Kontemplujcie w pokoju XD
Kuroko no Basuke
Kagami x Kuroko
Wesołych Świąt!
21
grudnia, 11:47
Obudził
mnie niezwykle irytujący dźwięk budzika w telefonie. Nie patrząc
na wyświetlacz od razu wyłączyłem alarm. Przewróciłem się na
drugi bok i usłyszałem przerażający, lekko zniekształcony przez
zakłócenia głos.
-
Kagami-kun - od razu się rozbudziłem. NAWET W MOIM WŁASNYM
POKOJU?!
-
AAAA! - wrzasnąłem, podrywając się z łóżka. Rozejrzałem się
dookoła, szukając Kuroko. Nigdzie nie mogłem go zauważyć.
-
Kagami-kun, nie krzycz - spojrzałem w stronę, z której dobiegł
głos. Telefon.
Odetchnąłem
z ulgą. To nie był budzik, to Tetsuya dzwonił. A akurat przycisk
wyłączania budzika jest tym samym przyciskiem co odbierania. Jaki
debil to wymyślił, pytam się?
-
Co jeeeeeest? - spytałem go, ziewając sobie przy okazji.
-
Wczoraj nie oddałeś mi rękawiczki - a ten zaś o swoim.
-
Jak to? - no, może za szybko chciałem od niego zwiać. Spojrzałem
na swoją prawą rękę. Normalnie sobie zasnąłem w jego rękawiczce
- A, fakt. Przyjdę ci ją przynieść - powiedziałem, zmierzając w
kierunku kibelka. Tak się wystraszyłem, że już na pewno nie
zasnę, więc można sobie wziąć prysznic.
-
Nie trzeba. Za pięć minut u ciebie będę, masz być gotowy do
wyjścia - powiedział beznamiętnie.
-
CO?! PIĘC MINUT?! NIE ZDĄŻĘ! - wrzasnąłem.
-
Pośpiesz się - dodał tylko i się rozłączył. No co za ciota.
Włączyłem
tryb Turbo-Kagami i szybko wskoczyłem pod prysznic, myjąc się w
niecałe dwie minuty, łącznie z włosami. Kolejne dwie minuty
poświęciłem na wycieraniu się, suszeniu włosów ręcznikiem i
poszukiwaniu skarpetek. W ostatnią minutę się ubrałem. Na szybko
jeszcze umyłem zęby. Gdy płukałem usta, usłyszałem dzwonek do
drzwi. Zbiegłem ze schodów i szybko ubrałem kurtkę z rękawiczką
w kieszeni.
-
Wychodzę! - wrzasnąłem, i nie czekając na odpowiedź wylazłem z
domu. Pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie w oczy, była biel.
Mnóstwo, mnóstwo czystej bieli.
-
Spadł śnieg - inteligentnie zauważył Kuroko.
-
Idź - wskazałem mu drogę przed sobą, bo już mnie zirytował.
-
Rękawiczka - powiedział, wyciągając rękę.
-
Ach, fakt - wygrzebałem ją z kieszeni i podałem dzieciakowi. Ten
od razu ją ubrał.
Nagle
naszła mnie wredna, zła, okropna, perfidna i w ogóle be myśl.
Którą, oczywiście, zrealizowałem. Tetsuya pisnął, kiedy zimna
śnieżka uderzyła go w jedyną odsłoniętą część ciała, czyli
kark.
-
Jeden zero dla wspaniałego Kagamiego Taigi! - ryknąłem, bawiąc
się w komentatora - Czy Kuroko Tetsuya odpowie na jego atak? Oj,
chyba coś szykuje-AAAAAAA! - krzyknąłem, uchylając się przed
śnieżką lecącą w moją stronę - No i atak, mimo iż
nieskuteczny, jednak... - urwałem, gdy druga śnieżka zatkała mi
usta.
Może
i Tetsuya był słaby w rzutach do kosza, ale z podaniami nie miał
najmniejszego problemu. I chyba właśnie jedno z nich zastosował.
Szybko
wyplułem śnieżną kulkę, żeby nie nabawić się bólu
gardziołka, i od razu odrzuciłem kolejną w stronę dzieciaka.
Nawet zabawa w komentatora przestała być potrzebna. Niewinna bitwa
na śniegowe kulki zmieniła się w zażartą wojnę na śmierć i
życie. Śnieżek.
Nagle
straciłem Kuroko z pola widzenia. Odwróciłem się, żeby się
rozejrzeć i zobaczyłem go, jak biegnie w moją stronę z ramionami
pełnymi sypkiego śniegu. Odruchowo cofnąłem się o krok, żeby to
wszystko nie wylądowało za moim kołnierzem. Tetsuya był już
blisko mnie i nagle poślizgnął się na oblodzonym kawałku placu.
No i oczywiście przewrócił się, i mnie przy okazji też. Niby
knyp, ale jednak może przewrócić nawet gościa jak ja.
Na
szczęście wylądowałem głową na puszystym śniegu, bo jeszcze
przez przypadek coś by mi się w mózgu poprzestawiało i stałbym
się normalny. Heheszki. Chciałem wstać, ale leżał na mnie
Kuroko.
-
Spadaj - lekko przesunąłem go, tak że sturlał się ze mnie na
miękki śnieżek. Dzieciak nagle pisnął tak, że aż bębenki w
uszach mogą popękać.
-
Aaa, mam śnieg pod koszulką! - poderwał się na nogi i próbował
go wyjąć, ale przez rękawiczki wsadził go sobie tam więcej.
Westchnąłem, podniosłem się i do niego podszedłem.
-
Czy ja wszystko muszę robić za ciebie? - zapytałem niezbyt miło i
wsadziłem mu rękę pod koszulkę, żeby wyjąć śnieg. Znowu
pisnął, ale nic więcej nie powiedział. Większość tego śniegu
już się roztopiła, więc żeby się nie rozchorować, musiałby
się przebrać.
-
Chodź, ogrzejemy się trochę - wskazałem mu drzwi do domu, bo już
się trząsł z zimna. Nawet nie próbował odmawiać, po prostu
powlókł się za mną.
Zabrałem
go do mojego pokoju na górze i kazałem mu się rozebrać, żeby dać
mu suche ubrania. Tetsuya posłuchał, a ja w tym czasie szukałem
najmniejszej koszulki, jaką mam, żeby mu pożyczyć. W końcu
znalazłem jakieś szarawe coś i odwróciłem się.
Zobaczyłem
biednego, zmarzniętego Kuroko, siedzącego na moim łóżku w samych
bokserkach, które też chyba planował zdjąć. Walnąłem
facepalm'a, bo zrozumiał to polecenie zbyt dosłownie.
-
CHODZIŁO MI O KOSZULKĘ, IDIOTO! - krzyknąłem do niego, rzucając
mu bluzką w twarz.
-
Ale Kagami-kun... Spodnie też mam mokre - wskazał na równo ułożone
w kostkę spodnie. Nawet nie bawiłem się w szukanie małych
galotów, po prostu dałem mu byle jakie, z paskiem w gratisie.
-
Nogawki podwiniesz - powiedziałem, patrząc na knypka ubierającego
moje spodnie.
Już
nie raz tak go widziałem, ale dopiero teraz bardziej się na nim
skoncentrowałem. Był niski i szczupły, ogólnie całkiem dobrze
zbudowany, ale mógłby trochę przypakować. Miejsce pod żebrami,
gdzie wpadł śnieg, było lekko zaczerwienione.
Nagle
zdałem sobie sprawę, że też jestem przemoczony i szybko zacząłem
się przebierać. Gdy zdjąłem koszulkę spojrzałem na swój
brzuch. No to się, kurde, nazywa klata. Uśmiechnąłem się
zadowolony. Spojrzałem na Kuroko, który patrzył na mnie i zapinał
pasek od spodni.
-
Mógłbyś trochę poćwiczyć nad mięśniami - powiedziałem. Nie
chciałem być wredny, ani nic, ale chyba większość osób by tak
pomyślała, patrząc na płaski brzuch Kuroko i mój sześciopak.
-
Nie, dziękuję. Takie ćwiczenie na siłowni nie jest dla mnie -
powiedział obojętnym tonem. Postanowiłem inaczej mu to
wyperswadować,
-
Napnij mięśnie.
-
Słucham? - spytał, lekko zdziwiony.
-
Słyszałeś - odpowiedziałem krótko.
Dzieciak
cały się naprężył i aż zrobił się czerwony z wysiłku.
Słabeusz. Wystawiłem dwa palce, którymi dźgnąłem chłopaka w
brzuch, wołając jakże inteligentne:
-
DŹGUUUUUUUUUUUUUU! - Kuroko zgiął się w pół i jęknął z bólu.
-
Widzisz? - spytałem - Teraz ja ci coś pokażę - napiąłem
mięśnie.
-
Uderz mnie. Z całej siły - Tetsuya spojrzał na mnie jak na
wariata, którym właściwie jestem, wziął zamach i rąbnął mnie
w brzusio. Zero reakcji. Tylko on potrząsnął bolącą dłonią.
-
No i widzisz. Jedna z zalet posiadania klaty. Nie licząc panienek -
zaśmiałem się pod nosem.
Kuroko
kichnął, więc kazałem mu się ubrać. Wyjąłem z szafy jakąś
bluzę, rzuciłem mu ją i poszedłem na dół, żeby zrobić ciepłą
herbatkę, po drodze zakładając koszulkę.
Szybko
zagotowałem wodę, wyjąłem z szafki dwa kubki, nucąc pod nosem
jakąś melodię. Wrzuciłem do nich po jednej torebce owocowej
herbaty i zalałem. Wsypałem do każdego kubka niezbyt określoną
ilość cukru i pomieszałem, robiąc tak dużo hałasu, jak tylko
było możliwe. W dobrym humorze poszedłem z herbatką na górę.
Kuroko
grzecznie siedział na łóżku, obok złożonej kołdry, i oglądał
uważnie mój cały pokój, jakby był tu pierwszy raz. Ja, jak byłem
u niego pierwszy raz, zdążyłem zepsuć szafkę i potłuc akwarium
z rybkami. Na szczęście nic im się nie stało. Może i jestem
wariatem, ale nie mordercą.
-
Tylko nie wylej - podałem mu herbatę. Tetsuya od razu pociągnął
łyk z kubka. Chyba się oparzył, bo odstawił go na szafkę obok
łóżka.
-
Już mi cieplej, dziękuję - kaszlnął trzy razy i przy okazji
kichnął. Może i cieplej, ale chyba się pochoruje.
Podszedłem
do niego i podniosłem kołdrę. Szybko pociągnąłem go za nogę,
sprowadzając do pozycji leżącej. Zanim zdążył w ogóle
zareagować, przykryłem go kołdrą, przygniatając swoim ciałem,
żeby przypadkiem nie uciekł. Kuroko odkrył swoją głowę, żeby
móc oddychać, i spojrzał mi prosto w oczy.
-
Kagami-kun... Dusisz mnie - ojć. To przypadkiem.
Podniosłem
się trochę, prostując łokcie. Tetsuya pociągnął nosem, a ja
przykryłem go kołdrą pod samą szyję, znowu prawie zasłaniając
głowę, i już chciałem wstać, żeby podać mu chusteczkę, ale
coś mi przeszkodziło.
-
TAIGA-CHAN~! - piętnastoletnia burza hormonów wpadła do mojego
pokoju.
To
była Kagami Akira, moja kuzynka.
-
Aki-chan! Już przylecieliście? - zapytałem z łóżka - Przecież
mieliście być jutro.
-
Mieliśmy jutro, jesteśmy dzisiaj! Uroki naszej rodzinki. Ale ja
widzę, że chyba przeszkadzam, coo, Taiga-chan? - spytała
zaczepnie, unosząc jedną brew i uśmiechając się znacząco -
Zaraz się przekonamy, kim jest twoja dziewczyna! - krzyknęła i
podbiegła do łózka, żeby ściągnąć z Kuroko kołdrę.
No,
na pewno trochę się zdziwiła, widząc zamiast wytapetowanej,
cycatej blondynki bez połowy ubrań małego, zakatarzonego Kuroko.
Który w dodatku był zupełnie płaski. No i ubrania miał moje.
-
Oooo... Czyli... W takim razie nie było sprawy z dziewczyną -
powiedziała Akira, lekko zakłopotana.
-
Dokładnie. Mam nadzieję, że ta sytuacja nauczy cię nie wyciągać
pochopnych wnios... - ja i mądra gadka, akurat.
-
Taiga-chan ma CHŁOPAKA! - wydarła się, prosto do mojego ucha.
-
EJ! Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?!
-
Szczerze? Nie - no przyjechała i już ludzi irytuje. Głupia baba.
-
Kagami-kun... Możesz ze mnie zejść? - Kuroko był jak zwykle
obojętny.
-
Nie musicie się przy mnie krępować - Akira zachichotała - Swoją
drogą, ładnie razem wyglądacie.
-
To nie jest mój chłopak! - poczułem się dziwnie, gdy to
powiedziała. Gdzieś w środku zrobiło mi się okropnie gorąco.
Szybko wstałem z Kuroko - Ja w ogóle nie mam ani chłopaka, ani
dziewczyny!
-
Ech, no dobra, dobra... A może chociaż przedstawisz mnie koledze
- spytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Noż wredota mała.
-
Aki-chan, to jest Kuroko Tetsuya. Chodzimy razem do klasy i jesteśmy
przyjaciółmi. Kuroko, to jest Kagami Akira, moja młodsza kuzynka.
Okropnie wnerwiające babsko - nie ma to jak rodzinna miłość. Ale
i tak strasznie się cieszyłem, że już przyjechała.
-
Wyglądacie jak rodzeństwo - skomentował Tetsuya.
-
Naprawdę? - spytaliśmy z Akirą chórem, tak samo idiotycznie
wlepiając w niego gały. Kuroko skinął głową na tak.
Równocześnie roześmialiśmy się głośno, odrzucając głowy do
tyłu.
-
O tym mówiłem - mruknął Kuroko, wstając z łóżka. Zachwiał
się i upadłby, gdyby nie mój refleks. Złapałem go w talii i
podtrzymałem.
-
Kuroko, co się dzieje? - spytałem zaniepokojony, widząc, jak
chłopak robi się coraz bledszy. Posadziłem go na łóżko - Może
lepiej się połóż?
-
Nie, Kagami-kun... Muszę iść do domu, już wieczór, rodzice będą
się martwić - Tetsuya chciał wstać z łóżka, ale znowu się
zachwiał.
-
Nie wstawaj. Zadzwonię do twojej mamy i powiem, że dzisiaj tu
przenocujesz. Tylko najpierw powiadomię moją.
-
Ale...
-
Bez ale, siedzisz tu i koniec! - no wkurzył mnie - MAMO! - wydarłem
się, wystawiając głowę z pokoju - Kuroko dzisiaj tu przenocuje,
okej?
-
Jasne! - odkrzyknęła mama z dołu.
Wziąłem
telefon z szafki i wybrałem domowy numer Kuroko.
-
Halo? - usłyszałem spokojny głos jego mamy.
-
Dobry wieczór, Kuroko-san. Tu Kagami Taiga. Tetsuya zostanie u mnie
na noc, nie ma pani nic przeciwko? - ależ jestem grzeczny.
-
A co na to twoja mama, Taiga-kun? Mogę ją do telefonu? - zapytała
niepewnie.
-
Oczywiście - zbiegłem po schodach na dół - Mamo! Kuroko-san do
ciebie! - podałem telefon rodzicielce. Ta wytarła ręce w fartuch,
bo akurat gotowała coś w kuchni.
-
Halo? Tak, to ja. Tak. Ależ nie, to żaden kłopot. Niech się pani
nie martwi - uśmiechnęła się - Dadzą sobie radę.
Rozłączyła
się z miłym uśmiechem. Szkoda, że ja mój odziedziczyłem po
tacie.
-
Załatwione. Tetsu-chan może u nas nocować.
-
Dzięki, mamo! Jakbyś potrzebowała w czymś pomocy to wołaj! -
wyszczerzyłem się, ucieszony jak dziecko, do którego ktoś
pierwszy raz przyszedł nocować.
-
Ty w kuchni? Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać - zaśmiała się.
W sumie, ja też wolę nie. Uśmiechnąłem się do niej i poszedłem
na górę.
Tam
zastałem Kuroko rozmawiającego z rozpromienioną Akirą.
-
Czyli Kagami-san...
-
No ej, Tetsu-chan, mów mi Aki-chan! - zaśmiała się młoda - O,
Taiga-chan przyszedł! I co, i co? - zapytała, lekko podskakując.
-
Jajco – pokazałem jej język - Zostajesz - wyszczerzyłem się,
mówiąc do dzieciaka.
-
Ale nawet nie mam w czym spać... Ani szczoteczki do zębów... -
Tetsuya siedział na łóżku i medytował nad swoją egzystencją u
mnie.
-
Znajdziemy coś. A szczoteczkę zawsze można kupić.
-
O, o! A ja mam fajną piżamę, mogę ci pożyczyć, Tetsu-chan! -
Akira wyszczerzyła zęby, zupełnie jak ja - Niebieską, będzie ci
pasować!
-
Chcesz mu dać babską piżamę?! Ja dam mu moją koszulkę,
przynajmniej będzie wyglądał jak facet!
-
Może i tak, ale jest przeziębiony, więc musi być mu ciepło! A ta
piżama JEST ciepła!
-
No to dam mu ciep~...
-
Taiga-chaaan~! - ciocia Wakari przyszła się przywitać, przy okazji
ratując któremuś z nas życie, albo przynajmniej zdrowie - Ty i
Aki-chan już się kłócicie?
Spojrzeliśmy
na mamę Akiry morderczym wzrokiem, a ona tylko się roześmiała.
-
A to kto? - spytała ciocia, zapuszczając żurawia na łóżko.
-
Kuroko Tetsuya, mój kolega z klasy, gramy razem w kosza -
przedstawiłem dzieciaka cioci.
-
Tetsu-chan, pomożesz nam w przygotowaniach? - spytała ciocia.
-
Nie pomoże, źle się czuje - tak, jestem wredny. Ale wszyscy i tak
mnie kochają.
-
Kagami-kun, już mi lepiej, pomogę - Tetsuya wstał z łóżka -
Nawet bardzo chętnie.
-
To chodź, Tetsu-chan - powiedziała ciocia zachęcająco - Lubisz
gotować? - Kuroko skinął głową na tak - No to porywamy cię do
kuchni. A ty, Taiga-chan - zwróciła się do mnie - Nie siedź
bezczynnie, tylko też rusz tyłek do pomocy! - stanąłem na
baczność i zasalutowałem.
-
YES, SIR!
-
Aki-chan! Za Taigą!
-
YES, SIR! - zrobiła to samo co ja. No kserokopiarka jedna.
Wszyscy
zeszliśmy na dół do salonu, gdzie przed kominkiem siedziała cała
rodzina Kagamiaków. Dosłownie cała. Caluteńka. Dwadzieścia osiem
osób przyjechało do niezbyt dużego domu i aż dziwne było, że
jeszcze nic nie zepsuli, przewrócili, podarli, rozbili, spalili,
utopili, ewentualnie wysadzili. No, czasem też zdarzały się
przypadki przejechania. Ale są tu dopiero pięć minut, więc cała
zabawa przed nami. Mamy przecież prawie dwa tygodnie. Ależ
optymistyczne myśli.
-
Taiga-chan~! - cała rodzina zawołała mnie chórem.
-
Coo? - udawałem idiotę. No dobra, nie musiałem udawać.
Rodzinka
jak na zawołanie zaczęła coś do mnie mówić, z czego najczęściej
powtarzało się "aleś ty wyrósł". Nagle wszyscy ucichli
i spojrzeli wyczekująco na Kuroko.
-
Ech... To jest Kuroko Tetsuya - powiedziałem wskazując na dzieciaka
ręką - Mój kolega z klasy, gramy razem w kosza.
-
Cześć, Tetsu-chan - jak w przedszkolu normalnie, chórki mi tu
tworzą.
-
Kuroko, może przedstawię ci rodzinę. Yuuko,
moja mama, Ninjin, nie mylić z "ninja", mój tata, Wakari,
ciocia, mama Akiry, jej mąż Renji, Akira, jej siostra Yumi, babcia
Machiko, dziadek Tsugawa, druga babcia, Nayuko i jej mąż Maruku,
ciocia Tsuri i wujek Kaname, ich syn Kiriyu i jego dziewczyna Namari,
ciocia Marumi i wujek Kurogaya, ich syn Hikaru i córka Yamiko,
bliźnięta, i ich partnerzy Nayami i Makira, kuzyn Karuki, jego żona
Megumi, ich synowie Yagawa i Yuugawa, też bliźniaki, no i
trojaczki, nie wiadomo, skąd się wzięły, ale są. Marui, Karui i
Tsumui. Marui to chłopak, wbrew pozorom. No i wszyscy jesteśmy
Kagami.
Każdy,
którego imię wypowiedziałem, machał do Kuroko, a on kiwał głową
na powitanie.
-
Możemy już iść? - zapytałem wyczekująco, na co dziadek kiwnął
głową.
Poszedłem
z Kuroko i Akirą do kuchni, żeby czekać na dalsze rozkazy. Ciocia
Wakari powinna być generałem, czy czymś.
-
Taiga-chan! Idziesz na dwór i pomagasz tacie wnieść do domu
choinkę, bo akurat ją przytargał - wyjrzała za okno - Aki-chan!
Ty idziesz po stół na strych, bo ten co jest w salonie jest za mały
- zobaczyła zwątpione spojrzenie Akiry - Noo, nie marudź, silna
baba jesteś, dasz radę, w końcu masz na nazwisko Kagami.
Tetsu-chan! Ty zostajesz ze mną i sprawdzimy twoje umiejętności w
gotowaniu! Jasne?
-
YES, SIR! - zawołaliśmy chórem. Lekko się zdziwiłem, gdy
usłyszałem głos Kuroko, co prawda cichszy niż nasze, ale zawsze.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Szybko
ubrałem ciepłe ubrania i wyszedłem na dwór, akurat, gdy tata
próbował wtargać choinkę na podwórko, ale zaklinowała się w
furtce. Zachichotałem pod nosem i zacząłem mu pomagać. Było z
tym trochę kłopotu, no ale daliśmy radę. Gdy choinka była już w
połowie w domu, zaklinowała się w drzwiach. A dokładniej, to ja
się zaklinowałem. Między drzwiami a choinką.
-
Taiga-chan, przesuń tą choinkę! - krzyknął tata, bo nie miał za
bardzo sposobności mnie zobaczyć. W końcu byłem cały schowany w
chaszczach.
-
No wyleźć nie mogę - odkrzyknąłem i usłyszałem, jak tata
przedziera się w moją stronę.
-
Ojć - wyszczerzył się - Yuuko-chan! Nasz syn się zaklinował,
chodź pomóc!
-
Jak zaklinował? Znowu? - zobaczyłem mamę, która wycierała ręce
w fartuch. Za nią szli Akira, Yumi, trojaczki i Kuroko.
-
Aaaaale cioooota! - Akira złapała się za brzuch i zaczęła śmiać
- Taiga-chan, ty naprawdę jesteś idiotą!
-
Zamknij się - warknąłem - pomogłabyś.
-
No właśnie, Aki-chan - tata trzymał moją stronę - Chcesz mieć
choinkę na święta, czy nie? Ja jestem za duży, nie przecisnę się
do niego, żeby go wypchnąć, więc chodź na tą stronę.
-
Ja nie przelezę, też jestem duża! Tetsu-chan jest najmniejszy! No
i nie jest dzieckiem, Yumi - zwróciła się do siostry, która już
chciała zaoponować i wskazać na siebie i trojaczki. Wszyscy
spojrzeli na Kuroko, który bez słowa podszedł do mnie, odwrócił
się bokiem i zaczął przeciskać twarzą do mnie. Wszysko spoko,
cudnie, pięknie i w ogóle, ale też się zaklinował. Akira ryknęła
śmiechem, przewróciła się na podłogę i zaczęła tarzać.
Spojrzałem groźnie w dół, na dzieciaka, który stał twarzą do
mnie, przyciśnięty do mojego ciała, i patrzył w górę. Tylko
wzruszył ramionami. Noż szlag by to!
-
TATO! POMÓZ NAM! - wydarłem się, w akcie rozpaczy.
Mój
rodziciel jakoś przecisnął się do nas i zaczął nas wypychać z
przejścia. Z drugiej strony Akira i mama targały nas za ręce, żeby
pomóc tacie. Właściwie to Akira nie pomagała, tylko się
chichrała. Ja też starałem się pomóc. W końcu trochę się
przesunęliśmy i mogliśmy wyjść, ale tata stwierdził, że
jeszcze nie, i już biegł w naszą stronę z wyciągniętymi rękoma,
żeby nas przepchnąć do końca. No i rąbnął, a ja zdążyłem
tylko złapać Kuroko za głowę, żeby se jej nie rozwalił, bo nie
chciałem zbierać krwawej miazgi z podłogi. Wylecieliśmy z drzwi z
hukiem i wylądowaliśmy na podłodze w półsiedzącej pozycji.
Znaczy ja klęczałem z zaciśniętymi oczami i przyciskałem głowę
Kuroko do piersi, on przytrzymywany przeze mnie półleżał, a nad
nami stała reszta rodziny.
Chwilę
tak posiedzieliśmy, ciężko oddychając ze zmęczenia (Akira się
nie zmachała, to ze śmiechu), aż usłyszeliśmy zduszony głos
Kuroko.
-
Kagami-kun, już możesz mnie puścić.
Odsunąłem
się od niego i wstając podałem mu rękę. Skorzystał z pomocy i
wstając wyjrzał przez okno.
-
Już ciemno, Kagami-kun. Pójdziemy po tą szczoteczkę?
-
Jakbyś nie zauważył, przejścia nie ma. Chwilę se poczekamy. Ale
jak się tatuś spręży - powiedziałem, z naciskiem na
ostatnie słowo - to zdążymy przed zamknięciem sklepów.
-
Dobra, dobra, już, tylko weź mi pomóż – tatuś się fochnął.
Zabraliśmy
się do przeciskania choinki przez próg domu. Oczywiście jak zwykle
wyłysiała o połowę gałęzi, ale mimo to i tak była ogromna i
bardzo gęsta. Dzieciaki od razu rzuciły się do ubierania jej we
wszystko, co znalazło się pod ręką, a w tym czasie ja i Kuroko
wyszliśmy z domu, zakładając ciepłe ubrania i zgarniając jakąś
kasę do kieszeni. Poleźliśmy do najbliższego sklepu po tą
szczoteczkę, a gdy już wychodziliśmy, nagle o czymś sobie
przypomniałem.
-
Chodź, pokażę ci coś – pociągnąłem Kuroko za przedramię,
targając za sobą w jakąś uliczkę.
-
Co? – spytał inteligent.
-
Taką... kawiarnię. Ale bez burgerów, przysięgam! - powiedziałem,
gdy zobaczyłem jego spojrzenie.
Szliśmy
uliczkami przez miasto, mijając świecące ozdoby, które nadawały
wszystkiemu świątecznego charakteru. Mikołaje, sanki, choinki,
gwiazdki i różne inne duperelki, które niby były zwyczajne, ale
jednak okropnie je kochałem. Kochałem zimę, święta, śnieg,
bitwy na śnieżki, zjazdy na sankach z górki i wszystko inne.
Przypomniałem
sobie czasy dzieciństwa, kiedy z tatą i Akirą przemierzaliśmy tą
samą drogę, między tymi samymi ozdobami, do tej samej kawiarni,
nawet o tej samej porze – wieczorem. Tylko ładnych kilka lat temu.
Prawie zapomniałem jak to jest - iść sobie na gorącą czekoladę
z osobą, do której żywię ciepłe uczucia. Jak słodko.
Po
kilku minutach szybkiego marszu doszliśmy do kawiarni, w ostatniej
chwili przed zamknięciem. Szybko zamówiłem dwie gorące czekolady
i wyszliśmy. Akurat zaczął padać śnieg. Podałem Kuroko kubek
czekolady z bitą śmietaną, piankami, kawałkiem herbatnika i
wiórkami białej czekolady na górze. Tetsuya nachylił się nad
kubkiem i pociągnął łyk. Uśmiechnął się delikatnie.
-
Pyszne – powiedział rozpromieniony.
Uśmiechnąłem
się i też napiłem się czekolady. Od razu poczułem smak
dzieciństwa, więc wypiłem jeszcze więcej. Gdy odkleiłem się od
kubka i mruknąłem z przyjemnością, Kuroko zachichotał.
Spojrzałem na niego pytająco, unosząc brew. Dzieciak wskazał na
szybę właśnie mijanego sklepu z zabawkami. Spojrzałem na swoje
odbicie i zauważyłem, że na czubku nosa miałem górkę bitej
śmietany. Wystawiłem język, próbując ją zjeść, ale coś mi
nie wyszło. Zakląłem cicho pod nosem, a Kuroko zachichotał.
-
Nachyl się, Kagami-kun – powiedział rozbawiony, a ja się
nachyliłem.
Kuroko
przysunął się, stanął na palcach i zbliżył do mnie. Gdy
poczułem jego oddech na twarzy, zrobiło mi się ciepło. Wtedy
delikatnie wysunął język i zlizał bitą śmietanę z mojego nosa.
No pomału dostaję gorączki. Odsunął się kawałek i spojrzał
na dosyć zszokowanego mnie. Chyba zorientował się, co właśnie
zrobił, bo spojrzał w dół, czerwony na twarzy ze wstydu, a może
z zimna.
-
Przepraszam, Kagami-kun... - nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Odwróciłem
głowę, zakłopotany jego zachowaniem. Pewnie zaczerwieniłem się
jak debil.
-
Nie masz za co przepraszać – odwróciłem się do niego, szczerząc
idiotycznie, jak zwykle – Chodźmy już.
Kuroko
skinął głową i ruszyliśmy w stronę domu. Szliśmy przez
ciemność w ciszy, popijając czekoladę, a dookoła nas wirowały
płatki śniegu. Spojrzałem z ukosa na Kuroko, który maszerował
przed siebie ze wzrokiem wbitym w brązową ciecz w plastikowym
kubku. Był czerwony na twarzy, chyba od tego zimna. No i był też
zawstydzony. To aż dziwne. Tetsuya zawstydzony. Co się dzieje z tym
światem.
-
Ej – dałem mu kuksańca w bok – Mówiłem ci już, nic się nie
stało. Po prostu pomogłeś – „w trochę dziwny sposób”
dodałem w myślach, bo nie chciałem go już bardziej dobijać.
-
Ale nie gniewasz się, Kagami-kun?
-
Ech – westchnąłem, przy okazji przeczesując ręką włosy –
Nie, już mówiłem. Słuchaj mnie, a nie! - zbulwersowałem się.
Tetsuya chyba się trochę rozluźnił. Wyrzuciłem kubek po
czekoladzie do śmietnika, a dzieciak szybko dopił swoją i zrobił
to samo.
Byliśmy
już pod domem. Nawet z podwórka było słychać krzyki mojej
rodziny. Szybko weszliśmy po schodach, chcąc ominąć jak najmniej
z rozrywki. Gdy tylko otworzyłem drzwi, uderzył nas zapach
spalenizny. Usłyszałem krzyczany dialog mamy i cioci Wakari,
przerywany „ałaniem” któregoś z trojaczków. Złapałem Kuroko
za przedramię, chcąc go pociągnąć do góry, żeby jednak nie
natknąć się na dwie rozjuszone bestie. Zacząłem wchodzić po
schodach, dając mu znak, żeby był cicho. Na trzecim stopniu były
ślady krwi. Zagapiłem się na nią, bo jeszcze pojedynków z tak
krwawym skutkiem u nas nie było, a złośliwe schody wykorzystały
tą chwilę nieuwagi i mnie o siebie potknęły. No i wyrąbałem,
robiąc chyba tyle hałasu, ile tylko da się na schodach. No i przy
okazji jak jakiś połamaniec zgiąłem się z bólu, bo Tetsuya też
się przewrócił i wylądował tyłkiem oczywiście na moim brzuchu.
Usłyszałem dwie pary wściekłych kroków, zmierzających w naszą
stronę. Próbowałem się poderwać ze schodów, ale mi nie wyszło,
bo ten idiota nadal na mnie siedział.
-
Uciekaj, jeśli ci życie miłe! - wrzasnąłem do niego z
przerażeniem. Wtedy się podniósł, a kiedy ja też chciałem wstać
i uciekać jak najdalej od pola bitwy, usłyszałem wkurzony chór,
składający się z dwóch głosów.
-
Taaaiga-chaaan – to była jawna groźba.
-
Ał – z dwóch głosów i jednego „ał”. Odwróciłem się na
pięcie, tylko po to, żeby zobaczyć moją mamę i ciocię,
krzyżujące ręce na piersiach. A dokładniej, ciocia krzyżowała
jedną, bo drugą targała Marui, znowu ubranego w sukienkę. Jego
siostry chyba go nienawidzą. Gdybym nie wiedział, że jest
chłopakiem, nie zawahałbym się ani chwili, nazywając go niezłą
laską. Trzynastoletnią, co prawda ale i tak niezłą. Długie nogi,
smukła sylwetka (kojarzył mi się pod tymi względami z Kuroko),
całkiem długie blond włosy i duże, niebieskie oczy. Tylko był
płaski, to jedyne, po czym można było poznać, że jest chłopcem.
Ale w sumie Karui i Tsumui też nie mają się czym pochwalić. To aż
dziwne, że ma na nazwisko Kagami. No ale trojaczki to jedyny taki
wyjątek w naszej rodzinie. Każde inne, ale jednak do siebie
podobne. A do nas nie. A zwłaszcza do tych wkurzonych bab. Znaczy
się, kobiet.
-
Coo? - zapytałem niepewnie, wystraszony.
-
Gdzie się włóczysz po nocach? - zapytała wkurzona mama.
-
Po szczoteczkę byliśmy – wyciągnąłem z kieszeni rzeczony
przedmiot, szczerząc się.
-
No dobra. Chodźcie na chwilę do salonu. Apel wojskowy –
zakomunikowała ciocia Wakari. Ona i jej siostra, która zarazem była
mą matką rodzicielką, bardzo dobrze się dopełniały i rozumiały.
-
YES, SIR! - wykrzyczałem, i poszedłem do salonu, razem z Kuroko
depczącym mi po piętach. Gdy weszliśmy, zauważyliśmy, że cała
rodzina już tam jest i pozajmowała wszelkie możliwe pufy, stołki,
fotele, krzesła i taborety. Niektórzy nawet siedzieli sobie na
kolanach, żeby odstąpić komuś miejsce. Nie było już miejsca,
więc klapnęliśmy sobie na podłodze obok stołu. Marui wszedł z
zabandażowaną ręką i usiadł na kolanach Akirze, która jako
dobra starsza kuzynka go zawołała, z entuzjazmem machając rękoma,
przy okazji strącając okulary Kiriyu. Ten już chciał na nią
nawrzeszczeć, ale weszła ciocia Wakari, gromiąc wszystkich
spojrzeniem.
-
Mam parę spraw do obgadania, ludności. A mianowicie: po pierwsze,
nie biegać po schodach, bo skończycie jak Marui – wskazała na
niego ręką, a Karui i Tsumui zachichotały. Wiedziałem dobrze,
czemu biegał. Te dwie małe terrorystki znowu chciały go dopaść.
No i wyszło im. Zorientowałem się, skąd na schodach była krew –
Po drugie, jak coś pieczecie, idioci, NASTAWIAJCIE ALARM W
PIEKARNIKU! - powiedziała, wskazując ręką na stół obok nas, na
którym stało spalone... coś. Inaczej nie da się tego nazwać.
Odsunąłem się lekko od stołu z obrzydzoną miną, i trochę ze
strachem, że jeszcze weźmie to za moje dzieło – No i po trzecie,
byłabym niezwykle ukontentowana, gdybyście, rodzino droga, udali
się do komnat sypialnianych – nastała cisza. Brakowało tylko
świerszcza. Ciocia westchnęła – WON MNIE DO WYREK, NAŁ! -
rodzina wydała dźwięk zrozumienia, w stylu „aaa...”, i
rozeszła się do sypialni, salonów, pokoi gościnnych i ogólnie
wszędzie, gdzie były ich łóżka, materace i inne takie.
Ja,
Kuroko i Akira poleźliśmy na górę, do mojego pokoju. Gdy już
weszliśmy, Akira zaraz z niego wystrzeliła, mówiąc, że za chwilę
wraca. Wymieniłem z Tetsuyą zdziwione spojrzenia i wzruszyłem
ramionami. Dziwna jest, ale to chyba rodzinne. Za chwilę Akira
wpadła tu z powrotem, ściskając coś niebieskiego. To chyba była
ta obiecana piżama dla Kuroko. Moja kuzynka lekko podrygiwała, gdy
wcisnęła to biedakowi w ręce. Tetsuya rozłożył ją i spojrzał
na nią lekko zdezorientowany.
-
Akira-san... Mam to ubrać? - Akira pokiwała głową, a on tylko
wzruszył ramionami i poszedł w stronę łazienki.
-
Aki-chan, chcesz z niego zrobić babę?! - wydarłem się na nią, a
ona tylko machnęła na mnie ręką, dając mi dobitnie do
zrozumienia, żebym się zamknął. No to się zamknąłem, ale nie
omieszkałem się walnąć focha. Po chwili do pokoju wszedł Kuroko
w „nowym wcieleniu”.
Niebieska
piżama opinała go na tyle, że było dobrze widać jego talię,
nieco kobiecą sylwetkę i szczupłe biodra. Krótkie spodenki do
kompletu odsłaniały jego smukłe nogi. W miejscu, w którym miał
znajdować się biust Akiry o rozmiarze D, materiał się trochę
marszczył, bo jednak nic tam nie było. Oprócz naszytego przez
pomysłową kuzynkę brązowego misia w niebieskiej kokardce na
głowie. Tetsuya stał lekko speszony, widząc, jak dokładnie
lustruję każdy szczegół jego wyglądu.
-
Kyaaa! - zapiszczała Akira – Tetsu-chan, wyglądasz tak słodko,
że gdybym miała herbatę, nie musiałabym jej słodzić! Co nie, co
nie, Taiga-chan? - zapytała, patrząc na mnie wyczekująco, w
dodatku kołysząc się w przód i tył, układem palce-pięty.
Spojrzałem na Kuroko uważnie i skinąłem potwierdzająco głową.
Wyglądał naprawdę uroczo, zwłaszcza, gdy widząc moje skinięcie,
zaczerwienił się lekko.
-
Słodziak, słodziak, słodziak! - piszczała Akira, podrygując jak
niedorozwinięta nastolatka, widząca swojego idola. Dobra, w połowie
opis się zgadza. Już chciałem coś powiedzieć, gdy do pokoju
wszedł czysty terror, pod postacią cioci Wakari.
-
A wy przypadkiem nie mieliście spać? - zapytała, groźnym tonem.
Akira szybko wymknęła się, starając się przemykać niezauważona
niczym ninja. Nie wyszło jej, bo potknęła się o próg –
Aki-chan, widzę cię. Spać, a nie zarywać do Tetsu-chan –
dziewczyna pozbierała się z podłogi i poszła, mrucząc coś pod
nosem o zarywaniu. Wtedy ciocia odwróciła się do nas, a ja lekko
odsunąłem się do tyłu – Wy też macie spać – zmarszczyła
czoło.
-
Już idziemy. Ciociu, pokażesz Kuroko, gdzie ma spać? - zapytałem,
a ciocia uniosła brwi, zdziwiona.
-
Jak to gdzie? Tutaj. Wszystko inne zajęte – powiedziała, zanim
zdążyłem zaoponować – Materacy też nie ma, więc pognieciecie
się trochę razem. Kołdra też została ostatnia, ale poduszki masz
dwie. Dobranoc – powiedziała, wychodząc, przy okazji zostawiając
mnie z otwartymi ustami i uniesionym palcem. Zaraz jednak się
wróciła i zgasiła światło – Spać. Bez dyskusji – i tyle ją
widzieliśmy. Odwróciłem się do Kuroko, który patrzył się na
mnie, przy okazji lekko ziewając. Ja też poczułem, że kleją mi
się oczy, więc stwierdziłem, że trzeba iść spać. Zabrałem
piżamę i udałem się w stronę kibelka, gdzie zażyłem wieczornej
toalety, a mianowicie wymyłem zęby i opłukałem twarz. Gdy
wróciłem, Kuroko nadal stał w tym samym miejscu. Podszedłem do
łóżka, odkrywając kołdrę i wskazując gestem dzieciakowi, żeby
też się kładł. Niebieski podszedł i położył się, lekko
speszony, zapominając o przykryciu się. Ja też walnąłem się na
łóżko. Wziąłem kołdrę i przykryłem go, niechcący obejmując.
Szybko zabrałem rękę, przy okazji przypadkowo przeczesując mu
włosy palcami i dźgając jednym z nich w oko. Po ciemku jestem
zupełnie ślepy.
-
Dobranoc – mruknąłem, odwracając się do niego plecami tak, że
połowa kołdry ze mnie spadła.
-
Dobranoc, Kagami-kun – odpowiedział, też odwracając się
plecami, więc w konsekwencji żaden z nas nie miał kołdry i obojgu
było zimno. Westchnąłem zmęczony.
-
Kuroko, musimy współpracować, bo inaczej obu nam zmarzną tyłki.
Leż jak leżysz, a ja się trochę przysunę – powiedziałem,
odwracając się na drugi bok i zbliżając do niego, tak, że
leżeliśmy bardzo blisko siebie. Od razu zrobiło mi się cieplej.
To na pewno przez tą kołdrę, albo gorączkę – Nie przeszkadza
ci? - zapytałem cicho, kierując głowę w dół. Tetsuya
zachichotał i potarł szyję.
-
Nie, ale twój oddech mnie łaskocze – to był jego największy
błąd. Uśmiechnąłem się do siebie złowieszczo i zbliżyłem
usta do jego szyi. Dmuchnąłem na nią najmocniej jak umiałem.
-
Łaskocze, powiadasz – stwierdziłem, gdy znowu się zaśmiał.
Szybko wyjąłem ręce spod kołdry i zacząłem go łaskotać. Dla
niewtajemniczonych wyglądałoby to tak, jakby jakiś psychopata
chciał udusić innego czubka, który się z tego śmieje. Kuroko się
chichrał i kręcił po łóżku, a ja starałem się go jak
najbardziej łaskotać, aż oboje dostaliśmy zadyszki. W końcu,
zmęczeni, położyliśmy się spokojnie, ciężko oddychając.
Trzymałem rękę pod jego rozpiętą koszulą, bo znalazłem kolejne
miejsce, w którym miał łaskotki, a mianowicie brzuch. Szybko ją
zabrałem, przypadkowo go łaskocząc, a on znowu zachichotał.
Leżałem na wznak, uśmiechając się pod nosem, zadowolony z faktu,
że udało mi się doprowadzić Kuroko do śmiechu. Spojrzałem na
niego kątem oka, a moje oczy przywykły już do ciemności, więc
stwierdziłem, że nadal się uśmiecha. Nagle spojrzał w moją
stronę.
-
Kagami-kun, naprawdę uważasz, że wyglądam uroczo? - zapytał,
rozbrajając mnie swoją szczerością. Kiwnąłem głową.
-
Tak... A czemu pytasz? - zaciekawiłem się. Normalnie zaraz
zaczniemy rozmawiać na filozoficzne tematy. Na przykład o śmierci.
-
Po prostu – powiedział, odwracając wzrok w drugą stronę –
zastanawiam się, co o mnie myślisz.
-
A mam mówić szczerze czy taktownie? - spytałem niby uprzejmie,
szczerząc się wrednie.
-
Może... - Tetsuya się zastanowił – obie wersje.
-
Dobra. Taktownie to uważam, że jesteś dobrym graczem na boisku i
całkiem spoko kumplem poza nim. A szczerze, to jesteś wredny,
wkurzający, nigdy nie wiem, o czym myślisz, irytuje mnie twój brak
emocji, więc cieszę się jak dziecko, gdy uda mi się jakieś u
ciebie wywołać, wkurza mnie to, że tak nagle znikasz a potem się
pojawiasz, czasem jesteś okropny, ale... - odwróciłem od niego
głowę, żeby nie widział, co się dzieje na mojej twarzy – No...
- zawahałem się – Tego... Cholera by to, lubię cię! - fala
ciepła zalała mi twarz. Poczułem ruch obok siebie, a gdy zerknąłem
kątem oka, zobaczyłem Kuroko wgapionego we mnie.
-
Kagami-kun, ja... Ja też cię... Lubię – uśmiechnął się i
nawet w ciemności było widać, że się rumieni. Zaśmiałem się w
myślach i ziewnąłem.
-
Dobra, Kuroko, mu tu gadu gadu a spać kto pójdzie? - zapytałem, a
Kuroko skinął głową potwierdzająco.
-
Tylko zapnę piżamę – powiedział i zaczął zapinać rozpiętą
przeze mnie piżamę. Chwilę się pomęczył, bo guziki były
malutkie i mnóstwo ich było. Gdy skończył był krzywo zapięty w
kilku miejscach, ale chyba się tym nie przejął. Położył się
plecami do mnie i przeciągnął lekko, ziewając.
-
Dobranoc – wymruczał w poduszkę. Przysunąłem się do niego,
chcąc zajmować jak najmniej miejsca.
-
Dobranoc – wyszeptałem, chuchając na jego szyję. Kuroko dał mi
z łokcia w brzuch, a ja zgiąłem się wpół z bólu – Dobra,
dobra, już – wróciłem do poprzedniej pozycji. Było mi
niewygodnie, więc zacząłem się wiercić, a Tetsuya westchnął
zirytowany. Wiedziałem, że to co zaraz zrobi, będzie bolało, więc
szybko chwyciłem go za przedramię, przy okazji obejmując. Drugą
rękę przecisnąłem pod nim i chwyciłem za nadgarstek tak, że
teraz nie mógł mi nic zrobić. No chyba że nogami. W takim razie
zablokowałem je swoimi.
-
Aaa! - pisnął jak najarana nastolatka – Zimne stopy! Zimne!
-
Nie wypuszczę cię – zaśmiałem się złowieszczo, zacieśniając
uścisk wszystkich kończyn. O ile da się tak nogami. Kuroko jeszcze
trochę się pokręcił, ale w końcu przestał, bo się zmęczył.
Leżał bez ruchu już jakiś czas, więc wystraszyłem się, że go
udusiłem. Puściłem jego przedramię i dotknąłem piersi. Serce mu
biło i to dosyć szybko.
-
Nie martw się, Kagami-kun, żyję – powiedział cicho, a mi serce
zaczęło tak szybko walić ze strachu, że czułem je w gardle. –
Po prostu próbuję zasnąć – myślałem, że już jakiś czas
temu zasnął. Przycisnąłem go do siebie, prawie dusząc.
-
Cholera, Kuroko, nigdy więcej mnie tak nie strasz – mój ton głosu
mógłby przerazić niejednego stwora z horrora. A Tetsuya se
chichocze. Zasadziłem mu lekkiego kopa w tyłek z kolana i
podciągnąłem się do góry tak, żeby jego włosy nie właziły mi
do nosa – Dobranoc po raz ostatni, więcej już nie powiem.
-
Dobranoc.
Te
niebieskie kłaki dalej mnie łaskotały, ale olałem to i okazałem
bunt, wsadzając w nie twarz. Były miękkie, puszyste i ładnie
pachniały. Wanilią, cynamonem i mandarynkami. To chyba efekt tego,
że już śpię. Zaciekawiło mnie, czy cały tak pachnie, więc
zjechałem niżej, do jego szyi i lekko ją powąchałem. Ten zapach
był taki... Intrygujący, ale dziwnie przyjemny... Nagle naszła
mnie głupia ochota, żeby ugryźć go w tą gładką, bladą szyję.
Zaciągnąłem się tym zapachem jeszcze raz i lekko uchyliłem usta.
Przysunąłem się, muskając go wargami i lekko zacisnąłem zęby
na jego szyi. Tetsuya cicho jęknął zaskoczony i drgnął, ale nie
wyrwał się. Nie pomagał mi za bardzo. Zacisnąłem zęby mocniej i
przyssałem się do jego szyi niczym glonojad do ścianki akwarium.
Niczym Midorima do szczęśliwego przedmiotu. Niczym Aomine do
Horikity Mai. Niczym Kuroko do shake'a. Dobra, ogar.
Nie
smakował jak wanilia, mandarynka ani cynamon, więc poczułem się
trochę oszukany. Odkleiłem się od niego delikatnie, oblizując
usta. Spojrzałem na jego nie-cynamonową szyję i aż zakrztusiłem
się powietrzem.
-
Oż cholera! Zrobiłem ci malinkę!
-
A czego się spodziewałeś po czymś takim, co? Tatuażu w kształcie
gwiazdki? - zapytał Kuroko wkurzony.
-
Ale... Ja chciałem tylko spróbować, czy smakujesz tak dobrze jak
pachniesz – zacząłem się tłumaczyć.
-
No to sobie spróbowałeś, zadowolony?
-
Bardzo! A i wiesz co ci powiem?! Jesteś oszukistą! Nie smakujesz
ani jak wanilia, ani jak cynamon, ani nawet jak mandarynki! -
krzyknąłem i odwróciłem się obrażony, zakładając ręce na
piersi.
-
Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań co do smaku –
sarknął – A jutro będziesz musiał mi to pomóc czymś zakryć –
odwrócił się w moją stronę – A może po prostu wrednie zrobię
ci to samo i będziemy kwita, co? - wystraszony odwróciłem się w
jego stronę i zobaczyłem złowieszczy uśmiech dziwnie
wykrzywiający tą uroczą twarz. Nie wiedziałem, że on tak
potrafi.
-
Dobra, przepraszam – zląkłem się. Cholera, straszny był.
Zdecydowanie za dużo przebywa z Akashim. Zablokowałem go tak jak
poprzednio, ale tym razem leżał twarzą w moją stronę.
Przycisnąłem jego drobne ciało do swojego, wtulając twarz we
włosy na czubku jego głowy. Poczułem krótki ruch i zaraz potem
jego zęby zacisnęły się delikatnie na mojej szyi. W miejscu,
którego dotknął poczułem przyjemne mrowienie. Kilka razy
przejechał po niej językiem i ssał ją lekko. Nie powiem, żeby mi
się to nie podobało. Mruknąłem z zadowoleniem, tuląc go do
siebie. Ostatni raz zaciągnąłem się zapachem jego włosów i
odpłynąłem w krainę waniliowo-cynamonowo-mandarynkowych snów.
***
KOMENTOWAĆ DX
Jest moc. *3*
OdpowiedzUsuńSłodka końcówka
OdpowiedzUsuńGyhyhy Kuroko akashi mode xD
OdpowiedzUsuńPodoba mi się all of dem! Lecę dalej bo już się jaram co się będzie.działo!
oooo!!!! ła!!!
OdpowiedzUsuń