Tak, nie napisałem tego, tylko skopiowałem. Przez cały czas napisałem... Nic >.< Serio. Nie wiem co mi jest. Ale zacznę, serio ;_______;
O ile kogoś to w ogóle interesuje XD
No mniejsza o to, jakoś tam sobie żyję i próbuję się uratować pseudo-gejozą.
Dedykuję rozdział mojej ukochanej Martynian-senpai, która poprawiła mi humor na całe normalnie wakacje ^.^
Kuroko no Basuke
Kagami x Kuroko
Wesołych Świąt!
22
grudnia, 05:42
Obudziło
mnie ćwierkanie ptaków za oknem i delikatne światło, które
jakimś cudem padało na łóżko. Wczoraj zaciągnąłem zasłony...
Chyba. Nie chciało mi się otwierać oczu, żeby to sprawdzić.
Przeciągnąłem się i poczułem na sobie dłoń Kuroko. Leżał
dosyć daleko ode mnie. Widocznie odsunąłem się, jak zwykle
wiercąc w nocy. Poczułem chęć przyciągnięcia go do siebie i
przytulenia. Ja pierdolę, co jest ze mną nie tak? Muszę się
ogarnąć. No i poza tym nie chcę obudzić knypa.
Zimno
mi, do cholery. Zabrał całą kołdrę. Ale za to ja sam się
przybliżyłem i objąłem go. Tetsuya przez sen wtulił się w
zagłębienie w mojej szyi. Znowu zrobiło mi się ciepło w środku.
Coś ze mną na pewno jest nie tak. Muszę iść się przebadać...
Na wszystko. Ale to później. Uśmiechnąłem się do siebie i
zadowolony z życia leżałem w ciszy.
Do
czasu. Usłyszałem wrzask i śmiech, a potem stukot pary nóg na
korytarzu i przekleństwa rzucane przez którąś z kuzynek. Na
chwilę zrobiło się cicho, ale nagle tuż zza ściany, z pokoju
Hikaru i Nayami było słychać to samo, tyle że wrzask był
podwójny.
-
Aki-chan, idiotko! Jest szósta rano w weekend! - produkował się,
jak zawsze, kuzyn. Ojoj, Akira wkracza do akcji. Przypomniałem sobie
jak co roku ten popierdoleniec zaczynał na kilka dni przed świętami
robić sobie żarty, co wywoływało lawinę dowcipów z serii „każdy
na każdego, byleby przeżyć”. Zastanowiłem się, co tym razem
wymyśliła. Po kolejnym wrzasku, tym razem jej siostry, Yumi,
stwierdziłem, że to niebezpieczne. Każdy by to stwierdził,
zwłaszcza po usłyszeniu jej psychopatycznego śmiechu. Złapałem
kołdrę i nakryłem się nią po sam czubek głowy, siadając
okrakiem na Kuroko. No to ten od razu się obudził.
-
Kagami-kun, co... - zaczął, ale zatkałem mu usta ręką. Drugą
wskazałem na drzwi, bo dobrze wiedziałem, jaki kierunek teraz
obrała czerwonowłosa burza hormonów.
-
Akira – wyszeptałem to jedno słowo, a w oczach Kuroko pojawił
się błysk zrozumienia. Położyłem się na nim, starając zajmować
jak najmniej miejsca. Chyba włączył mi się instynkt zachowania
kota – jeśli ty czegoś nie widzisz, to coś nie widzi ciebie. No
ale Taiga nie kot, a Akira nie „coś”, zauważyła. Zdarła z nas
kołdrę i poczułem, jak coś zimnego oblewa mi kark. Najpierw
myślałem, że to pot strachu, ale potem zorientowałem się, że
jest wszędzie, na mojej głowie, za koszulką, na brzuchu i nawet w
gaciach. A co najgorsze – był tak lodowaty, że myślałem, że
zamarznę.
-
ŁAAAAAAAAAAA! - wrzasnąłem, podskakując lekko. Wiem już czemu
wszyscy tak reagowali. Akira widząc mnie i Kuroko w takiej pozycji
uśmiechnęła się niczym stary zboczeniec.
-
Chyba w niczym nie przeszkodziłam, co? Hyhyhy – zaśmiała się –
Oj, Taiga, Taiga-chan... Co też z ciebie wyrosło...
-
DEBILU! - wydarłem się na nią, chwytając za nadgarstek i
powalając na łózko. Przygwoździłem ją swoim ciałem, na co ona
zrobiła zdziwioną minę, ale zaraz znowu się uśmiechnęła.
-
A więc tak wyglądała ta noc... Już wiem, skąd masz tą malinkę!
- dotknęła palcem mojej szyi i zaśmiała się, na co ja odruchowo
zakryłem wskazane przez nią miejsce.
-
To nie jest malinka, ja... Uderzyłem się! - skłamałem. Akira
uśmiechnęła się z politowaniem.
-
Myślisz że ci uwierzę? A nawet jeśli, to skąd Tetsu-chan też
taką ma, co? Oboje się uderzyliście? - zachichotała złośliwie.
Wiedziałem,
o co jej chodzi, więc wstałem z poirytowaną miną, dając jej
wolną drogę do wyjścia z pokoju i dokończenia swojego dzieła.
Nie żebym miał coś przeciwko temu drugiemu, nawet mogę jej pomoc,
ale nie chcę za bardzo oberwać.
-
A myślałam, że wolisz dziewczyny, Taiga-chan, zwłaszcza, gdy
przyłapałam ciebie i tą twoją Amerykankę – zaśmiała się
złowieszczo – A co do malinki, nie martw się, nikomu nie powiem –
odetchnąłem z ulgą, bo Akira rzadko nie dotrzymywała słowa –
Wprost – zaśmiała się psychopatycznie, uciekając przed
nadlatującym w jej stronę budzikiem i wybiegając z pokoju. Padłem
na łózko obok Kuroko, wzdychając ciężko. Zaraz jednak poderwałem
się, przypominając sobie, że jestem cały mokry i nie chcę
zamoczyć łóżka bardziej niż już Akira się zaprodukowała.
Kuroko też wstał i przejechał palcami po mokrych włosach.
Spojrzałem na niego tak, jakby zabili mi psa, kota i kanarka, i
wyrzekłem słowa:
-
Mamy przejebane.
Złapałem
się za szyję w miejscu, gdzie Kuroko zostawił swój „ślad” i
wychyliłem głowę z pokoju. Rozejrzałem się i nie dostrzegłem
nikogo. Dałem dzieciakowi znak ręką, żeby szedł za mną.
Chyłkiem opuściliśmy pokój i przebiegliśmy korytarz,
niezauważeni niczym ninja, ale gdy staliśmy pod drzwiami łazienki
usłyszeliśmy szorstki i wściekły wrzask Szlachetnego Generała
pułku Ameryka batalionu Kagami, cioci Wakari.
-
AAAAAAKIIIIIIII-CHAAAAAAAAAAAAAAAAAN! - groźba w jej głosie
porażała – Nie dość, że mamy w rodzinie transwestytę – tak,
to o Marui – dużego dzieciaka – definitywnie chodzi jej o tatę
– kilku idiotów – no nie, mnie na pewno nie ma w tym gronie –
to jeszcze niedorozwoja umysłowego, którym jesteś TY!
Akira
wychyliła głowę z czyjegoś pokoju, obrzucana przekleństwami
tymczasowego właściciela, a jej długie włosy ułożyły się w
poplątaną kaskadę loków i fal. W sumie, była całkiem ładna,
ale ciągle chodzi w tym kucyku. Nie dziwota, że żaden jej nie
chce.
-
Jak się Taiga-chan postara, to będziemy mieć też geja –
wyszczerzyła się do mnie, stojącego za plecami cioci. Zamordowałem
ją wzrokiem i otworzyłem drzwi łazienki.
-
Ty mi tu nie gejuj, tylko... - usłyszałem groźne słowa, zanim
zamknąłem drzwi tego zacnego miejsca na klucz. Odetchnąłem z
ulgą, drapiąc się po mokrej głowie. Już chciałem się rozebrać
i wejść pod prysznic, ale zobaczyłem, że Tetsuya stoi sobie i
gapi się na mnie jak cielę na malowane wrota. Noż cholera, i jak
tu się nie zirytować?
-
Nie gap się – powiedziałem lekko oburzony – W tył zwrot i
poszukaj czegoś czym można to – wskazałem na malinkę –
zakryć!
Rozebrałem
się, widząc, że Kuroko grzecznie mnie posłuchał i wszedłem pod
prysznic, zamykając za sobą kabinę. Myjąc się, podśpiewywałem
pod nosem piosenkę „I believe I can fly”. Gdy skończyłem,
zakręciłem wodę i uchyliłem kabinę, widząc, że Kuroko siedzi
grzecznie odwrócony plecami do mnie i nie podgląda. Wyszedłem spod
prysznica i wziąłem ręcznik, który zawiązałem sobie wokół
bioder. Drugim zacząłem wycierać włosy i podszedłem do Kuroko. W
lustrze zauważyłem, że gdy podchodziłem, lekko spuścił wzrok, a
na jego policzkach wykwitły rumieńce. Wyglądał uro~Zaraz. LUSTRO!
Na pewno widział mnie takim, jak pan Bóg (czy inna wszechmogąca
wszechmogącość) stworzył! W tym przeklętym wynalazku Szatana,
uwielbianym lub nienawidzonym przez kobiety zauważyłem, że się
rumienię. Noż szlag by to! Jeszcze rumieńców zabrakło! Schowałem
twarz w dłoni, żeby chociaż trochę ukryć zawstydzenie.
-
Przepraszam, Kagami-kun – zaczął tłumaczyć się dzieciak –
Ja...
-
Nic się nie stało – odpowiedziałem, szczerząc się jak zwykle,
gdy starałem się ukryć emocje. W lustrze zauważyłem, ku mojemu
zadowoleniu, że rumieniec prawie całkowicie zniknął – Znalazłeś
coś?
Tetsuya
kiwnął głową i wskazał na kupkę podkładów, pudrów i cholera
wie czego jeszcze, powszechnie znanych jako szpachla. Niezawodny
znak, że rodzinka przyjechała. Od razu przypomniałem sobie święta
kilka lat temu, gdy byłem jeszcze mały i niewinny. Tsa, akurat.
***Retrospekcja***
Siedziałem
na zamkniętej muszli klozetowej, machając dyndającymi w powietrzu
nogami. Młodsza o rok, ale większa o głowę Akira krzątała się
przy lustrze i tajemniczych pudełkach, w których mama trzymała
różne dziwne rzeczy. Nuciłem sobie wesołą melodię, gdy kuzynka
odwróciła się w moją stronę ze szczerym uśmiechem.
-
Taiga-chan, zaraz cię upiększę – uśmiechnęła się od ucha do
ucha, a ja pokiwałem głową, odwzajemniając radosny gest –
Zamknij oczy – powiedziała, a ja wykonałem polecenie.
Zaraz
jednak poczułem, że zrobienie tego było błędem. Akira smarowała
mi czymś twarz, potem mocno naciskała jakąś twardą rzeczą na
powieki, szarpała włosy i chyba wylała klej na usta. Potem
kolorowała mi paznokcie i przyklejała do nich błyskotki. Po
dłuższym czasie prawie skończyła. Poczułem jeszcze kilka
klepnięć na twarzy, pociągnięcie za rzęsy i kilka szczypnięć w
okolicach brwi. Cała twarz mnie bolała, było nieprzyjemnie i
niewygodnie, a włosy ciągnęły mnie za każdym ruchem.
-
Otwórz oczy, Taiga-chan – powiedziała dziewczynka. Powoli
uchyliłem powieki, żeby zobaczyć jej uśmiechniętą buzię –
Ojeeej, wyglądasz uroczo! Czekaj, ubierz jeszcze tylko to! -
zawołała, podając mi coś w różowym kolorze. Posłusznie
wykonałem polecenie, zdejmując piżamę i naciągając na siebie
coś, co okazało się być sukienką. Akira zapiszczała i odwróciła
mnie w kierunku dużego lustra.
Zobaczyłem
w nim pokraczne coś w jasnopurpurowej sukience w ciemniejsze grochy.
Wszytko byłoby w miarę spoko, gdyby nie twarz. Miałem na niej trzy
kilo czegoś, co wyglądało jak cement, farba drukarska, plakatówka
rozmazana nad oczami i plastelina na ustach, a moje brwi jakimś
cudem się rozdwoiły. Do tego paznokcie były w ślicznym, neonowym
odcieniu zieleni, nijak pasując do różowej całości. Zadławiłem
się powietrzem i w ataku paniki zacząłem wołać mamę. Oczywiście
zleciała się cała rodzina. Gdy tylko ogarnęli sytuację ledwo
powstrzymywali się od wybuchnięcia śmiechem. Tamtego dnia
wydarzyły się trzy ważne rzeczy:
- Akira zyskała opinię rasowej sadystki
- Ja zyskałem opinię chłopca o dosyć dziwnych upodobaniach
- Przysiągłem sobie, że już nigdy w życiu nie dotknę kosmetyków.
***Koniec
retrospekcji***
Wzdrygnąłem
się na samo wspomnienie tamtego dnia.
-
Kuroko, nie ma mowy, żebym tego cholerstwa dotknął – odsunąłem
się trochę. Knypek spojrzał na mnie zdziwiony.
-
Ale Kagami-kun... - zaczął, ale mu przerwałem.
-
Nawet nie próbuj mnie przekonywać. Czego jak czego ale opinii
wesołego transa nie chcę zyskać.
Dzieciak
spojrzał na mnie dziwnie i wzruszył ramionami. Odkręcił
najjaśniejszy z tych kobiecych gadżetów i rozpiął górę od
piżamy, żeby jej za bardzo nie pobrudzić. Swoją drogą, wszystkie
były w prawie identycznym kolorze. Zdecydowanie za ciemnym dla tego
wyblakłego chudzielca. Ej, czy on nie jest przypadkiem wampirem?
Zacząłem się zastanawiać, jak najskuteczniej takiego
wyeliminować, po tym jak zaprosiłem go do domu. Ale w sumie nie
ugryzł mnie... Fakt, cofam to. Ale to ja tak właściwie zacząłem...
Czyli że ja jestem wampirem? Ale jak mnie zaraził? Myślami? A CO
JAK ZAJDĘ W CIĄŻĘ?!
Z
paranoicznego toku myślenia wyrwało mnie dźgnięcie w bok.
Zauważyłem pytające spojrzenie Kuroko i zerknąłem na jego szyję.
Zakrztusiłem się powietrzem, powstrzymując śmiech. Wyglądało to
jeszcze gorzej niż wcześniej. Na bladej, gładkiej szyi pojawiła
się ciemna plama, wyglądająca jak niedorobione znamię. Tetsuya
westchnął i rękawem piżamy starł cały „makijaż”. Otworzył
usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwało mu głośnie walenie do
drzwi.
-
Taiga-chan, długo jeszcze? Korek się robi – ciocia Wakari była
nieźle wkurzona. Spojrzałem na dygoczące drzwi ze strachem.
-
Już wychodzę, ciociu – odkrzyknąłem, jedną ręką odkręcając
wodę, a drugą zdejmując z Kuroko koszulę. Wychwyciłem jego
pytające spojrzenie, ale nie zareagowałem, po prostu
bezceremonialnie wepchnąłem go pod prysznic i popchnąłem za kark
w dół. Schylił się pod moim naciskiem, a ja zmoczyłem mu głowę
i plecy. Szybko zakręciłem wodę i wytargałem go pochylonego z
kabiny. Zauważyłem, że otworzył usta, próbując złapać oddech,
a na jego twarzy widniały rumieńce od gorąca wody, którą po
prostu odkręciłem do maksimum. Jego ręka powędrowała do szyi,
którą chyba ścisnąłem trochę za mocno. Nadal zgięty wpół
podtrzymał się umywalki i zaczął się krztusić. Wystraszyłem
się, że przez mój gwałtowny gest mogłem zrobić mu krzywdę.
Podszedłem kawałek i położyłem mu rękę na ramieniu.
-
Ej, Kuroko, nic ci nie... - zacząłem, ale przewał mi, prostując
się i strącając ją z ramienia. Lekko zadarł głowę i spojrzał
mi prosto w oczy. Uderzył mnie czysty, szafirowy kolor jego
tęczówek, które zawsze wyglądały, jakby miały wwiercić się w
moją duszę. Ale jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że w tych
zwykle opanowanych oczach lśniły łzy. Coś ścisnęło mi się w
środku gdy zrozumiałem, że to przeze mnie. Wbiłem wzrok w moje
stopy, jak dziecko czekające na ochrzan, ale gdy ten nie nastąpił,
znowu na niego spojrzałem. Po łzach nie było ani śladu. Chciałem
go przeprosić, ale przerwało mi walenie w drzwi.
-
Taiga-chan! Wyłaź! Bo wyważę drzwi! - tym razem ciocia nie
żartowała. Szybko rzuciłem w kierunku chłopaka ręcznik, żeby
zakrył szyję i sam zarzuciłem jeden na swoje ramiona. Kuroko
podniósł z podłogi koszulę, a ja schyliłem się po moją piżamę.
W milczeniu wyszliśmy z łazienki, obrzuceni zdziwionym spojrzeniem
cioci Wakari, której wzrok dłużej zatrzymał się na ręczniku,
pomału zsuwającym się z moich bioder. Zmarszczyła czoło,
rozważając słowa Akiry. Wkurzony przyśpieszyłem kroku, żeby
uniknąć niepotrzebnych wyjaśnień i jak najszybciej znaleźć się
w pokoju. W mojej głowie w tym momencie istniała tylko jedna myśl:
„przeprosić Kuroko”. W drzwiach mojego pokoju natknąłem się
na Akirę, obrzucającą wzrokiem nagie plecy zarumienionego Tetsuyi.
Gdy zobaczyła mnie w samym zjeżdżającym lekko ręczniku zrobiła
wielkie oczy i uśmiechnęła się złośliwie.
-
Ojeej, Taiga-chan, nie wiedziałam, że wy już...
-
Zamknij się – rzuciłem jej wściekłe spojrzenie i zatrzasnąłem
za sobą drzwi. Szybko naciągnąłem na siebie piżamę, żeby nie
paradować prawie nago po domu. Odwróciłem się, zirytowany własnym
zachowaniem wobec Kuroko, i zauważyłem go siedzącego na łóżku,
plecami do mnie, z opuszczoną głową. Aż syknąłem z bólu,
widząc jego poparzone plecy. Szybkim krokiem podszedłem do niego i
przysiadłem się obok. Skrzywiłem się, widząc na jego szyi
czerwone ślady zaciśnięcia moich palców. Z włosów chłopaka
skapywała nadal gorąca woda, spływając po jego szyi, między
łopatkami, potem po linii kręgosłupa i na koniec wsiąkając w
spodnie piżamy. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jego pleców.
Tetsuya wzdrygnął się i syknął z bólu, gdy opuszki palców
delikatnie dotknęły zaczerwienionych miejsc. Coś mnie ukuło w
środku i poczułem chęć przytulenia go. Szybko jednak odgoniłem
te myśli, bo mógłbym zrobić mu jeszcze większą krzywdę.
Spojrzałem na jego nadal czerwoną twarz i na pojedynczą łzę,
spływającą po gładkim, jasnym policzku. Zszokowało mnie to, ale
nic nie mówiąc starłem ją wierzchem dłoni, bo sprawiła, że
czułem się naprawdę okropnie. Zauważyłem jego zdziwione,
wystraszone spojrzenie i z bólem pogłaskałem go po niebieskiej
czuprynie. Tetsuya westchnął głęboko i zamknął oczy.
-
Kuroko... Przepraszam – powiedziałem, gładząc jego mokre, nadal
ciepłe włosy – To było okropne. Nie mam pojęcia, co mi się
stało. Mogłem cię chociaż uprzedzić. A teraz ty przeze mnie...
Mogłeś nawet wylądować w szpitalu! Jestem skończonym idiotą!
Pewnie nieźle cię wystraszyłem. A potem zorientowałem się, co
zrobiłem, i... Cholera, to musi strasznie boleć! - wylałem z
siebie wszystkie uczucia. Oprócz jednego. Strachu zmieszanego z
troską o niskiego, wrednego dzieciaka. Który teraz wyglądał,
jakby zaraz miał ode mnie uciec. Złapałem go za rękę i ścisnąłem
ją lekko, nie chcąc na to pozwolić i bojąc się, że zaraz to
zrobi – Przepraszam... - wyszeptałem, spuszczając głowę. Teraz
zauważyłem, że jego klatka piersiowa aż do podbrzusza też jest
oparzona. Zakląłem cicho i wypuściłem tą delikatną dłoń z
uścisku. Wstałem i szybko poszedłem na dół, rozglądając się
za pudełkiem z maścią, której mama używała na każdą ranę,
skaleczenie i oparzenie. W kuchni zastałem Akirę, która szczerzyła
się jak głupi do sera, odgarniając włosy.
-
Widziałaś takie zielono-białe pudełko? Było całkiem duże. Jest
mi potrzebne – zapytałem zirytowanym tonem.
-
A co to? Lubrykant? - zaśmiała się wrednie – Ale już tak od
razu chcesz się z Tetsu-chan... - przerwałem jej, uderzając w
blat. Spojrzała na mnie trochę wystraszona.
-
Nie wiesz nawet co się stało... Widziałaś czy nie? Powiedz po
prostu, zamiast zgrywać głupka! - warknąłem na nią, wkurzony.
-
Nie bulwersuj się tak, widziałam... W drugiej szafce od lewej, na
górnej półce – powiedziała, a ja wyjąłem maść – Miłej
„randki” - zachichotała.
Rzuciłem
jej wściekłe i zarazem poważne spojrzenie. Od razu ją zmroziło.
Uderzyłem zaciśniętą pięścią w ścianę.
-
Spierdalaj – wysyczałem wściekły – NIE MASZ POJĘCIA, CO SIĘ
STAŁO, WIĘC ŁASKAWIE NIE WYPOWIADAJ SIĘ! - spiąłem wszystkie
mięśnie i zacząłem się trząść ze złości – GDZIE JEST
BANDAŻ, DO CHOLERY?! - wrzasnąłem wściekle, a kuzynka wskazała
na szufladę, widząc, że stało się coś poważnego. Gwałtownym
ruchem otworzyłem szufladę, wyrywając ją z zawiasów – KURWA! -
ryknąłem, nie zwracając na nic uwagi. Wyjąłem bandaż i
wybiegłem z kuchni trzaskając drzwiami, zostawiając wystraszoną
Akirę z zepsutą szufladą na podłodze. Po drodze zgarnąłem całą
apteczkę z salonu. Wbiegłem po schodach i wpadłem do mojego
pokoju, cicho zamykając drzwi. Tetsuya nadal siedział w tym samym
miejscu. Podejrzewałem, że zbyt go boli, aby nawet się poruszać.
Coś ukuło mnie w środku, gdy zobaczyłem jego oczy, w których
malował się ból, wywołany nie tylko oparzeniem, ale i moim głupim
zachowaniem. Zakląłem w myślach i usadowiłem się obok niego.
Odkręciłem pudełeczko z maścią.
-
Mogę? - spytałem, nabierając jej trochę na palce. Chłopak ledwo
zauważalnie skinął głową. Szybko zabrałem się do roboty,
odgarniając jego przydługie włosy na ramię. Najdelikatniej jak
potrafiłem przetarłem oparzone plecy ręcznikiem i zacząłem
nakładać maść. Przy każdym zetknięciu chłodnej maści i
ciepłej skóry Kuroko spinał się lekko i drżał, przez co ja sam
czułem ból. Gdy nasmarowałem maścią całe plecy zauważyłem
strużkę krwi spływającą po szyi ze śladu po ugryzieniu.
Przygryzłem wargę myśląc o tym jak bardzo jestem skończonym
idiotą. Z apteczki wyciągnąłem kawałek waty i wodę utlenioną.
-
Będzie trochę szczypało – ostrzegłem go cicho. Nalałem na
wacik wodę utlenioną i przemyłem rankę. Twarz Tetsuyi skrzywiła
się, ale nic nie powiedział. Wyjąłem mały plasterek i zakleiłem
nim ślad. Wstałem z łóżka i uklęknąłem przed Kuroko, chcąc
dokończyć smarowanie oparzeń maścią. Gdy dotknąłem jego klatki
piersiowej znowu się wzdrygnął i skrzywił. Zauważyłem, że im
niżej zjeżdżałem dłonią, tym bardziej chłopak się rumienił.
Zaciekawiła mnie ta reakcja, ale nic nie powiedziałem. Gdy już
prawie kończyłem ten zabieg, błądząc ręką po jego podbrzuszu,
twarz Kuroko była cała czerwona, a on zagryzał dolną wargę.
Pomyślałem, że w tym miejscu najbardziej go boli, więc starałem
się być jeszcze delikatniejszy. Tetsuya pociągnął nosem i
zagryzł wargę tak mocno, że aż pociekła krew.
-
Ej... Nie rób tak – powiedziałem cicho, ścierając wierzchem
dłoni posokę z jego pełnych ust. Miałem ochotę ucałować każde
miejsce na jego ciele, któremu zadałem ból. No ale do diabła,
jakby to niby miało wyglądać?
-
Kagami-kun, ja... - zaczął chłopak, ale położyłem mu dłoń na
ustach, dając do zrozumienia, żeby nic nie mówił. Bo przez to
rana może się powiększyć.
Gdy
skończyłem go smarować, wyprostowałem się i sięgnąłem po
bandaż. Kilka razy obwiązałem nim tors Tetsuyi i spojrzałem na
jego zarumienioną twarz. Spod mokrej, niebieskiej czupryny patrzyły
na mnie duże, pełne strachu, zaczerwienione od płaczu oczy, a usta
były wykrzywione w grymasie bólu. W środku coś mi się ścisnęło
i nie mogąc się powstrzymać, przycisnąłem do siebie jego drobne
ciało, całkowicie zamykając je w objęciach. Poczułem że w
okolicy obojczyka robi mi się mokro. Zacieśniłem uścisk,
niechcący sprawiając chłopakowi jeszcze więcej bólu, o czym
zorientowałem się dopiero, gdy cicho jęknął. Lekko poluzowałem
objęcia i poczułem drobne dłonie Kuroko zaciskające się na mojej
koszulce. Chłopak przylgnął do mnie całym ciałem i westchnął
głęboko. Pogładziłem go po wilgotnych włosach, czując jak lekko
się spiął, ale zaraz rozluźnił. Jedną ręką błądziłem po
jego plecach zastanawiając się, skąd we mnie tyle empatii i
ciepłych uczuć. W ogóle uczuć. Westchnąłem lekko, czując jak
jego oddech stawał się coraz bardziej równomierny, a mięśnie się
rozluźniają. Po chwili zorientowałem się, że Kuroko po prostu
zasnął. Chciałem go jakoś położyć, ale po pierwszej niezbyt
udanej próbie podniesienia go zrezygnowałem. Pozwoliłem mu spać w
moich ramionach, starając się zapewnić poczucie bezpieczeństwa.
Oparłem brodę na jego głowie i przymknąłem oczy. Czułem ciepło
jego ciała przy moim, słyszałem cichy oddech, który lekko owiewał
mój obojczyk i delikatne bicie serca, które już się uspokoiło.
Po jakimś czasie wsłuchiwania się w te dźwięki zacząłem
przysypiać. Przetarłem oczy i podniosłem go lekko jedną ręką,
drugą podtrzymując od spodu. Poczułem jak jego ręce rozluźniają
uścisk i suną w dół po moich plecach. Oparłem głowę Kuroko na
moim ramieniu i złapałem go za pośladki, podnosząc do góry.
Przesunąłem się kawałek po łóżku, aż dotknąłem plecami
ściany. Delikatnie opuściłem chłopaka na moje kolana, opierając
się głową o zimną powierzchnię. Kuroko opadł na mnie swoim
ciałem, wydając przez sen cichy jęk niezadowolenia. Uśmiechnąłem
się pod nosem i objąłem go lekko. Cholera, moje zachowanie jest co
najmniej dziwne. Nagle na korytarzu usłyszałem kroki i zaraz do
mojego pokoju weszła Akira.
-
Taiga-chan, idzie... - przerwałem jej, rzucając niezadowolone
spojrzenie. Wskazałem na Tetsuyę, a jej wzrok powędrował za moim.
Gdy zobaczyła bandaże oplatające tors chłopaka zakryła dłońmi
usta i otworzyła ze strachem oczy. Nakazałem jej gestem być cicho
i wyjść z pokoju, co ona natychmiast zrobiła, po cichu zamykając
za sobą drzwi. Ułożyłem się wygodniej i przyciskając Kuroko do
siebie zamknąłem oczy. Tak słodko. Tak pedalsko. Wszystko jedno,
przyjemnie. To były moje ostatnie myśli przed zaśnięciem.
***
11:28
Poczułem
delikatny ruch na mojej klatce piersiowej, który wyrwał mnie ze
stanu słodkiego, niezmąconego snu. Cholera, nawet wyspać się
porządnie nie dadzą. Mruknąłem niezadowolony i poczułem jak coś
delikatnie dotyka mi czoła i odgarnia włosy. Zdziwiony otworzyłem
oczy, spoglądając prosto na Kuroko. Zupełnie o nim zapomniałem.
Był tak blisko mnie, że czułem na twarzy jego ciepły oddech.
Zauważyłem, że jego blade policzki powoli pokrywają się
rumieńcem i coś w środku mnie dziwnie załaskotało. Podniosłem
rękę i przeczesałem palcami jego włosy, sam w sumie nie wiedząc,
co robię. Tetsuya spojrzał w dół i zacisnął dłonie z przodu
mojej koszulki.
-
Kagami-kun... Ja... - zaczął, ale przerwało mu wejście Akiry.
-
Taiga-chan! Koniec spania! Mama kazała mi was obudzić, musicie
pomóc w przygotowaniach! - wydarła się, chcąc nas obudzić. Jakie
było jej zdziwienie, gdy zauważyła, że nie śpimy.
A
może po prostu zaskoczyło ją zobaczenie nas w kolejnej dwuznacznej
sytuacji. W końcu niecodziennie widzi się swojego kuzyna tylko w
koszulce i bokserkach, obejmującego za biodra siedzącego mu na
kolanach chłopaka. Swoją drogą, ten chłopak, który miał na
sobie tylko spodnie od piżamy i bandaż, był wczepiony rękoma w
moją koszulkę, cały czerwony na twarzy, jego nogi oplatały mnie w
pasie, a ja przeczesywałem mu włosy ręką. No nie ma co, teraz
każdy na stówę by nas wziął za hetero.
-
E... Ej, weźcie się ogarnijcie, co? Bo ja naprawdę zaczynam
myśleć, że ze sobą kręcicie – nie powiem, była lekko
speszona.
Westchnąłem
i podniosłem z siebie Kuroko, przypadkowo łapiąc go za pośladki,
na co ten pisnął i podskoczył lekko. Zachichotałem, rozbawiony
jego reakcją. Specjalnie ścisnąłem je jeszcze mocniej, schodząc
z łóżka na podłogę. Swoją drogą, miał lepszy tyłek niż
niejedna dziewczyna. Chłopak ze strachem objął mnie za szyję gdy
nagle znalazł się tak wysoko nad ziemią.
-
Nie bój się głupku, nie upuszczę cię – powiedziałem, śmiejąc
się. Postawiłem go na podłodze, po raz kolejny dostrzegając, jaki
był niski. Poczochrałem mu włosy i sam nie wiem czemu, poczułem
się jak jego starszy brat. Akira posłała nam rozbawione
spojrzenie.
-
Taiga-chan, nie świeć dupą, bo nie masz czego pokazać, ubieraj
galoty! - rzuciła we mnie spodniami.
Spojrzałem
na nią groźnie, przyjmując wyzwanie.
-
Ty też byś mogła się ubrać, bo chyba nikomu nie sprawia
przyjemności oglądanie twoich cycków! - rzuciłem w nią poduszką.
-
No na pewno nie tobie, ty wolisz rozmiar SS. A tak poza tym mam
bluzkę – wystawiła język, a ja zmarszczyłem czoło.
-
Ja mam gacie. I co to za „rozmiar SS”, do cholery?
-
Same suty – wyszczerzyła się – Z tego co zauważyłam, ten cię
najbardziej pociąga – puściła mi perskie oko, wrednie się
uśmiechając. Zakląłem pod nosem i rzuciłem w nią piłką do
koszykówki, na co ona wybiegła z pokoju, chichrając się.
Westchnąłem sobie, automatycznie kierując wzrok na klatkę
piersiową Kuroko. Ten speszony zasłonił się rękami.
-
Nie bój się, nie zjem cię – zaśmiałem się pod nosem –
Chociaż w sumie, kto wie...
Tetsuya
wygiął usta w podkówkę i spojrzał na mnie podejrzliwie, na co ja
głośno się roześmiałem. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej
dwie koszulki. Jedną rzuciłem chłopakowi, a drugą ubrałem,
ściągając piżamę. Szybkim ruchem naciągnąłem na siebie
spodnie, w których chodziłem wczoraj, stwierdzając, że jeszcze
nadają się do użytku. Kuroko był już ubrany, gdy ponownie na
niego spojrzałem. Na twarzy miał wyraz niezadowolenia, a ja dobrze
wiedziałem czemu.
-
Kagami-kun, wyglądam i czuję się w tym jak w worku po ziemniakach
– spojrzał na mnie z wyrzutem.
-
Nie marudź, chyba to lepsze niż latanie w samych gaciach, co? -
zaczepnie uniosłem brew. Tetsuya wzruszył ramionami i wyszedł z
pokoju, kierując się na dół. Zszedłem za nim, śmiejąc się pod
nosem. Z rodzinką w domu zawsze weselej.
...
Zdecydowanie weselej.
Na
dole zastałem obraz nędzy i rozpaczy, a mianowicie kobieca część
przygotowywała posiłki, słodząc po raz setny kubek herbaty, o
który jeden z nieszczęśliwych mężczyzn poprosił jakiś czas
temu. W salonie było zdecydowanie gorzej. Wszyscy faceci zebrali się
tam i delikatnie mówiąc, siali zniszczenie. Kiriyu i Hikaru
przesuwali kanapę pod „fachowym” okiem Makiry, który mruczał
pod nosem coś o feng-shui, przy okazji potykając się o jakieś
zapomniane zabawki; Karui i Tsumui, jako jedyne kobiety w
pomieszczeniu kłóciły się, co będzie lepszą dekoracją na
choinkę – skarpetki czy szczoteczka do zębów; tata z dwoma
dziadkami oglądali mecz w telewizorze, który jakimś cudem jeszcze
ocalał, wymachując rękami na wszystkie strony i strącając
okulary z nosa Kiriyu. Znowu. Ten, próbując je złapać, upuścił
kanapę, przygniatając stopę Hikaru, który wrzasnął z bólu i
zaczął mruczeć pod nosem wiązankę soczystych przekleństw. Swoją
drogą, nie wiedziałem, że zna tyle niecenzuralnych słów. Przy
oknie stali z przylepionymi do szyby nosami Yagawa i Yuugawa,
twierdząc, że czekają na Mikołaja. Co z tego, że jest dwunasta w
południe, a w dodatku dwa dni przed świętami, my się tym nie
przejmujemy, o nie! Wujkowie Renji, Kaname i Kurogaya dyskutowali
zawzięcie o pierwiastku trzeciego stopnia z metalicznej potęgi
dichloropotasu cyny w zaokrągleniu do części tysięcznych, samemu
chyba nie wiedząc, co to jest, ale robili to na tyle głośno, że
zagłuszali odgłosy walki na spojrzenia Karuki i Marui. Swoją
drogą, skoro to walka na spojrzenia, to powinna odbywać się
ciszej, ale wujek i transwestyta założyli się o całkiem pokaźną
sumę w wysokości 1700 jenów, więc musieli przynajmniej udawać,
że się starają. Westchnąłem głęboko i wyszczerzyłem się,
widząc ten dobrze mi znany, przedświąteczny harmider. Ruszyłem
przed siebie, nawet nie próbując ogarniać rodziny, bo i tak wiem,
że by nie wyszło. Jej się po prostu nie da ogarnąć. Wziąłem ze
stołu młotek i gwoździe, które jakiś facet przyniósł, położył
tu i zapomniał, oddając się ciekawszym czynnościom niż
dekorowanie domu na święta. Pogwizdując wesoło zabrałem się do
roboty i zacząłem przybijać gwoździe we wszystkie możliwe
miejsca pod sufitem, na ścianach, toteż na meblach. Potem ktoś to
udekoruje jak należy. Gdy za jakieś dwie i pół godziny każdy
kawałek domu był poobijany ruszyłem w stronę kuchni. Co dziwne,
nie zastałem w niej totalnego chaosu, tylko w miarę uporządkowany
rozgardiasz, którym ze stołu kierowała ciocia Wakari, niczym
generał na placu boju. Uśmiechnąłem się do swoich myśli widząc,
jak rozkazuje coś kobiecej części rodziny, wymachując rękami i
tupiąc nogą. Wtedy poczułem dźgnięcie, wymierzone idealnie pod
żebra.
-
Kuroko... - powiedziałem, gnąc się w pół z bólu i łapczywie
chwytając powietrze. Tylko on umiał wycelować tak idealnie, żeby
zadać najwięcej bólu.
-
Nieładnie jest podglądać, Kagami-kun – powiedział, wwiercając
we mnie swój beznamiętny wzrok.
-
EJ! Jestem u siebie w domu, to chyba normalne, że czasem wchodzę do
kuchni – zbulwersowałem się. Dzieciak tylko wzruszył ramionami i
podszedł do cioci.
-
No, Tetsu-chan, pokaż, co tam upichciłeś – powiedziała z
uśmiechem. Coś mnie zmroziło od środka. Ona i uśmiech to złe
połączenie. Wygląda wtedy jak jeszcze bardziej psychopatyczna
Akira. Kobieta zajrzała do garnka, który Tetsuya niewiadomo skąd
wytrzasnął. Gdy podniosła pokrywkę zobaczyłem jak kłęby pary
owiewają jej twarz, a ona rozpromienia się pod wpływem zapachu.
Akira, która stała obok zapiszczała.
-
Kyaaa, Tetsu-chan ugotował barszczyk! Nie mów, że włożyłeś w
niego cały swój zapał i serce, podczas gotowania myśląc tylko o
osobie na której zależy ci najbardziej! - wykrzyczała, a jej oczy
błyszczały z rozczulenia.
-
Nie miałem zamiaru nic takiego mówić, Akira-san – Kuroko
powrócił do swojej codziennej obojętności, wzruszając ramionami
– Po prostu go ugotowałem.
Mina
Akiry była bezcenna. Ten zawód w oczach i zawieszenie się w
przestrzeni było czymś, czego bardzo dawno u niej nie widziałem.
Zaraz jednak wrócił jej dobry humor i sięgnęła po łyżkę.
-
Zaraz się przekonamy, jak smakuje twoje dzieło – powiedziała,
puszczając do niego oko. Mimowolnie podszedłem bliżej, zaglądając
do garnka. Zwykły, czerwony barszcz, taki jak zwykle w święta. No
ale ten świąteczny barszcz był na swój sposób magiczny.
Powąchałem parę, która unosiła się nad garnkiem i zrozumiałe,
o co tyle zamieszania. Pachniał tak dobrze, że ślinka sama
napłynęła mi do ust. Akira wydała z siebie pomruk zadowolenia,
gdy barszcz rzeczywiście okazał się być pyszny. Jakoś udało mi
się wyjąć jej łyżkę z rąk i nabrać trochę zupy. Smakował
świętami i to była jego magia.
-
Tetsu-chan, co powiesz na taką małą propozycję... - zaczęła
ciocia, a ja stanąłem za jej plecami, żeby widzieć reakcję
Tetsuyi na jej słowa. Chłopak wyprostował się i spojrzał jej w
oczy – Ugotuj jeszcze jeden barszcz, ale tak jak mówiła Akira,
włóż w niego całe swoje serce, cały zapał i ciepłe uczucia do
osoby, która jest dla ciebie najważniejsza.
A
jednak nawet jej udzielił się przedświąteczny idiotyzm. Wzrok
Kuroko zatrzymał się na niej pytająco, nie wiedząc czy mówi
serio, ale ona wyglądała całkowicie poważnie. Jego spojrzenie
powędrowało po całej kuchni, chwilę zatrzymując się na mnie.
Dzieciak zmarszczył czoło, jakby się nad czymś zastanawiał, a po
chwili skinął głową.
-
Dobrze, Wakari-san. Zrobię jak mówisz – powiedział i podszedł
do kuchenki gazowej. Zaczął przygotowania do ugotowania miłosnego
dania (w każdym razie ja tak odebrałem te słowa). Wyszedłem z
kuchni i skierowałem swoje kroki na strych po ozdoby. W końcu nie
pozwolę na udekorowanie całej choinki kanapkami, szczoteczkami do
zębów i papierem toaletowym, jak to się zwykle kończyło. Po
przekopaniu kilkunastu kartonów i znalezieniu paru kompromitujących
zdjęć, które muszę jak najszybciej zniszczyć, udało mi się
znaleźć ten w którym były ozdoby. W sumie to nie wiem czemu przez
szesnaście lat nikt nie podpisał tego kartonu, żeby było mniej
zamieszania z szukaniem. Rok w rok pechowiec który polazł na strych
po ozdoby spędzał na nim około dwóch godzin, znajdując przy
okazji mnóstwo zdjęć, pamiątek i innych rzeczy, o których
właściciele woleliby zapomnieć. Na szczęście tym razem to byłem
ja, bo gdyby Akira znalazła moje zdjęcie z dzieciństwa, na którym
pływam sobie w wanience, całkiem nago, tarmosząc pluszowego,
przemoczonego tygryska, to nie dałaby mi żyć do jej wyjazdu. Czyli
po Sylwestrze. Czyli bardzo długo, nawet teraz. A co by było, gdyby
je znalazła. Wolę sobie nie wyobrażać. Biorąc pod pachę pudełko
skierowałem się na dół, przy okazji potykając o jakieś graty.
Klnąc pod nosem zlazłem ze schodów i wszedłem do kuchni, skąd
rozchodził się przepyszny zapach burgera. Wciągnąłem go do nosa
i już miałem zacząć się rozpływać, ale coś mnie zastanowiło.
Zaraz, co? Jakiego burgera?! Przecież to nie jest świąteczna
potrawa, a nie sądzę, że ciocia Wakari pozwoliłaby na
przyrządzenie czegoś niezwiązanego ze świętami. Zmarszczyłem
brwi, patrząc na kobiety (i Kuroko) krzątające się po kuchni.
Nagle jednak coś uderzyło mnie w ramię.
-
Gdzie mi tu z kartonami się pchasz?! - stała nade mną ciocia
Wakari, trzymając ścierką, którą oberwałem. Nie mam pojęcia,
jak ona to zrobiła, że nade mną górowała, bo przecież to ja
jestem od niej wyższy.
-
Już idę, idę... Ale co tak ładnie pachnie? - spytałem,
zaglądając jej przez ramię. Trzepnęła mnie szmatą w głowę i
wypchnęła z kuchni.
-
Jedzenie – no to sobie pogadaliśmy.
Zachichotałem
i starając się niczego po drodze nie zepsuć, poszedłem do salonu.
Postawiłem na podłodze pudło, do którego od razu zleciały się
dzieciaki (i Akira), wywalając wszystko na podłogę. Oczywiście
coś się stłukło, ale nikogo to nie obchodziło. Jezu, żyję
wśród idiotów. No ale co tam. Wziąłem z podłogi kilka ozdóbek
i zabrałem się do zawieszania ich na choince. Ale już po jakimś
czasie zapachy dochodzące z kuchni skutecznie odciągnęły mnie od
jakże fascynującego zajęcia, jakim było zawieszanie złotej,
porcelanowej gwiazdy, która niewiadomo jakim cudem jeszcze się nie
stłukła, na czubku choinki. Skierowałem się w jej stronę,
olewając to, czy znowu oberwę szmatą po głowie czy nie, i
trafiłem akurat w momencie, w którym Akira, niewiadomo jakim cudem
stojąca w kuchni, chyba się teleportować nauczyła, próbowała
rozsadzić wszystkim obecnym bębenki w uszach.
-
KYAAA! Tetsu-chan ugotował barszczyk z miłością! Jejkuuuu, to
słodkie! - skutecznie jej się to udawało. Czasem zastanawiałem
się, jak ona to robi, że jej głos skacze od niskiego warczenia na
mnie, gdy ją zirytuję, aż do wysokiego piszczenia, od którego
pękają szyby w oknach, gdy się czymś podnieca. Jak teraz na
przykład.
Podszedłem
do niej z chęcią uduszenia tego piętnastoletniego nieogaru w
czystej postaci, ale powstrzymał mnie ten cudowny zapach. Albo mi
nos wysiada, albo serio w całej kuchni pachnie burgerami. Spojrzałem
w stronę, z której dobiegał ten zapach i zdziwiony uniosłem jedną
brew. Czerwony płyn, zabielany śmietaną, w którym pływały
kawałki warzyw, owoców i czego tam jeszcze trzeba, potocznie zwany
barszczem, wydzielał zapach moich ukochanych hamburgerów. Jakim
cudem, ja się pytam?! Akira wzięła jakąś łyżkę i spróbowała
zupy.
-
Jest pyyycha! - oblizała się – Ej, Taiga-chan, chcesz spróbować?
- spytała, podając mi łyżkę. Szybkim ruchem nabrałem na nią
trochę barszczu i wsadziłem sobie do ust.
Burgery.
Boże, kurna, burgery. Jakim cudem ja właśnie wpierniczam burgery?
Zagadka życia.
-
Burgery...
-
Barszcz, idioto – dała mi sójkę w bok – W dodatku ten od
Tetsu-chan, mamy nowego kucharza!
Nie
słuchałem jej słów, tylko zacząłem rozkminiać jedną rzecz, a
mianowicie, kto normalny gotuje barszcz o smaku hamburgera. Chociaż
w sumie, Kuroko chyba nie był normalny. Chyba napewno.
-
Smakuje, Taiga-chan? - spytała niewinnie Akira.
-
Burgery... - odpowiedziałem, jakże inteligentnie.
-
Co z tobą jest nie tak? - zwiesiła ramiona zrezygnowana. Zaraz
jednak z powrotem się rozpromieniła – Mamo! Możemy już iść? -
spytała wyczekująco.
-
Ale umyć mi łapy! - ciocia Wakari zamachała groźnie łyżką w
naszym kierunku.
-
YES, SIR! - potrójny chórek znowu się utworzył. Ciocia naprawdę
powinna pracować w wojsku.
Grzecznie
umyliśmy ręce i poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Nie wiem,
co planowała Akira, ale to na pewno niebezpieczne. Młoda gdzieś
pobiegła, zostawiając mnie i Kuroko na dosłownie trzy sekundy. Po
tym czasie znowu z hukiem wbiła do mojego pokoju. No drzwi mi
zepsuje. W ręce trzymała szklaną butelkę po oranżadzie, a oczy
błyszczały jej z podniecenia.
-
O nie, Akira. Ty chyba nie chcesz, żebyśmy w trójkę grali w
butelkę! - powiedziałem, przerażony wizją, w której będę
musiał ją całować.
-
Na prawdę czy wyzwanie, idioto! - odetchnąłem z ulgą – kto
zaczyna? - spytała, ale nikt się nie odezwał – No dobra, to ja –
zakręciła butelką, podczas gdy ja i Kuroko usadawialiśmy się na
podłodze. No i oczywiście wypadło na mnie.
-
Prawda – powiedziałem, wiedząc, że wyzwanie będzie czymś
strasznym.
-
No dobra... - była trochę zawiedziona – Pamiętasz swój pierwszy
pocałunek? Z kim, gdzie, kiedy, jak, czemu...
-
Uspokój się – przerwałem jej – Miało być jedno pytanie.
Pamiętam, całowałem się wtedy z tą Amerykanką... Tą, no... Ej,
ja nawet nie pamiętam, jak ona miała na imię! - krzyknąłem,
przerażony swoją pamięcią, a Akira ryknęła śmiechem – EJ! To
nie jest śmieszne! - założyłem ręce na piersi, obrażony, a ona
otarła łezki z kącików oczu.
-
Kręć, nie obrażaj się, Taiga-chan – zachichotała, a ja
zakręciłem butelką. Wypadło na Kuroko.
-
Prawda czy wyzwanie? - spytałem, zastanawiając się, co mogę mu
wymyślić.
-
Wyzwanie – powiedział dzieciak ostrożnie, nie wiedząc czego się
po mnie spodziewać.
-
Uśmiechnij się – wypaliłem bez zastanowienia. Tetsuya zrobił
zdziwioną minę, ale zaraz potem uniósł kąciki ust ku górze.
-
Kyaaa, Tetsu-chan, wyglądasz słodziusio! - wrzasnęła Akira,
chwytając go za głowę i przytulając. Nieświadomie zrobiła to
tak, że jego twarz była przygnieciona jej dosyć obfitym biustem.
-
Aki-chan, dusisz go – zauważyłem delikatnie, gdy dzieciak starał
się zaczerpnąć powietrza. Dziewczyna zaraz go puściła, patrząc
zmartwiona. Kuroko zatoczył się do tyłu i upadł, siadając koło
mnie.
-
Akira-san... Nie rób tak więcej – powiedział zmieszany. Zaraz
jednak wziął butelkę i zakręcił nią. Wypadło na Akirę –
Wybierasz pytanie czy wyzwanie?
-
Pytanie! - powiedziała dziewczyna, niecierpliwie podskakując w
miejscu.
-
Jaki był twój pierwszy pocałunek? - nie sądziłem, że zapyta o
coś takiego. Akira zarumieniła się.
-
Zwyczajny... Byłam wtedy w przedszkolu – zachichotałem – Ej,
Taiga-chan! Co cię śmieszy? No, ale wracając do tematu, to było
wtedy, gdy mój kolega z grupy, Murakami, zachorował na grypę, a ja
przyszłam mu przynieść ciastka, które upiekłam, a on...
-
Z języczkiem czy bez? - zapytałem, przerywając jej jakże
fascynującą opowieść. Akira zapowietrzyła się i zrobiła
jeszcze bardziej czerwona.
-
Nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie! - powiedziała, obrażając
się.
-
Nie to nie – zaśmiałem się wrednie – Kręcisz? - dziewczyna
spojrzała na mnie spod byka, ale wzięła butelkę i zakręciła.
Wypadł Kuroko.
-
A więc, Tetsu-chan, prawda czy wyzwanie? - uśmiechnęła się.
-
Wyzwanie już było, więc teraz pytanie – powiedział beznamiętnie
Tetsuya.
-
Pamiętasz swój pierwszy pocałunek? - ja nie mogę, a ci dalej o
tym.
-
Nie – spojrzałem na niego zaskoczony. Kto jak kto, ale on raczej
chyba powinien pamiętać.
-
Co, tyle ich było, że nie pamiętasz pierwszego, nie? - puściłem
mu oko i szturchnąłem w ramię.
-
Nie, Kagami-kun. Po prostu jeszcze go nie było – wzruszył
ramionami. No normalnie szczęka mi opadła. Zawodnik słynnej
drużyny Teiko, członek Pokolenia Cudów, mający pod ręką
napaloną na niego Momoi Satsuki, której rozmiar stanika wynosił
chyba nieskończoność, nigdy się nie całował?! No normalnie ej,
nawet taka Akira ma to już za sobą!
-
Ale... Że... - Akira też była zszokowana – Ty nigdy... Ojeej,
Tetsu-chan, to urocze!
-
Nie wiem co w tym specjalnego. Po prostu nikt jeszcze nie przeniósł
swojej śliny do moich ust – powiedział beznamiętnie.
-
Nie mów tak o tym, Tetsu-chan! Pocałunki są o wiele bardziej
romantyczne! - powiedziała Akira zgorszona – Jakby ci to
wytłumaczyć... - zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu – O!
Taiga-chan ci to zademonstruje!
-
ŻE CO?! No chyba nie! - odskoczyłem od niej, czując, jak pieką
mnie policzki. Akira zachichotała.
-
Ojeej, Taiga-chan, czyżbyś się rumienił? - zapytała, podchodząc
do mnie. Odruchowo cofnąłem się kawałek, potykając się o łóżko
i przewracając na nie. Akira od razu to wykorzystała, przyskakując
do mnie i zaczynając łaskotać. Wybuchnąłem głośnym śmiechem i
starałem się obronić, ale ona znała wszystkie moje słabe punkty.
Przez dobre dziesięć minut mnie łaskotała, starając się
nakłonić mnie, żebym pokazał Kuroko, że pocałunki są
romantyczne. No jej, kuźde, niedoczekanie!
-
Idiotko – wykrztusiłem, pomiędzy atakami śmiechu – przecież
go nie rozdziewiczę!
Tą
inteligentną wypowiedź skwitowało głośne burczenie. Oboje
spojrzeliśmy w stronę, z której dochodził ten dźwięk i
zobaczyliśmy Kuroko, siedzącego na podłodze, ze skrzywioną miną.
-
Faktycznie! - walnąłem facepalm'a – Kuroko nie jest do tego
przyzwyczajony! Przecież my od dwóch dni prawie nic nie jemy!
Akira
zaśmiała się i zeszła ze mnie.
-
No tak... Dla nas to normalne, że przed świętami mamy głodówkę...
Bo niebezpiecznie jest wchodzić do kuchni albo coś z niej jeść. A
wszyscy są zbyt zajęci żeby pójść po jakąś pizzę czy coś.
Więc głodujemy – wyszczerzyła się do Kuroko.
-
Ale ty nie jesteś przyzwyczajony – podszedłem do dzieciaka i
położyłem mu rękę na głowie – Więc... Idziemy coś wszamać?
- spytałem, szczerząc się, a reszta skinęła głowami. Gdy
schodziliśmy po schodach Kuroko pociągnął mnie za rękaw.
-
Niedługo będę musiał iść, Kagami-kun – powiedział, a ja
skinąłem głową. Gdy zeszliśmy na dół akurat rozdzwonił się
telefon. Odebrała mama.
-
Tak? Och, Kuroko-san... Rozumiem... Oczywiście, to nie będzie dla
nas najmniejszy problem! Nie... Ależ nie, żaden kłopot, naprawdę.
Rozumiem... Tak, może... Dobrze... Do usłyszenia – zakończyła z
lekko ściągniętymi brwiami – Tetsu-chan, dzwoniła twoja mama.
Zostaniesz tu, bo twoi rodzice muszą wyjechać w jakichś...
Sprawach biznesowych. Czyli wychodzi na to, że Boże Narodzenie
spędzimy razem – uśmiechnęła się promiennie – Mam nadzieję,
że nie będzie ci przykro, co? - spytała zatroskana.
-
Ależ nie, Yuuko-san... Zazwyczaj święta spędzałem sam, więc to
będzie miła odmiana – uśmiechnął się lekko, a mama z
rozczuleniem przytuliła go do siebie.
-
Ojej, biedaku... To okropne samotnie spędzać święta –
powiedziała, delikatnie gładząc go po głowie – Ale nie martw
się... Teraz będziesz z nami – odsunęła go od siebie i
uśmiechnęła się, dodając mu otuchy.
-
Nigdy nie zwracałem na to uwagi... Ale będzie mi bardzo miło –
uśmiechnął się delikatnie, a moje wnętrzności trochę się
ścisnęły. W sumie to był pokrzywdzony, skoro nie miał jak poznać
przedświątecznej atmosfery. Zastanowiłem się, jak by to było,
gdybym co roku spędzał święta bez rodziny, sam jeden, przy zupce
chińskiej, z jednym prezentem pod choinką i samemu sobie składając
życzenia. Byłem lekko przerażony tą wizją, więc wziąłem się
w garść i spojrzałem na Kuroko.
-
Ej, młody! - nieświadomie położyłem mu dłoń na głowie,
targając jego włosy – Sprawimy, że te święta będą najlepsze
w twoim życiu! - wyszczerzyłem się, twardo postanawiając, że
rzeczywiście tak będzie.
-
Kagami-kun... - usłyszałem cichy głos i spojrzałem w dół. Ku
mojemu zaskoczeniu Tetsuya nadal się uśmiechał – Te święta już
dawno pobiły każde poprzednie.
No
nie, on chyba chce, żebym się rozkleił. Cholera, strasznie było
mi go żal, jak tak stał i patrzył na mnie tymi swoimi smutnymi,
błękitnymi paczadłami.
-
A, właśnie... - zabrałem rękę z jego głowy i odwróciłem się
do mamy – Musimy go nakarmić, bo nam wykituje – spojrzałem na
nią poważnie.
-
Och, przepraszam, zapomniałam! - zaśmiała się, łapiąc za głowę
– Tetsu-chan, zaraz damy ci coś do jedzenia... - nachyliła się,
sięgając po coś do lodówki – Może być kanapka? - posłała
nam jeden ze swoich najcieplejszych uśmiechów, a ja jak zwykle
zacząłem przeklinać na wszystkie świętości, że mój wyszczerz
odziedziczyłem po ojcu.
-
Oczywiście – dzieciak skinął głową, a ja podniosłem rękę,
jak dziecko w przedszkolu.
-
Tak, Taiga-chan? - spytała niska kobieta ze śmiechem.
-
A mogę też dostać kanapkę? - nieświadomie zrobiłem maślane
oczy, gotowy paść na kolana.
-
Zrób kakao, a ja zajmę się resztą – powiedziała, śmiejąc
się.
Cholera,
chyba mam dzisiaj jakiś słabszy dzień, bo z rozczuleniem
podszedłem do niej i cmoknąłem ją w policzek, na co ta kolejny
raz zaśmiała się tym swoim ciepłym śmiechem. Za plecami
usłyszałem cichy śmiech Kuroko, więc odwróciłem się do niego.
-
Co, też chcesz? - wyszczerzyłem się, na co ten zakrył swoje
policzki, kręcąc głową.
Ze
śmiechem podszedłem do szafki i wyjąłem z niej trzy kubki i
kakao.
-
A, właśnie, Taiga-chan... - usłyszałem głos mojej mamy, gdy
schylałem się po mleko – Słyszałam, że jesteś gejem. To
prawda? - zaryłem głową w jedną z półek lodówki, krztusząc
się powietrzem.
-
CO?! - wrzasnąłem i usłyszałem cichy śmiech Akiry – Zabiję...
- wysyczałem, machając w jej stronę mlekiem.
-
Ale nie martw się, ja cię całkowicie akceptuję – usłyszałem
jak zwykle wesoły głos rodzicielki – Nie obchodzi mnie, czy masz
dziewczynę, czy chłopaka, ty nadal jesteś moim Taigą, więc to
nie ma znaczenia... - zaczęła prawić wykład, a ja usłyszałem
Akirę, która pomału zaczynała dusić się ze śmiechu, więc
postanowiłem trochę się z nią podroczyć.
-
Skoro tak... - westchnąłem teatralnie, przykładając dłoń do
czoła – Nie muszę już tego ukrywać. Mamo, Akira... -
powiedziałem oficjalnym tonem, zbliżając się do kuzynki i Tetsuyi
– Ja i Kuroko jesteśmy parą – objąłem niższego za ramię.
-
No i czy to coś zmienia? - mama wzruszyła ramionami, patrząc na
nas – Och, Tetsu-chan chyba nie był jeszcze na to gotowy, popatrz,
jak się zarumienił... - powiedziała z troską.
-
Ale... - powiedziałem speszony, zabierając rękę – Ale ja
żartowałem... - spojrzałem na Kuroko, który skutecznie unikał
mojego wzroku, ale i tak mogłem zauważyć, że jest czerwony jak
ten barszcz, który dzisiaj ugotował.
-
Jasne, jasne, Taiga-chan, tłumaczy się winny – usłyszałem
złowieszczy głos Akiry.
-
Ty siedź cicho – warknąłem w jej stronę, znowu machając
mlekiem.
-
Rozlejesz – upomniała mnie, wyjmując z kieszeni telefon i
klikając coś – No, śliczne mam nagranie – wybuchnęła
złowieszczym śmiechem, a ja chyba trochę pobladłem.
-
Nie mów, że... - nie dokończyłem, gdyż przerwały mi moje własne
słowa, trochę zniekształcone przez głośnik: „Mamo, Akira... Ja
i Kuroko jesteśmy parą”.
-
Aki-chan – usłyszałem śmiech mamy – Nic się nie zmieniłaś,
nadal kochasz go dręczyć...
-
No ba – zamorduję to szczerzące się babsko. Już, teraz, zaraz,
gołymi rękami, może z pomocą mleka.
-
Akira... - wysyczałem, a gdyby spojrzenia mogły zabijać, ona już
dawno leżałaby martwa.
-
Tak? - uśmiechnęła się niewinnie, a ja wyczułem, że kroi się
apokalipsa.
-
Co chcesz za to nagranie? - spytałem, bo wiedziałem, że ma zamiar
mnie tym szantażować.
-
Buziaka – pokazała mi język, a ja momentalnie odskoczyłem do
tyłu. No chyba, kurwa, nie?! - Żartuję – wybuchnęła śmiechem.
Dręczenie
mnie rzeczywiście sprawiało jej jakąś chorą satysfakcję,
pieprzona sadystka. Z morderczym spojrzeniem wróciłem do robienia
kakao, stawiając garnuszek z mlekiem na gazie.
-
Dowiesz się w swoim czasie – usłyszałem jej złowieszczy głos i
ze strachem zerknąłem w jej stronę.
Niby
nic podejrzanego, ale ten uśmieszek był aż zbyt niewinny.
Przeniosłem wzrok na Kuroko, który niepewnie rozglądał się po
kuchni, unikając patrzenia na mnie jak tylko mógł. No ja rozumiem,
żeby się speszyć, no ale aż tak? Ale w sumie... Co kto lubi, nie
będę mu przeszkadzał. Odwróciłem się i zauważyłem, ze mleko
już bulgocze, więc szybko zakręciłem gaz, rozlałem je do trzech
kubków i nasypałem do nich kakaa.
-
Proszem... - podałem po jednym Akirze i Kuroko, razem z łyżkami –
Mieszajcie se, macie ręce.
Poczułem,
że mama złapała mnie za ramię i podała talerz z kanapkami.
-
Dzięki – uśmiechnąłem się, a ona wskazała na swój policzek,
więc ponownie lekko ją cmoknąłem – Idziemy – zarządziłem,
kierując się na górę.
Usłyszałem,
że dwie pary nóg idą za mną, więc szybko wszedłem do pokoju i
postawiłem jedzenie na ziemi, siadając w siedzie skrzyżnym. Chwilę
po mnie przywlekli się Tetsuya i Akira, siadając tak samo jak ja.
-
To tego... Smacznego? - przerwałem ciszę, sięgając po jedną z
kanapek.
-
No, smacznego! - odpowiedziała Akira, biorąc kromkę i od razu
popijając kakaem.
-
Smacznego... - mruknął cicho Kuroko, znowu wracając do swojej
chłodnej obojętności. No ja nie mogę, kiedy on się tego oduczy?
A tak dobrze mu szło...
Uch,
dobre te kanapki... Nawet nie zorientowałem się, kiedy zacząłem
mruczeć z przyjemności, co chwilę popijając jedzenie kakałkiem.
Te
chwile błogiej rozkoszy przewał mi chichot Akiry.
-
Uważaj, bo zaraz ci stanie z tej przyjemności – no cholera.
Spojrzałem
na nią swoim firmowym złowrogim wzrokiem i gapiłem się na jej
rozpromienione oblicze, starając zachować względny spokój.
Pamiętaj, Taiga, wdech, wydech, wdech... Do czego to doszło, gadam
sam ze sobą.
-
Aki-chan... Proszę... Milcz, gdy do mnie przemawiasz –
uśmiechnąłem się, zapychając sobie usta kolejną kanapką.
-
Nie mówi się z pełną buzią – pokazała mi język.
Ona
się sama prosi o śmierć... Normalnie za chwilę ją ukatrupię!
Zamknąłem oczy, starając się nie zwracać uwagi na jej wesoły
głos, gdy trajkotała o czymś do Kuroko. Skrzywiłem się lekko i
otworzyłem oczy, gdy jej dłoń wylądowała na mojej głowie.
-
Dobra, Taiga-chan, ja idę do siebie, bo padam, ale z tego co widzę,
to ty też zaraz zaśniesz – ziewnęła – Dobranoc, jutro znowu
was milutko obudzę – zaśmiała się, machając nam i wychodząc z
pokoju.
-
Branoc – mruknąłem, zdając sobie sprawę, że zaraz naprawdę
mógłbym zasnąć.
-
Śpij dobrze, Akira-san – usłyszałem głos Tetsuyi, który
kończył pić kakao.
Tak
szczerze mówiąc, to drugi raz w życiu, kiedy widzę go z czymś
innym niż waniliowy shake. Przeciągnąłem się, rzucając smutne
spojrzenie na pusty talerz i wstałem, kierując się do szafy.
-
Będziesz spał w tym co ostatnio, okej? - spytałem i nie czekając
na odpowiedź rzuciłem mu koszulkę, po czym sam zacząłem się
przebierać. Gdy na niego znowu spojrzałem, był już ubrany, a jego
ciuchy leżały złożone w kostkę na szafce nocnej. Westchnąłem
głęboko i wskazałem mu łóżko, podchodząc do wyłącznika
światła.
-
Kagami-kun – czynność przerwał mi jego spięty głos, więc
spojrzałem na niego – Czy... Na pewno nie ma jakichś innych
wolnych miejsc?
-
Hę? - spojrzałem na niego zdziwiony – Nie marudź –
westchnąłem, lekko zirytowany – Przecież ja nie mówiłem na
serio, nie zjem cię teraz.
-
Um... No...
-
Do wyra! - ponownie wskazałem na łóżko, a chłopak posłusznie
się w nim położył.
Zgasiłem
światło i z westchnieniem ulgi położyłem się obok niego, znowu
lekko go przytulając. Pomału odpływałem w krainę snów...
-
Kagami-kun, śpisz? - no nie. Nawet zasnąć mi nie da.
-
Nie, powieki od środka oglądam... - westchnąłem, jedną ręką
przecierając oczy – Co jest?
-
Zastanawiałem się, czy naprawdę byłbyś w stanie pokochać
mężczyznę... - powiedział cicho, a ja poczułem, że lekko się
spiął. Co to za pytania na dobranoc, tak w nawiasie?
-
Um... Co? - nie za bardzo kontaktowałem.
-
No... Drugiego chłopaka. Pokochać. Rozumiesz? - spytał, lekko
zakłopotany.
-
Coo? - potarłem twarz – Tak... Nie? Ach, nie wiem, spytaj rano,
chcę spać... - mruknąłem, zamykając oczy. Poczułem, że trochę
się wierci, więc otworzyłem oczy, chcąc go zryczeć, ale
zauważyłem, że nasze twarze dzieli tylko kilka centymetrów.
-
Kagami-kun, chcę wiedzieć teraz – powiedział,
przewiercając mnie na wylot tymi szafirowymi oczyma.
-
Uch... - wypuściłem z płuc powietrze, które do tej pory nie
wiedzieć czemu wstrzymywałem – Możliwe? - bardziej spytałem,
unikając jego wzroku, który przyprawiał mnie o dziwne rewelacje w
żołądku. Zaraz... Jego wzrok? A nie niestrawność? Sam nie
wiem... Ale czemu niby jego wzrok, do cholery?! Nie, nie, nie, to
niestrawność.
-
Możliwe? - powtórzył za mną, a mi zdawało się, że w jego
oczach coś dziwnie zabłyszczało. No ale z jednej strony już śpię,
więc wszystko się może zdarzyć – A bardzo możliwe? Czy raczej
mniej?
-
Ech? Tak... Średnio? - zmarszczyłem brwi, odwracając wzrok, bo
jego spojrzenie wprawiło mnie w lekkie zakłopotanie – A czemu
pytasz?
-
Tak sobie... - poczułem, że się odwraca – Dobranoc, Kagami-kun.
-
Taa... Branoc – ziewnąłem, wracając do normalnej pozycji i
obejmując go w talii – Kolorowych...
Zamknąłem
oczy, zaciągając się zapachem jego włosów. Nie mam pojęcia,
jakim cudem one pachniały aż tak ładnie, ale strasznie podobał mi
się ten zapach. Westchnąłem głęboko, czując, że jeszcze kilka
sekund i zasnę...
-
Kocham cię, Tetsu... - usłyszałem swój własny głos. Zaraz...
Co? Ja coś mówiłem? „Kocham cię”? ŻE KURWA CO?! MÓZGU,
DLACZEGO?!
-
Um... Nie o to mi chodziło! Nie w takim sensie... Kuroko, śpisz? -
spytałem zakłopotany i odetchnąłem z ulgą, gdy nie usłyszałem
odpowiedzi. Dobrze, że śpi, przynajmniej tego nie słyszał.
Cholera jasna, co ja tak właściwie wygaduję? Pojebało. No
wiadomo, że chodziło mi o to, że jest dla mnie jak młodszy brat i
te sprawy... Ale czemu powiedziałem mu po imieniu? Znowu poczułem
tą irytującą niestrawność, ale zignorowałem ją i po prostu
zamknąłem oczy. Po krótkiej chwili zasnąłem. Na tyle głęboko,
że nie usłyszałem cichego głosu chłopaka obok.
-
Ja ciebie też, Taiga...