla siebie i z nikim się nim nie dzielić, a tym bardziej nie z innym mężczyzną. Dodatkowo z mężczyzną, który jedynie wykorzystywał jego ciało, dając mu złudne poczucie miłości.

Pamiętam, że powiedział mi kiedyś, że mógłby go pokochać, ale nie dostaje na to szansy. Wtedy znienawidziłem go jeszcze bardziej. Czas mijał, a ja nadal chciałem go tylko dla siebie. Wiedziałem, że powinien być tylko mój i tylko dla mnie śpiewać. Mój mały słowik, zamknięty w złotej klatce, przeznaczony tylko dla moich oczu. Nienawidziłem jego mężczyzny za to, że mimo tego, że żaden z nich nie darzy drugiego uczuciem, ten może posiadać coś, co od zawsze należało do mnie. Chciałem jakoś usunąć go z naszego życia, ale los zrobił to za mnie. Koichiiro jechał wtedy z nim. Nikt oprócz chłopca nie przeżył. Cieszyłem się, zarazem rozpaczając. Mój słowik stracił głos i juz nigdy dla mnie nie zaśpiewa. Gdy tylko wyszedł ze szpitala, zabrałem go ze sobą. Błąkamy się po świecie już od prawie trzech lat. Niedługo będzie trzecia rocznica wypadku. Dwudzieste pierwsze urodziny Koichiiro. Zawiesiłem wzrok na długich rzęsach chłopaka, uśmiechając się pod nosem.

Deszcz zawsze kojarzył mi się z niewypłakanymi łzami mojego anioła, który leżał naprzeciwko mnie. 
Mimo tego, co go spotkało, nigdy nie płakał, dlatego chmury robiły to za niego. Jedyną oznaką bezgranicznego smutku mieszkającego w jego sercu były ciemnoniebieskie oczy, zawsze patrzące na świat z lekko wystraszonym wyrazem. Dlatego musiałem go chronić i pokazać, że przy mnie nic mu nie grozi. Nikogo innego nie darzyłem tak płomiennym uczuciem jak jego. Kochałem go całym sercem, byłem w nim zakochany każdym rodzajem miłości, tej braterskiej, tej rodzinnej, tej z podziwu, tej ze współczucia, tej z litości. Ale mimo wszystko najbardziej kochałem go miłością z miłości. Chciałem móc leżeć przy nim tak już zawsze, patrzeć na jego pogrążoną we śnie twarz... Moje spojrzenie samoistnie powędrowały ku jego szyi, a dłonie odruchowo się zacisnęły. Nie, nie. Jeszcze nie czas na tak radykalne środki. Ciaśniej otuliłem go kołdrą, patrząc na białą koszulę, w której spał. Uśmiechnąłem się delikatnie, wiedząc, że należy do mnie, zarówno koszula jak i osoba w nią ubrana. Nachyliłem się i delikatnie musnąłem jego czoło wargami. - Dobranoc, mój słowiku - wyszeptałem, wiedząc, że mnie nie słyszy. Przysunąłem się bliżej niego, pozwalając mu wtulić się w moje ciało. Chciałem, żeby tak mogło być już zawsze. Słowik, który miał być mój od początku wreszcie należał tylko do mnie.

wtorek, 10 marca 2015

Nekrolog.

A zatem... Nastał moment, którego nikt nie chciał doczekać. Dokładniej... Mój komputer umarł.
Na śmierć.
Jest nie do odratowania, a dane z niego przepadły na amen, tak samo jak trzeci rozdział KagaKuro. Osobiście jestem w głębokiej depresji TT~TT

ALE! Nie ma nawet mowy, że porzucę to opowiadanie. Choćbym miał sobie żyły wypruć, od dzisiaj siadam do pisania tego, co pamiętam, dopóki choć trochę będzie przypominało oryginał (๑•̀ㅁ•́๑)✧

Co nie zmienia faktu, że nieźle mnie to wkurzyło (¯―¯٥)




czwartek, 12 lutego 2015

Tak, tak, tak.
Wszyscy dobrze wiemy, za co mi wstyd. Jak zwykle obiecuję i obietnicy nie dotrzymuję - nawet nie zaniosłem komputera do naprawy.
TAK, POZWALAM SIĘ ZA TO ZABIĆ.
Ale w zamian szykuję dla Was małą niespodziankę, którą - UWAGA - może nawet uda mi się wstawić tu do końca marca X'D
Tak, przepraszam, za to, że mam lenia i słomiany zapał.
I zepsuty komputer.
PISAŁBYM NA NOWO, NO ALE PRAWIE GOTOWY ROZDZIAŁ MIAŁEM, NO CHLIP CHLIP.
Nieważne. Jutro niosę go do serwisu/naprawy/whatever.
Dziękuję tym, którzy tu jeszcze zaglądają i mówię chyba któryś raz - NIE ZAMIERZAM TEGO PORZUCIĆ. Zbyt wiele nerwów mnie oni kosztowali, by ot tak ich zostawić.
Kocham Was. Serio.
Dajecie mi cholerną siłę do pisania i do jakiejkolwiek mobilizacji w tym kierunku :')