I wiem, wiem, jestem strasznym leniem~
Nie napisałem prawie nic, ale goni mnie wszystko *Kłamiesz! Jutro jedziesz na miasto, przyznaj się! - Saiowy Pan Mózg* no i tego, tak jakby nie było czasu, eheheheee~
Ale koniec pierniczenia!
Rozdzialik dedykuję mojemu wspaniałemu Sebusiowi, bez którego popędzania nawet tego starego opka by nie było.
(Tak, jestem aż tak leniwy, że nie chce mi się zrobić kopiuj-wklej .___.)
Opowiadanie pisane przed Bożym Narodzeniem, madafaka XD Nieskończone, niedopisane, ale jest. Wstawię dwa rozdziały z czterech, żeby się przypadkiem komuś nie nudziło =w=
Bez dalszych wstępów - proszę, przedstawiam Waszym biednym oczętom pseudo yaoi w wykonaniu dwóch przystojniaków z anime "Kuroko no Basuke", a mianowicie protagonisty i jego Światełka, Kagamiego.
Zapraszam~
Kuroko no Basuke
Kagami x Kuroko
Wesołych Świąt!
20
grudnia, 19:37
Było
okropnie zimno. No, ale to chyba normalne o tej porze roku. W końcu
jest zima. Znaczy jeszcze nie ma śniegu, ani nic, chociaż nikomu
nie przeszkadzałoby, gdyby spadł. Bo w końcu niedługo święta. A
dokładniej, za cztery dni.
A
ja, zamiast pomagać mojej ukochanej rodzince w przygotowaniach do
tych najlepszych dni w roku, sterczę tu jak jakiś głupek
niedorobiony, czekając na cień. Wiem, brzmi to absurdalnie, ale tak
jest.
Tetsuya
Kuroko - koleś z mojej klasy, który postanowił zostać moim
cieniem, żeby pomóc mi zostać najlepszym zawodnikiem w Japonii. A
teraz cały czas się za mną włóczy, nie tylko na boisku.
W
sumie, nie przeszkadza mi to, całkiem gościa lubię. Ale jest też
irytujący, nigdy nie da się odgadnąć, o czym myśli, bywa wredny
na ten swój bezwyrazowy sposób i, najgorsze, ciągle pojawia się
znikąd i zawsze udaje mu się mnie przerazić. Chyba to gnom lubi,
bo robi to tak często, jak się tylko da.
No
a teraz cieniowi mojemu kochanemu zachciało się wpaść do kolegi
na urodziny. Ale taki mały minusik, ten kolega niezbyt mnie lubi.
Już raz chciał zasztyletować mnie nożyczkami.
Więc
Kagami, jak zwykle dzielny i odważny, mając na uwadze swoje życie
powiedział, że chwilę poczeka. Chwilę. Nie dwie godziny,
trzydzieści siedem minut i czternaście sekund! Miał mu tylko dać
prezent, do cholery!
A
ja w dodatku zaczynam się robić głodny... Bardzo, bardzo głodny.
A za rogiem jest knajpka "Maji Burger"... Poczułem, jak
ciepła strużka śliny spłynęła mi z ust. Szybko wytarłem ją
rękawem i już praktycznie czułem zapach pysznego burgera, już
prawie czułem w ustach jego smak... Nagle okropnie zaburczało mi w
brzuchu.
Nie
to nie, niech se Kuroko siedzi u Akashiego, ja idę na hamburgera.
Odwróciłem się na pięcie i rąbnąłem w coś.
-
Kagami-kun - noż kuźde, on nie może jak normalny człowiek do mnie
podejść?!
-
ILEŚ TY TAM SIEDZIAŁ, IDIOTO?! - jestem jak zwykle opanowany i
uprzejmy - CHCESZ, ŻEBYM CI Z GŁODU WYKITOWAŁ?! - Kuroko spojrzał
na mnie tymi swoimi błękitnymi ślepiami i aż mi się śmiać
zachciało. Wyglądał trochę jak pies. Już nie byłem taki
wkurzony.
Dzieciak
dobrze na mnie działa, nerwica mi przechodzi. Chociaż w większości
przypadków to on ją wywołuje. A co tam, ćwiczmy cierpliwość. No
ale w brzuchu dalej burczy, a widokiem tego debila się nie najem.
-
Idziesz ze mną - warknąłem, nadal lekko zbulwersowany, chwytając
go brutalnie za nadgarstek. W ciągu tych prawie trzech godzin
zdążyłem całkowicie przemarznąć, więc ciepłe ciało Kuroko
wywołało u mnie gęsią skórkę.
-
Masz zimne ręce - no odezwał się bystrzacha tym swoim beznamiętnym
głosem - Nie wziąłeś rękawiczek?
Ledwo
się powstrzymywałem, żeby się na niego nie wydrzeć, że miałem
czekać tylko chwilę, a nie trzy godziny, więc nie brałem tych
walonych rękawiczek. Ale mimo wszystko postanowiłem mu trochę
podokuczać. Też chcę mieć coś od życia.
-
A ty wziąłeś? - spytałem, na co Tetsuya pokazał mi prawą dłoń,
której nadgarstek dalej targałem. Miał na niej zwykłą, szarą
rękawiczkę.
Jednym
szybkim ruchem zdjąłem ją i z ledwością wcisnąłem na swoją
wielką łapę. Albo to ja jestem przerośnięty, albo to z nim coś
jest nie tak. No bo jeszcze nie widziałem faceta o tak drobnych i
kobiecych dłoniach. W ogóle Kuroko był jakiś niedorobiony. Mały,
cichy, niewidzialny, w dodatku ciągle ma przymuła. Ej, a może on
coś bierze?
-
Kagami-kun, oddaj - powiedział wyżej wymieniony, jak zwykle bez
żadnych emocji.
-
Nie - wystawiłem do niego język - Stałem tam trzy godziny i
czekałem na ciebie jak idiota, więc teraz ty możesz trochę
pocierpieć.
Cały
czas szliśmy w stronę "Maji Burger".
-
Zimno mi. Możesz mnie puścić, Kagami-kun? - zapytał. Oczywiście
- bez wyrazu.
-
Nie, bo wsadzisz łapę do kieszeni albo mi zwiejesz. Masz cierpieć.
Tetsuya
spojrzał się na mnie tym swoim obojętnym wzrokiem i wcisnął
swoją dłoń (łącznie z moją) do kapsy. Mało było miejsca w
kieszeni małego kolesia, więc moja dłoń wystawała z niej wygięta
pod dziwnym kątem, ręka Kuroko mnie gniotła z jednej strony,
ogółem było cholernie niewygodnie, ale przynajmniej ciepło.
W
końcu byliśmy pod wejściem do knajpki, okazało się, że wcale
nie jest stąd tak blisko do Akashiego.
Weszliśmy
do środka i od progu uderzyło nas przyjemnie ciepłe powietrze i
zapach burgerów. Jeszcze przyjemniejszy od ciepełka.
Już
chciałem iść do kasy, żeby zamówić "to co zwykle",
czyli stos składający się z dwudziestu ośmiu burgerów, i może
waniliowego shake'a dla Kuroko. Niech zna mą hojność. Ale mi nie
wyszło. Gdy odchodziłem, coś pociągnęło mnie za rękę i znowu
usłyszałem ten okropnie irytujący głos bez emocji.
-
Kagami-kun... Ręka... - spojrzałem na moją lewą dłoń, która
dalej była w kieszeni Kuroko. Chciałem ją wyjąć, ale... Nie dało
się. Szarpnąłem mocniej, ale nie chciałem podrzeć kurtki
dzieciaka, bo jeszcze mi się zaziębi na święta i kto mi da
prezent? Wspominałem już, że jedną z moich zalet jest
bezinteresowność? Tetsuya też szarpnął, ale nie udało się. No
świetnie, w brzuchu mi burczy, a ja mam rękę zaklinowaną w jego
kieszeni. Dzieciak szarpnął ręką jeszcze raz, a potem przekręcił
dłoń tak, że trzymałem jego zaciśniętą pięść w mojej. Swoją
drogą, ciepłe miał łapy. I takie jakieś delikatne. Jak papier
toaletowy. W końcu jakoś udało mu się wyjąć rękę.
No
ale co ze mną, cholera?! Chwilę się z tym mocowaliśmy, ale w
końcu dałem radę i poszedłem po prowiant.
Gdy
wróciłem z zadowoloną miną do tego stolika, przy którym zawsze
siadam, a Kuroko zawsze się wprasza, mówiąc, że był pierwszy,
dzieciaka tam nie było. Postawiłem tacę i shake'a i zacząłem się
rozglądać po sali, przy okazji odpakowując jednego burgera i
zjadając połowę jednym gryzem. Kuroko nigdzie nie było, więc
pomyślałem, że może poszedł do toalety, czy coś. Odwróciłem
się do ziemi obiecanej, którą była moja taca, i zobaczyłem
Tetsuyę siorbiącego to waniliowe coś i wlepiającego we mnie te
niewinne, niebieskie patrzały.
Ja
tu chyba na zawał zejdę, albo prędzej hamburgerem się uduszę.
Zadławiłem się, a ten się tylko gapi. Bez emocji. NO JA TU
UMIERAM! Gdy zaczęło brakować mi tlenu, on dobrodusznie podał mi
swojego shake'a. Szybkim ruchem zabrałem go i wypiłem połowę
zawartości. Zimne, okropnie. Jak on może pić coś takiego w taką
pogodę? Zerknąłem za okno, za którym zaczynało się robić coraz
ciemniej.
Kaszlnąłem
sobie jeszcze ze dwa razy, żeby wróciła mi mowa, i może też
trochę dla dramatyzmu.
-
Masz - podałem Kuroko burgera - Dla ciebie. O mało mnie nie
zabiłeś, ale koniec końców, uratowałeś. Jedz. Tylko się nie
udław - powiedziałem trochę złośliwie.
-
Dziękuję - powiedział lekko zdziwiony Kuroko, ale nadal nie
okazywał żadnych emocji.
-
Ech... - rozwaliłem się na siedzeniu i podparłem łokciem o blat -
Uśmiechnąłbyś się chociaż – powiedziałem, nachylając się
do niego przez stolik. Złapałem jego policzki w palce i podniosłem
do góry, tak że rozciągnąłem mu usta na całą długość i
wyglądał cholernie śmiesznie. Jak jakaś niedorobiona żaba.
Szkoda, że potrzebuję do tego dwóch rąk, bo gdyby nie to już
miałby zdjęcia, którymi mógłbym go potem szantażować. Tyle
przegrać.
-
Widzisz - starałem nie udusić się ze śmiechu - tak wyglądasz o
wiele lepiej - ledwo powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć
śmiechem na cały głos. Puściłem go, bo już nie wytrzymywałem.
-
Naprawdę? - zapytał inteligent z najwyższej półki.
Już
chciałem powiedzieć coś wrednego, ale powstrzymałem się, bo
całkowicie mnie zaskoczył. Uśmiechnął się do mnie bardzo
leciutko, ale i tak myślałem, że to jakieś głupie przywidzenia.
Potarłem oczy, ale Tetsuya nadal się uśmiechał. ON UMIE OKAZYWAĆ
EMOCJE?!
-
TY UMIESZ OKAZYWAĆ EMOCJE?! TY W OGÓLE MASZ EMOCJE?! - większość
ludzi w knajpce spojrzała w stronę naszego stolika, ale zauważyli
tylko dwójkę nastolatków, z których jeden pożerał już chyba
piętnastego burgera. Nie było w nas nic ciekawego, więc zaraz
powrócili do swoich zajęć. Kuroko spojrzał na mnie znowu bez
wyrazu.
-
W końcu jestem człowiekiem... - wzruszył ramionami - To chyba
normalne, nie?
-
No... Tak, ale nie u ciebie! - powiedziałem głośno, nadal
zszokowany. Dzieciak wydawał się być trochę smutny w tej swojej
obojętności.
-
Ja... Mam emocje, jest ich we mnie dużo. Bardzo dużo... Ale nie
jestem za dobry w okazywaniu ich... Krępuje mnie to - powiedział,
wzruszając ramionami. Bez wyrazu. Oczywiście.
-
Wow, pierwszy raz powiedziałeś mi o sobie tak dużo - wyszczerzyłem
twarz - Może jeszcze będą z ciebie ludzie.
Pożarłem
ostatniego burgera, Kuroko dopił shake'a i wyszliśmy z knajpki.
-
Ech... - westchnąłem, zakładając ręce za głowę - Ale się
nażarłem.
-
Kagami-kun - no nie, nie mogę. Niech on okaże te walone emocje, bo
mu coś zrobię! - Oddasz mi rękawiczkę?
-
Nie.
-
Kagami-kun, proszę. Zimno mi - oho, chyba się zniecierpliwił. Nie
oddam mu, ale nie chcę, żeby się przeziębił. O ile da się
przeziębić przez rękę.
-
Daj łapę - wyciągnąłem do dzieciaka rękę.
-
Co? - zdezorientowany przekrzywił głowę. Jak pies normalnie. Znowu
mi się zachciało śmiać. Westchnąłem rozbawiony i złapałem
jego małą dłoń.
-
Masz zimną rękę, jest jeszcze gorzej - maruda. Ale co tam, Kagami
jest miły i uprzejmy. Podniosłem tą kobiecą łapkę do ust i
zacząłem na nią chuchać.
-
Nadal mi zimno - on się chyba ze mną drażnił.
-
To se ją kurde wsadź pod czapkę!
-
Nie mam czapki - co fakt to fakt.
-
Uno momento por favor, inteligencie - wolną ręką zacząłem
grzebać w przedniej kieszeni spodni i w końcu wygrzebałem dosyć
zmaltretowaną czapkę z pomponem. Nie moją, w sumie to nie wiem,
czyją, ale była. Różowiutka. Wcisnąłem mu ją na łepetynę i
zacząłem się chichrać.
-
Może jeszcze szalik do kompletu znajdziesz? - zapytał Tetsuya, jak
zwykle beznamiętnie.
-
A wiesz, zaczekaj - niezbadane są czeluście moich spodni.
No
i znalazł się szaliczek. Oczywiście - różowy. Skąd ja to w
ogóle mam? Nieważne. Szalik był mięciutki, puchaty i bardzo
długi.
Mi
też było trochę zimno, więc zawinąłem sobie nim szyję ze trzy
razy, a potem dopadłem Kuroko i oplotłem go resztą szalika. Jego
końcówki irytująco dyndały, więc postanowiłem je związać.
Niechcący przyciągnąłem do siebie dzieciaka, tak, że stał
naprzeciwko mnie. Z czymś mi się to skojarzyło.
-
Niniejszym łączę nas węzłem małżeńskim - Kuroko walnął
facepalm'a - i ogłaszam nas Kagamim i Kuroko, światłem i cieniem,
mężem i żoną~! - zawiesiłem dramatycznie głos. Czy ja naprawdę
jestem tak debilny? Tetsuya chyba myślał o tym samym. Nagle
wybuchnąłem głośnym śmiechem.
-
To było głupie, Kagami-kun - dzieciak był chyba trochę
zażenowany.
-
Głupie?! - wrzasnąłem, między atakami śmiechu - To było
IDIOTYCZNE!
Tetsuya
spojrzał na mnie jak na jakiegoś psychola i zrobił coś, czym
zaskoczył mnie po raz drugi. Zaczął się cichutko śmiać.
-
Nie ciesz się, bo ci tak zostanie – dałem mu pstryczka w czoło -
Idziemy, czy sterczymy tu, aż nam tyłki poodmarzają? - nie
czekając na odpowiedź, złapałem kurdupla za rękę i pociągnąłem
za sobą.
Przeszliśmy
tak kawałek, a ja nagle zobaczyłem nasze sylwetki odbijające się
w wystawie zamkniętego sklepu. Wyglądaliśmy jak jakaś porąbana
para. Pomyślałem, co by było, gdyby ktoś z drużyny nas tak
zobaczył i aż zrobiło mi się gorąco. Szybko wyplątałem się z
szalika i puściłem Kuroko.
-
Muszę już iść - powiedziałem, przelotnie na niego zerkając. Był
trochę zdziwiony.
-
Kagami-kun... - zaczął, ale nie dałem mu dokończyć.
-
Cześć! - krzyknąłem przez ramię, idąc do domu szybkim krokiem.
Po
chwili już prawie biegłem. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem
Tetsuyę, idącego wolnym krokiem w stronę swojego domu. Po ziemi za
nim wlókł się różowy szalik.
Szybko
dotarłem do domu i walnąłem się na łóżko. Prawie od razu
zasnąłem.
***
KOMENTUJCIE, BO WALNĘ FOCHA .______.
To wal focha :I
OdpowiedzUsuńA tak na serio to nawet nieźle ci wyszło a przynajmniej mi się podoba. :)
Całkiem fajne. Bardzo lubię tę parę w kuroko no basket.
OdpowiedzUsuńŚwietne*.*
OdpowiedzUsuńDzięki tobie przypomniałam sobie jak bardzo kocham yaoi i ten Paring <3 Kiedyś też próbowałam sił w tym temacie , nie wyszło... Ale się nie poddałam , teraz mam nowego bloga o innym temacie co prawda ale mam dobre myśli , zapraszam i proszę o poradę ( http://przygodymojejwyobrazni.blogspot.co.at/ )
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńAno, tak sobie tutaj wróciłam, poczytałam...
OdpowiedzUsuńWieem, wiem, że Cię męczę.
Ale nudzi mi się, wiesz? ;-;
Ciekawe dlaczego... xD
A poza tym, Suzuya dorwała mnie nawet teraz - a niech cię szlag, facebook'u - i... Ugh, domyślasz się, o co chodzi, nie? Z nią się nie da wygrać, naprawdę ;-;
Nah, wspominałam już, że bezdenne kieszenie Bakagamiego są cudne? Też takie chcę... Znaczy, mam... Ale moje są puste ._.
Wiem, że się teraz (a przynajmniej powinieneś) uczysz, ale... Jak już wszystko sobie dzielnie powtórzysz, to dostałeś dosyć... Ugh, subtelne ponaglenie od Suzuyi... xD -^°^-
Także ten... Ja rozkminiam nad tekstami i kolejnymi "stylizajcjami", - wiesz, została jeszcze proteza nogi, jak już się pozbieram =^°^= - w tle Tsubuyaki, a Stalowy pozdrawia XD -^°^-
Zakochałam się w tym blogu xdxdxd
OdpowiedzUsuńO kurwa. Zajebiste!! Naprawdę dobrze napisane, i tak fajnie wszystko przedstawione! Bomba no!
OdpowiedzUsuńmega *-*
OdpowiedzUsuńNAPRAWDĘ!
OdpowiedzUsuńNAPRAWDĘ PIĘKNE!~
I jeszcze ten zachowana styl Kagamiego~
JEST
NAPRAWDĘ
PIĘĘĘĘĘKNE!
*Turla się po swoim stole z Ikei zwalając wszystkie filiżanki i talerze*